*** Perspektywa Czkawki***
Siedziałem tak jeszcze przez chwilę, pilnowany przez Szczerbatka, aż końcu mój ojciec zechciał zabrać głos ponownie.
- Zostawcie ich...- powiedział wyraźnie zły.
Próbowałem uspokoić oddech i oszalałe serce. Zmienił się. Jego twarz zdobiło wiele blizn. Jedna ciągneła się przez całe prawe oko i policzek. Wzrok pozbawiony dawnych iskierek i pełni życia, wyrażający tylko gorycz i niechęć do wszystkiego. Spojrzał na mnie i zbliżył się trochę. Szczerbatek od razu zaregował szczelniej mnie zakrywając i warcząc wrogo. Wódz Wandali zachwiał się w miejscu.
- Nie zrobi mi krzywdy, - powiedziałem delikatnie, ale po ostatnich zdarzeniach nocna furia nie zbyt mi uwierzyła i trwała uparcie przy swoim. Stoick zacisnął palce na broni. Smok zawarczał głośniej, przez moje myśli przebiegły wszystkie najgorsze scenariusze. Za nic nie mogłem uspokoić wściekłego przyjaciela. Nie chciałem żeby komukolwiek stała się krzywda, a co dopiero jedynej istocie której tak na prawdę ufałem i której od początku na mnie zależało bardziej niż komukolwiek innemu. Wpadliśmy w niezłe bagno. Z prawej strony usłyszałem jakieś kroki. Potem głos.
- Niech wódz odłoży broń,proszę! - krzyknęła. To była Astrid?! Stoick spojrzał na nią zaskoczony.
- Jeśli mi wódz ufa, proszę...- dodała. Mężczyzna na chwilę się zamyślił po czym upuścił broń na ziemię. Szczerbatek lekko złagodniał, ale nadal warczał i okrywał mnie swoim ciałem, niepozwalając mi wstać z miejsca. Ruszył łbem znacząco. Wódz spojrzał niepewnie na Astrid, ta pokiwała twierdząco, więc rudowłosy odkopnął broń na bok. Mordka popatrzył na niego niepewnie po czym lekko mnie odkrył, umorzlwiając mi wstanie. Podniosłem się powoli trzymając dłoń na karku gada by ciut go uspokoić. Spojrzałem na ojca szukając wytłumaczenia tego zajścia i jego zachowania. Na nic. Kiedy odzyskałem trzeźwość umysłu miałem zamiar wsiąść na siodło przyjaciela i odlecieć, ale tata zaczął mówić.
- Kiedy mój synek był mały, chodziłem z nim na plażę. - zaczął. Nie miałem pojęcia po co mi to mówi... jestem przecież ,,obcym" i zagrożeniem. Po za tym on nie zdaje sobie sprawy, ale przecież ja to wiem. Często w dzieciństwie chodziliśmy na plażę i zawsze wracałem z płaczem, gdyż mój ojciec jak zwykle był mną rozczarowany.
- Pewnego dnia na jednej z tych plaż leżał mały smok.- kontynuował. W tym momencie postawiłem lekko uniesioną, gotową do przerzucenia przez siodło nogę, na ziemi. Szczerbatek zamruczał pytająco, ale go zignorowałem.
- Chciałem mu pokazać jak się zabija smoki, ale, gdy uniosłem miecz, on wgramolił się między mnie a smoka...- powiedział i wbił we mnie błagalne spojrzenie.
Pamiętałem ten dzień. Niezłe dostałem wtedy wciry. Obiecałem sobie po tym dniu że zabije każdego smoka jakiego spotkam, by tata był w końcu dumny, jak widać,nie wyszło. Równiez spojrzałem na podstarzałego wikinga. Udawałem że nie wiem o co chodzi, ale dobrze wiedziałem. Skoro mi to mówi znaczy że mnie nie poznał. Ucieszyłem się, jednak gdy dojrzałem błękitne łzy w jego oczach, coś we mnie nagle pękło.
- To był wrzeniec...tato...- odparłem po czym zatkałem usta dłonią. Szczerbatek popatrzył na mnie przestraszony. Wiedział że to mój ojciec, ale nie sądził że się wydam. Mężczyzna spojrzał na mnie zaskoczony.
- To był wrzeniec...- odparł po chwili. Wszyscy wymieniali zdziwione spojrzenia. Stoick podszedł do mnie kilka kroków. Nocna furia na ten śmiały gest owinęła mnie ogonem i wrkneła.
- Wszystko gra. - powiedziałem, a gad z niechęcią pozwolił się mężczyźnie do mnie zbliżyć.
Stałem z nim twarzą w twarz z ustami zaciśniętymi w wąską linie. Podrapałem się nerwowo po karku. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem.
- Wiem co teraz powiesz... Zapytasz pewnie czemu uciekłem, czemu nie wróciłem...ale ja, gdy spotkałem Szczerbatka... nie chciałem go narażać, w sumie czy miałem powód by wierzyć, że Barek się zmieni, bo ja, niedorajda z wyspy, zaprzyjaźniłem się ze smokiem ? I to z nocną furią... - potok moich słów przerwała jego ręka zbliżająca się do mojego policzka.
Zbagatelizowałem ją i mówiłem dalej.
- Zawsze byłem inny... Nie odnalazłbym się tu, nigdy nie potrafiłem zabić smoka... Ja... Ja...- nie dokończyłem, gdyż chwycił mnie w ramiona i mocno uściskał.
- Mój syn... Mój jedyny syn...- wyszeptał z wyraźnym wzruszeniem. W moich oczach nagromadziły się łzy. On chyba też płakał bo poczułem coś mokrego na wciąż odkrytych plecach. Mordka złagodniał od razu i przypatrywał się temu obrazkowi z wyraźnym zadowoleniem, co jakiś czas powarkując na tych którzy zdecydowali się podejść do nas ciut za blisko. Ludzie przestraszeni, od razu gwałtownie się cofali. Ojciec w końcu się ode mnie odkleił i spojrzał na Szczerbatka. Znieruchomiałem.
- Więc to ta bestia opiekowała się moim dzieckiem przez 6 lat? - powiedział obojętnie. Mój przyjaciel mruknął napinając klatkę piersiową. Na ten gest kilka tchurzy cofło się jeszcze bardziej niż reszta tłumu.
- Tato...on...- chciałem coś powiedzieć ale zostałem powstrzymany przez gest jego ręki.
Wódz Berk zrobił coś czego się w ogóle nie spodziewałem. Nagle zdjął chełm, rzucił na bok i pochylił głowę przed smokiem.
- Dziękuję... Za opiekę nad moim synem.- powiedział pewnie. Nocna furia również schyliła łeb i lekko rozłożyła skrzydła, a ja właśnie nie byłem w stanie zrozumieć co się tuż przede mną stało. Sam Stoick Ważki, właśnie chylił czoło, przed smokiem. I to nie byle jakim smokiem. A pomiotem piorunów i samej samiuteńkiej śmierci, jeszcze z wdzięcznością... Szczerą wdzięcznością... Po chwili mordka podbiegł do mnie zadowolony i poprosił o pieszczoty, na które nie umiałem mu odmówić.
- Nikt nie śmie tknąć tego smoka jasne!?- wódz zwrócił się do ludu. Wszyscy chodź nie chętnie przytakneli. No prawie wszyscy. Sączysmark gapił się tak tylko na to co zaszło i nie był w stanie nic wyksztusic, ani się ruszyć.
Poddani zaczęli się rozchodzić, aż zostałem tylko ja, Astrid, Szczerbek i ...tata...
Spojrzał na mnie akurat w chwili, gdy Szczerbatek zaczął znów mnie lizać.
- I co? W końcu dostałeś nagrodę za to niańczenie mnie chę? - powiedziałem do smoka, a ten zaczął mnie przedrzeźniać i lizać. Wszystkiemu przyglądała się blondynka rudowłosy i... No ... I Sączysmark.
- Chciałbym zostać ze Szczerbatkiem chwilę sam... - powiedziałem.
- Tylko nigdzie nie uciekaj tym razem. Czekamy w twierdzy. - rzuciła wesoło As i ruszyła z wodzem, który odprowadził mnie miłym wzrokiem.
- To co Mordko? Zostaniemy do jutra i wracamy?- zacząłem. Zwierzak popatrzył na mnie zdziwiony.
- Co myślałeś że tu zostanę? nie ma mowy. Mój dom jest wśród naszych smoków. - odparłem stanowczo. Ten strzelił mnie ogonem w łeb i udał się w stronę twierdzy. Nie ma to jak najlepszy przyjaciel... Miałem ruszyć za nim, ale coś przyparło mnie do ściany nieopodal.
- Sączysmark? - od razu rozpoznałem byłego prześladowcę. Trzeba mu było jedno przyznać. Przez te 6 lat, też nieźle przypakował.
- Słuchaj niedorajdo, nie ma tu dla ciebie miejsca... Astrid jest moja, tak samo jak tron Berk... jasne? Zabieraj graty, latającego demona i wynocha. - wysyczał mi w twarz. Miałem już cóż zrobić, ale ktoś mnie wyprzedził. Coś odepchnęło Jorgensona w tył o dobre kilka metrów. Widocznie mój smok, zaniepokojony moją nieobecnością wrócił się. Dałbym sobie radę, ze Smarkiem, mimo to ucieszyłem się na widok przyjaciela. Nocna furia stanęła między nami obnażając swoje białe kły. Sączysmark aż się wzdrygnął. Pogłaskałem mordkę uspokajająco po karku.
- Uważaj na słowa, a nastepnym razem upewnij się, że nie mam obok smoka.- powiedziałem ironicznie i udałem się z wierzchowcem w stronę twierdzy. W głębi duszy jednak wiedziałem że w moich słowach jest więcej prawdy niż mi się wydaję. Sączysmark tak łatwo nie odpuści...W tym rozdziale to już wszystko.
Mam nadzieję że wam się spodobał 😘
Do nexta kochani 💓💓💓💓💓
![](https://img.wattpad.com/cover/138690275-288-k201248.jpg)
CZYTASZ
Przyjaciel smoków [Zawieszone]
FanfictieCo by było gdyby Czkawka jednak uciekł z Berk? Gdyby postanowił wieść samotne życie wśród smoków ? Dowiesz się czytając to opowiadanie ;)