na złamanie karku

2.2K 134 18
                                    

***Perspektywa Czkawki***

Szczerbatek leciał w zawrotnym tempie w kierunku naszej wyspy. Nie wiem co mnie napadało... Pocałowałem ją... I jeszcze obiecałem że postaram się wrócić... Co ze mną nie tak ? Moje łzy porywał wiatr, mimo to piekły mnie od nich policzki.  Mordka zamruczał pocieszająco. Pogładziłem go delikatnie, dając do zrozumienia, że wszystko gra. Nie za bardzo mi uwierzył. Nie dziwię mu się, też bym sobie nie uwierzył. Nie widział moich łez od kąd łowca postanowił zabawić się moją lewą nogą. A to było dość dawno temu. ( W moim opowiadaniu Szczerbatkowi udało się uratować całego Czkawke przed ogniem czerwonej śmierci i chłopak stracił ją później – dop. Aut.)
***
Kiedy dolecieliśmy zauważyłem od razu, że coś jest nie tak. Mój wierzchowiec zaczął powarkiwać jak tylko postawiłem stopy na gruncie, a ja na straży nie widziałem żadnego smoka...
- Pięknie...- powiedziałem do siebie. Nagle z zza krzaków wybiegło kilka gadów. Nie wyglądały na ranne czy przestraszone. Ulżyło mi ciut. Szczerbus też rozluźnił się i ruszył w głąb wyspy. Miałem wrażenie że robi to by sprawdzić czy na pewno jest bezpiecznie... Robił tak po każdym locie, nawet tym krótkim. Pogłaskałem na powitanie otaczające mnie smoki i ruszyłem w stronę chatek. Chciałem też szybko dowiedzieć się gdzie jest reszta podopiecznych. Gdy miałem już skręcić do osady, koślawy mruk zagrodził mi drogę, popychając w innym kierunku.
- O co chodzi mały? - zapytałem, gładząc przyjaciela. Ten popchnął mnie bardziej, zachwiałem się lekko, ale szybko odzyskałem równowagę i ruszyłem w kierunku wskazanym przez zwierzaka.
Kiedy dotarliśmy do jeziorka mniej więcej na środku wyspy, odkryłem, że tam zebrały się wszystkie smoki, oprócz Szczerbatka.
W wodzie, a raczej przy brzegu lekko zanurzone, spoczywało sobie...jajo? Podszedłem bliżej i przyjrzałem się lepiej znalezisku. Gady bacznie mnie obserwowały. Były nie pewne mojego zachowania, co za zwyczaj się nie zdarzało.
- Ale to nie możliwe...przecież one... wymarły...- wymamrotałem do siebie wyciągając dłoń w stronę znaleziska.
- Wszystko jasne...- dodałem po chwili.

*** Perspektywa Stoicka***
Nie ma go. Odleciał, a Lars za nic nie chce mi powiedzieć z kąd się znali. Znów straciłem syna. Moje jedyne dziecko... Astrid mówi żebym się nie martwił, że on nie chce być znaleziony, kiedyś sam wróci. Ale ja nie mogę bezczynnie siedzieć i czekać...

***Perspektywa Czkawki***
Jajo oszołamostracha, leżało sobie w moim jeziorku... Jak? Z kąd? Co... Na mojej wyspie miał się wychować król wszystkich smoków? Najsilniejsze stworzenie na świecie, mogące kontrolować inne smoki... Dotknąłem jaja, co wywołało poruszenie pośród gadów... Cofnąłem rękę by pokazać zwierzekom że wszystko gra...
Nagle zerwał się silny wiatr. Uniosłem wzrok do góry by zobaczyć czworoskrzydłego smoka unoszącego się nad moją głową. Nie to było jednak najdziwniejsze... Ten gad miał jeźdźca. Wszystkie smoki zaczęły szarżować. Latały, lądowały, skrzeczały, porykiwały całkowicie bez jakiego kolwiek ładu czy  sensu. Wieszchowiec tego intruza wylądował na ziemi, zbliżając się do mnie powoli. Odruchowo się cofnąłem. Wystawiłem przed siebie dwie otwarte dłonie... Smoka się nie bałem, ale  nieobliczalnego właściciela owszem.  Tutejsze smoki go nie atakowały... Tak jakby go znały, albo już widziały. Moze były po prostu zbyt zszokowane. Za sobą usłyszałem głośne pomrukiwania.
- Szczerbatek...- odetchnąłem z ulgą. Czarny smok stanął między mną a obcym warcząc wrogo. Całkowicie mnie sparaliżowało... Nie wiedziałem co robić, mimo wieloletniego doświadczenia z najgorszymi  łowcami, ale to nie był łowca...  A może, co jeśli wykorzystuje tego biednego gada? Jak już się zaczną problemy, to tak łatwo się nie skończą.
- Nocna Furia... - usłyszałem głos. Był zniekształcony przez maskę na twarzy nieznajomego, ale wydawało mi się że należy do ... Kobiety?!  Ten ktoś, zsunął się z wierzchowca i zaczął zbliżać do mojego najlepszego przyjaciela. Szczerbatek owinął mnie ogonem i zaczął warczeć głośniej.
Patrzyłem przestraszony na tę sytuację gładząc lekko czarnego gada.
- Spokojnie , spokojnie...- mówiłem, choć wcale nie było powodu do zachowania spokoju.
On...podszedł jeszcze bliżej... Zrobił jakiś dziwny gest ręką i mój wierzchowiec padł na ziemię jak długi. Wystraszyłem się nie na żarty. Tajemnicza osoba wyciągnęła dłoń w moją stronę, a ja odchyliłem twarz. Ona wyszeptała coś i cofnęła się, zdjęła maskę z głowy i popatrzyła na mnie. Tak to była kobieta... o zielonych oczach i brązowych włosach.
- Czkawka? - zapytała prostując się.
- Czy ja cię znam? - zapytałem. W sumie nic lepszego nie przyszło mi do głowy.
- Nie, ale matka nie zapomina...- odparła. Wryło mnie w ziemię... Co?! Zacząłem szybciej oddychać. Odynie wszechmogący... Przecież ona nie żyje... Nie...
- Ale...ale...- zacząłem.
- Cii...- odparła delikatnie i wskazała na swojego smoka. Ten podszedł bliżej i trącił mnie łbem.  Zacząłem go odruchowo głaskać , a ona patrzyła.
- Nie boisz się ? - zapytała.
- Przed chwilą powiedziałaś mi że jesteś moją matką! Chciałabym jakiś wyjaśnień... powiedziano mi że zabiły cię  smoki!- krzyknąłem... Nie można tak po prostu powiedzieć komuś że jest się jego rodzicem a potem zmienić temat...
- Ja wiem, rozumiem cię... Ale musiałam odejść, nie chciałam cię narażać, ja nie potrafiłam zabić smoka... Przez to kiedyś ty i twój ojciec prawie zgineliście. - odparła.
- I zostawiłaś mnie wśród ludzi, którzy zabijają te wspaniałe istoty na każdym kroku...- dodałem podchodząc do mojego nieprzytomnego smoka.
- Co mu zrobiłaś? - zapytałem zimno.
- Nie długo się obudzi...- odrzekła patrząc na mnie ze smutkiem. Jak na zawołanie moj przyjaciel otworzył powoli oczy i rozejrzał się panicznie w około. Widząc mnie rzucił się na mnie i zaczął lizać po twarzy.
- Wszystko gra mordko.- powiedziałem gładząc smoka. Nocna furia otoczyła mnie ogonem i znów popatrzyła wrogo na moją... Ehh.. mamę? Jeszcze to do mnie nie dociera. Narpiew ojciec, teraz matka... Super... To rodzinka w komplecie...tylko że ja nie mam ochoty patrzeć na żadnego z nich. Jej smok ruszył się nerwowo na gest mojego druha, ale kobieta uspokoiła go ręką.
- Wszystko dobrze mały... To moja..mama...- rzekłem do wierzchowca gładząc go po chłodnych łuskach. On popatrzył na mnie zdziwiony i zamruczał niepewnie.
- Czemu tu przyleciałaś? - spytałem kobiety... No bo przecież nie dla mnie...
- Szukałam miejsca dla...- zaczęła.
- Oszołamostracha ...- dokończyłem. Skoro ma smoka to pewnie działa trochę podobnie  jak ja. - Będzie tu bezpieczny... Moje smoki się nim zajmą- dodałem. Popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Czyli...- chciała coś powiedziec ale jej przerwałem.
- nie było cię przez 20 lat... Miałem wtedy roczek, zniknęłaś i zostawiłaś mnie wśród ludzi którzy starali się mi wmówić, że smoki to krwiożercze demony... Myślisz że będziemy teraz szczęśliwą rodziną... Cieszę się że mnie znalazłaś i w ogóle, że żyjesz...ale... Spójrzmy prawdzie w oczy...- powiedziałem przez łzy... Słona ciecz zaczęła spływać po mojej twarzy, tworząc wartkie strumyki. Szczerbatek otarł się o mnie pocieszająco i zamruczał delikatnie. Nie znosił kiedy byłem smutny, albo zły, zawsze starał się mnie pocieszyć. To właśnie on był jedynym kogo towarzystwa potrzebowałem i chciałem.
- Rozumiem twój gniew... Ale jak widzę i tak się wykruszyleś, znalazłeś słuszną drogę i również uciekłeś...- odparła...
Milczałem. Nie zdawała sobie sprawy ile musiałem przejść, by żyć tak jak teraz.
- Dziecko, za nim odejdę musisz o czymś wiedzieć. - powiedziała po chwili milczenia i wręczyła mi pomięty papier.
- Uważaj na siebie, wiem że dobrze zajmiesz się smokami... Mamy to we krwi - rzekła i wskoczyła na smoka.  Otarłem łzy i spojrzałem na zwitek papieru. Super... Moje kłopoty dopiero się zaczynały...

W tym rozdziale to było by na tyle.
Mam nadzieję że wam się podoba 😘
Do nexta kochani 💓

Przyjaciel smoków [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz