Na skraju tragedii

2K 148 33
                                    


( powyzszy edit i jednocześnie zdjęcie do rozdziału jest wykonane przeze mnie, mam nadzieję że się podoba 😘 - dop. Aut.)

Gdy tylko wódz z kilkoma powiernikami opuścił statek po długiej podróży, ludzie z osady podbiegli do niego z wrzaskami. Oni opowiedzieli mu od razu wszystko co zaszło wczoraj, dodając coś od siebie, jak to przestraszeni ludzie mają w zwyczaju. Stoick otworzył oczy szeroko z niedowierzaniem i od razu udał się w stronę domu Hofferson. 
Tym czasem zaniepokojona długą nieobecnością szatyna nocna furia, chodziła nerwowo w kóło małego jeziora. Smok w końcu nie wytrzymał i postanowił poszukać chłopaka, czuł że stało się coś złego. Zawsze wiedział kiedy Czkawce działa się krzywda, nawet jeśli nie był akurat obok niego. Podjął próbę wydostania się z kanionu, ale zakończyła się fiaskiem. Gad z wyżutem spojrzał na automatyczny ogon. Nie zamierzał się jednak poddać i zaczął próbować ponownie.

***Perspektywa Czkawki***
Uchyliłem  lekko powieki i zamrugałem kilkakrotnie by pozbyć się mroczków z przed oczu, potem panicznie rozejrzałem się po pokoju. Poczułem ból pleców i głowy  ale zignorowałem to bo nade mną stała jakaś blondynka, wyraźnie się czymś przejmując. Poderwałem się natychmiast do siadu i cofnąłem gwałtownie do tyłu, wbijając plecy w ścianę za łóżkiem. Dopiero teraz dostrzegłem, że ta blondynka to Astrid.

***Perspektywa Astrid***
Wyglądał tak niewinnie, tak bezbromnie. Pierwszy raz widziałam go przerażonego i rozkojarzonego. Wydawał się nie do zdarcia, a jednak, w tym ciele drzemało jeszcze trochę tego starego, delikatnego Czkawki. Przypominał mi teraz młodego smoka, którego matka odleciała, a on pozostawiony sam sobie nie wiedział co zrobić w razie czyhającego zagrożenia.
- To ja, Astrid, pamiętasz? - zaczęłam. Spojrzał na mnie niepewnie przechylajac lekko głowę na bok i odkleił ciut plecy od ściany za nim.
-Zupełnie jak smok...- Pomyślałam
- Pamiętam- odparł przywracając mi świadomość, kim jest na prawdę.
- T..tak. - odparł i rozejrzał się dookoła .
- Co ja tu robię? Co się stało ?- zapytał siadając ciut pewniej.
- Zostałeś otruty, ale już wszystko gra. - powiedziałam szybko, żeby go nie przestraszyć bardziej. Zamyślił się.
- A to ? - spytał wskazując na bandaże owijające jego klatkę piersiową i czoło. 
- Długa historia...- odpowiedziałam wymijająco. - Boli? - dodałam po chwili.
- Przyzwyczaiłem się, bywało o wiele gorzej. - odparł bez namysłu, po czym szybko wstał z posłania. Gwałtowny ruch wywołał u niego delikatny jęk, na dodatek chyba nie zauważył że zdjęłam mu protezę nogi, bo zachwiał się, i gdyby nie to że go podtrzymałam, runąłby na ziemię.
- Co ty robisz? - zapytałam lekko zła.
- Muszę iść do...- nie dokończył bo przerwał nam paniczny głos kogoś na zewnątrz.
- Nocna Furia!!!
- o nie...- usłyszałam szept Noun'a. Był na prawdę przerażony.

***Perspektywa Stoicka***

Kiedy szedłem w stronę domu Hofferson, na wzgórzu mignęło mi coś czarnego. Od razu zorientowałem się że to smok.
Smok na Berk ? Od zniknięcia mojego jedynego syna rzadkość. Ale... Znam tylko jednego czarnego smoka... To na pewno wina tego dzieciaka, o którym mowili mi moi podopieczni. Dziecko demona, ściągnęło na nas klątwę i wezwało tego potwora.
-Narpiew zajmę się tym nieprawym pomiotem burzy, potem chłopkiem,- rzekłem, wskazując na wzgorza i zawołałem do siebie najlepszych wojowników z Berk. Za nim jednak wyruszyliśmy ta bestia znalazła się w wiosce. Wyglądała jakby czegoś szukała. Zapędziła się bliżej.  Zacisnąłem ręce na toporze.
-Za mojego synka.- wyszeptałem i ruszyłem na bestie. Zwierzę szybko mnie rozpracowało i rzuciło się na mnie,powalając na ziemię. Ogonem odrzucił kilkoro moich pomocników. Resztę odepchnął rozkładając ogromne skrzydła. W jego paszczy ujrzałem fioletową poświatę. Byłem gotowy. Miał mnie kto zastąpić. Astrid była gotowa. Gad już miał we mnie strzelić gdy usłyszałem krzyk.
- Szczerbatek! błagam nie!!! - nie wiedziałem do kogo należał ten głos. Wiem że był mi zbawieniem. Skorzystałem z rozkojarzenia gada i uderzyłem go z całej siły w pysk. Lekko oszołomione obrotem sytuacji zwierzę, obezwładnili moi wojownicy. Odwróciłem się w stronę głosu i zobaczyłem jak Astrid trzyma jakiegoś  chłopaka, ze sztuczną lewą nogą, który krzyczy jakieś imię. Chyba tego demona. Nie myślałem długo nad tym widokiem, tylko odwróciłem się w stronę moich ludzi. Któryś z nich podał mi broń. Podszedłem do obezwładnionego smoka i uniosłem topór do góry, idealnie nad jego karkiem.
- Nie, nie , on jest nie groźny!!!- dobiegał do mnie gdzieś z tyłu roztrzęsiony i paniczny głos. Zignorowałem to. Zamachnąłem się, ale za nim uderzyłem, dostrzegłem jakieś ciało leżące na szyi smoka. Ten wariat musiał się wyrwać blondynce. Miał na plecach wytatułowaną nocną furię.
- A więc to ten o którym mowili wandale. - wyszeptałem do siebie.  Dla mnie to lepiej. Wykończe ich obu za jednym zamachem. Ponownie uniosłem broń, ale uderzyło we mnie pewne wspomnienie...
- Proszę! Nie róbcie mu krzywdy! - dobiegł do mnie rozpaczliwy krzyk As.

***Perspektywa Czkawki***
Astrid trzymała mnie mocno, ale chęć ratowania przyjaciela wygrała. Wyrwałem jej się w końcu i przepchnąłem przez wikingów. Zasłoniłem Szczerbatka sobą. I zaciskając palce na łuskach gada modliłem się o cud. Bo tylko on mógł nas teraz ocalić. Astrid coś krzyczała, ale nie zrozumiałem. Był za durzy szum. Z pod moich zaciśniętych powiek wydobyło się kilka palących , słonych łez, ale nikt nie mógł tego dostrzec. Słyszałem jak mój przyjaciel głośno oddycha, jego serce przyspiesza, tak jak moje.
- Razem na zawsze, tak jak obiecałem... - wyszeptałem gotowy na wszystko. 
  To jednak trwało zbyt długo. Już dawno ostrze powinno zatopić się w moim ciele i oboje powinniśmy być martwi. Uniosłem lekko głowę i dostrzegłem iż wódz wikingów upuszcza swoją broń gdzieś obok siebie i odsuwa się o krok. Tym razem to Szczerbatek wykorzystał rozkojarzenie oraz zdziwienie ludzi i wyrwał się z uścisku lekko odpychając mnie w bok. Jak tylko był wolny wyszczeżył białe kły podbiegł do mnie i czule okrył ogonem. Siedziałem na ziemi całkiem sparaliżowany strachem. Wandale nas otoczyli i z niedowierzaniem wgapiali się w ten obrazek. Sama nocna furia właśnie broniła czlowieka. Mordka musiał wyczuć ich zamiar rzucenia się na nas, dla tego w jego paszczy pojawiła się fioletowa poświata.
- Nie, zostawcie ich! - odezwał się wódz tonem pewnym i niskim, więc wszyscy zamarli i odsunęli się ciut do tyłu. - Uspokuj To..- powiedział do mnie dając nacisk na słowo ,,to" jakby chciał mi uświadomić że to nie człowiek.
- Spokojnie, już... Wszystko będzie dobrze.- mówiłem gładząc chłodne łuski smoka. Ten przytknął pysk do mojej twarzy, zaczął ją delikatnie lizać, cały czas osłaniając mnie skrzydłem i ogonem. Oddychałem szybko, serce mi waliło i byłem strasznie zestresowany oraz przestraszony. Mój najlepszy przyjaciel  dobrze to czuł, dlatego powarkiwał na zebranych pomiędzy liżnięciami.

W tym rozdziale to by było  na tyle.
Mam nadzieję że wam się podoba 😘
Do nexta kochani 💓💓💓💓

Przyjaciel smoków [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz