Miłość to choroba-POV Mia

31 4 0
                                    

Warren nagle spadł  z konia i wylądował na podłodze.

-Psia krew!-Krzyknął zirytowany chłopak.

-Nic ci nie jest? I co się dzieję?-Spytałam.

-Są duże kamienie nie da się przejechać.

-To musimy iść pieszo-Powiedział Nevor.

-No dobra...-Powiedziałam zniechęcona. Boję się, że znowu będę miała atak tej choroby.

Wszyscy wyszliśmy z powozu i poszliśmy w stronę lasu, tak do lasu znowu. Jednakże drzewa były inne ciemniejsze. Wszędzie panował mrok. Szłam pierwsza, i prowadziłam cała ,,Wesołą gromadę" jednakże poczułam jak coś  mnie ściska w brzuch...bardzo.

-Ałć!-Jęknęłam po czym przytaknęłam na ziemi.

-Nic ci nie jest?-Spytał przestraszony Warren.

-Nie...-Skłamałam żeby uniknąć niezręcznej sytuacji.

-Mhm-Powiedział po czym zeskanował mnie wzrokiem i odszedł.

Próbowałam wstać trochę się jeszcze kiwałam, ale to u mnie normalne.

-No to idziemy-Szepnęłam do siebie.

*po dwóch godzinach

Oczy mi łzawiły a brzuch bolał jak cholera. Oddaliłam się trochę i usiadłam na zakrzywionym pniu. 

-Nie idziesz?-Spytała mnie krzywo Summer, w sumie nie wyglądałam za dobrze.

-Zaraz do was dojdę.-Wyjąkałam.

-Ok...ale nie siedź tu za długo.-Powiedziała oddalając się.

Gdy Warren przechodził szybko złapałam go za rękę i pociągnęłam do siebie.

-Nie czuję się za dobrze-Wyszeptałam do chłopaka.

-Tak myślałem, ale lepiej sobie radzisz niż poprzednio-Odpowiedział.

-Nie pamiętam jak było ostatnio...to co robimy?-Wydusiłam z siebie.

-Ty tu siedź a ja powiem reszcie.-Odparł z poważną mina.

-Nie proszę nie...

-Musimy.-Uśmiechnął się do mnie i od razu pobiegł do reszty coś tam gadali i po chwili wszyscy do mnie podeszli to było takie...NIEZRĘCZNE, ale no cóż.

-Myślałem, że ataki nie przychodzą tak często przy tej chorobie.

-Najwyraźniej przychodzą, to co robimy?-Odparła Cassie.

-Warren, noś Mie na rękach i nie pozwalaj jej zasnąć!-Powiedział Nevor.

-Ok

Warren niósł mnie długo chociaż nie byłam w dobrym stanie on zawszę opowiedział jakiś suchar. Tym razem nie byliśmy z przodu gromady tylko w środku by każdy mógł zobaczyć czy nic mi nie jest. Szczerze było to dosyć krępujące, nigdy nie mogę zostać z Warrenem sam na sam a jak już jestem to wszyscy się na nas denerwują...ach...

-Jak tam?-Spytał Warren patrząc mi w oczy.

-Nawet dobrze.-Powiedziałam pół przytomna.

-To dobrze-Powiedział uśmiechając się.-Już nie długo.-Dokończył patrząc na balkon w oddali..balkon, ale królewski.

...

Odwróciłam głowę żeby zobaczyć te piękne drzewa, ale jedyne co widziałam to wielki pałac z pokryty czernią, ale coś tu jest nie tak..czemu tu nie ma strażników? Warren odstawił mnie przy drzewie i dał kubek z ciepłą wodą. Wszyscy usiedli w kręgu (razem ze mną)

-Więc jaki jest wreszcie plan dostania się do tego zamku?-Spytała Summer.

-A więc tak nie musimy się dostać niezauważeni tylko nierozpoznani. Ja przebiorę się jako strażnik wezmę pokój 125, gdzie tam Cassandra przyjdzie przebrana za sprzątaczkę później odejdzie a ja spotkam się z Zewotem sam na sam. Summer przebierze się za kata i zabierze Mie jako więźnia do pokoju numer 126. Za to Warren w stroju strażnika pójdzie do pokoju Mii. O 10:00 spotykamy się w tym miejscu jeśli mnie tu nie będzie...wiedźcie, że Zewot coś mi zrobił.-Powiedział Nevor.

-Dobrze-Wszyscy powiedzieliśmy.

Gdy oni poszli się przebierać ja siorbałam sobie wodę w spokoju, po około piętnastu minutach przyszedł do mnie Warren.

-I jak?-Powiedział siadając obok mnie.

-Nawet okej-Odpowiedziałam.

-Cieszę się-Powiedział dając mi pocałunek w policzek.

-*mruk*Co będziemy robić tyle godzin w jednym pokoju?-Spytałam.

-Coś wymyślimy.-Dał mi jeszcze jednego całusa po czym podał mi rękę bym dała rade wstać.

Wszyscy poszliśmy pod zamek, u bramy stali dwaj strażnicy jednakże Sammer skuła mi ręce i nie miałam ochoty na nich patrzeć. Jedynie co zrobili to srogo się na nas popatrzyli po czym gestem ręki wpuścili nas do środka. Wtedy wszyscy rozdzieliliśmy się  bez słowa. Popatrzyłam jeszcze na Warren i razem z Summer poszłam do mojego pokoju. Był on wielki i przestrzenny na środku stało wielkie łóżko a na balkonie malutki kameralny stolik.

-Pójdę poszukać jakiegoś alkoholu.-Powiedziałam do siebie.

Pootwierałam wszystkie szafki, półki i te podobne. Aż wreszcie znalazłam czerwone wino. Poszłam na balkonik i gdy własnie miałam otwierać napój ktoś zaczyna pukać do drzwi, aż serce mi stanęło żeby to nie był to żaden ze strażników. Podeszłam do drzwi i delikatnie pociągnęłam klamkę a za drzwiami stał Warren. Szybko wszedł i zamknął drzwi.

-Witaj ukochana.-Powiedział.

-Witaj.-Zarumieniłam się.

Warren szybko zajrzał na balkonik gdzie stał nie otwarta butelka z winem.

-Napijemy się?-Spytał.

-W sumie..to tak.

Usiedliśmy naprzeciw siebie wpatrując się w całe DarkGrod.

-Nie sądzisz, że jakoś za łatwo tu weszliśmy?-Spytał Warren biorąc łyka.

-Trochę tak...Ale to już sprawa Nevora zauważ, że mamy teraz czas wolny dla siebie.-Odparłam.

-Masz rację.-Uśmiechnął się po czym namiętnie mnie pocałował.






Wojna Goldenrod-Przebudzenie LegendyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz