Rozdział 23

99 10 11
                                    

         Kolorowe obrazki w książkach, z których uczyli się czytać w klanie nie przygotowały Fariathel na ogrom pstrokatych plam na mapie Fereldenu, w których próbowała się odnaleźć. Alistair jeden kamyk położył na Redcliffe w którym się znajdowali, drugi na Wieży Kręgu a trzeci na stolicy państwa. Palcem wskazywał Orzammar, a Mahariel na zielonej plamie lasu Brecillan położyła dłoń.

- Daleko...- mruknęła, posyłając Alistairowi kolejne zrezygnowane spojrzenie.

- Wiem- westchnął.- Nie mamy wyboru, bez arla nie zdobędziemy poparcia szlachty. A bez nich Loghain pokrzyżuje nam wszystkie plany- przypomniał to, co powtarzali już niezliczoną ilość razy.

- Zagraża nam Plaga i wojna domowa- doszło od drzwi.- Cudownie mieć jasną sytuację, prawda?

Elfka obróciła głowę, posyłając uśmiechającej się ironicznie Morrigan twarde spojrzenie.

- Najważniejsze, że mamy plan- przypomniała Leliana, wskazując na Denerim.

- Który zakłada ratowanie wszystkich po drodze, zamiast skupienie się na pomiotach- zakpiła apostatka.

- Morri, jak masz zamiar powstrzymać Plagę w pięć osób?- Zapytała znowu Strażniczka.

Kobieta wywróciła swoimi żółtymi oczami, a odbiwszy się ramieniem od framugi oddaliła się korytarzem.

- Chodzący optymizm i wsparcie- mruknął Alistair, posyłając ciemnemu otworowi drzwi wymowne spojrzenie.

Fariathel uśmiechnęła się do niego. Podejście Morrigan było uciążliwe, ale trzeba jej było przyznać, że pomimo narzekania pomagała. Gdyby nie zgodziła się wziąć udziału w rytuale musieliby zabić Connora. Dzięki niej chłopiec i jego ojciec nadal żyli.

            A nadal nie usłyszała za to stosownego podziękowania.

- Pójdę z nią porozmawiać- Fariathel podniosła się z krzesła.- Ustalisz z bannem kwestie naszego wyjazdu?

Mężczyzna skinął głową.

            Wyszła z gabinetu arla, w którym znajdowały się najlepsze mapy i z którego Teagan pozwolił im korzystać. Ruszyła do schodów prowadzących na kolejne piętro, gdzie znajdowały się przeznaczone dla nich sypialnie.

            Wiedziała, że rozmowa z Morrigan może nie być łatwa. Kobieta miała bardzo twardy charakter i nie przejmowała się tym, co inni mogą sobie o niej pomyśleć. Po kłótni, którą podczas kolacji dnia poprzedniego odbyła z Alistairem w jadalni Fariathel po raz pierwszy pomyślała, że jej zachowanie może wynikać po prostu z wychowania w izolacji. Albo z wpojonej pewności siebie. Arogancji która powodowała, że pozostali woleli unikać kontaktu z nią.

           Z niepojętej jednak przyczyny ilekroć elfka posyłała jej twarde spojrzenie albo kazała jej się uspokoić Morrigan milkła lub odchodziła. Fariathel nie wiedziała skąd to się może brać, ale wiedziała jedno- nie bała się konfrontacji z Morrigan. Stanięcie naprzeciwko apostatki przypominało spotkanie z dziką wilczycą na leśnej polanie. Zwierzę nie wiedziało czy powinno uciekać czy atakować, obnażało więc kły chcąc utrzymać przeciwnika na dystans. Jeżeli intruz postanowił się zbliżyć następował atak. Jeżeli zaś pozostawało się opanowanym i nie dało się sprowokować, wilk nie atakował. Za dużo razy tak właśnie zachowywał się Tamlen, aby elfka nie wiedziała jak sobie poradzić.

         Drzwi sypialni były otwarte, ale Strażniczka zatrzymała się w progu, pukając we framugę. Siedząca na łóżku Morrigan podniosła na nią zaciekawione spojrzenie znad tobołka rzeczy, w którym grzebała.

[Dragon Age Origins] Przez mrok.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz