Pv. Lily
Spałam i nagle obudził mnie ten cholerny budzik, 6.45, trzeba wstać. Wzięłam ubrania i wbiegłam do łazienki(jest połączona z pokojem) ubrałam się w czarny top, jasne jeansy i skórzaną kurtkę, a na nogi włożyłam moje białe conversy i zbiegłam na dół, do kuchni. Weszłam do pomieszczenia i zobaczyłam ojca siedzącego przy stole i zajadającego się kanapką. W milczeniu zaczęłam sobie robić śniadanie. Z lodówki wyjęłam moją owsiankę i dodałam do niej owoce. Oczywiście ojciec nie mógł się powstrzymać i musiał się ciągle patrzyć na moją dupę. Nie odezwałam się ani słowem, mimo że mnie to irytowało. Po dodaniu owoców do owsianki, usiadłam przy stole i zaczęłam ją jeść. Miałam dość natarczywego wzroku ojca na mnie. Nie dam się kolejny raz.
- Czy mógłbyś przestać się tak na mnie patrzeć?- Zapytałam spokojnie. Nie chciałam dać mu powodu do uderzenia. Bił mnie zawsze. Zawsze znalazł taki powód, żeby mnie "ukarać". Uwielbiał to. A jeśli nie miał powodu, to prowokował mnie, żebym mu taki dała.
- A co? Przeszkadzam ci?- Zapytał. Prowokował mnie. Chciał, żebym wybuchła. Muszę się uspokoić.
- Ty mi nie przeszkadzasz, ale twój wzrok, tak.- Powiedziałam i odłożyłam pustą miskę do zlewu.- A teraz przepraszam, ale muszę iść do szkoły.- I wyszłam z kuchni. Wróciłam się do pokoju po plecak, który wczoraj spakowałam, wzięłam telefon i zaczęłam iść w kierunku wyjścia. Byle jak najszybciej. Już byłam przy drzwiach frontowych. Już byłam ubrana i już miałam wychodzić, gdy nagle z kuchni wyszedł ojciec. Już chwytałam za klamkę.
- A gdzie się panienka wybiera?!- Kurwa. Już prawie się udało. Cofnęłam rękę i spojrzałam na niego.
- D-do szkoły.- Spojrzałam w jego oczy. Znałam ten wzrok. Czym prędzej otworzyłam drzwi i wyszłam z domu. W pośpiechu zaczęłam iść po rower. Gonił mnie. Gdy byłam już blisko roweru, potknęłam się i przewróciłam. Leżałam na ziemi. Nie no, zajebiście. Przekręciłam się na plecy. Stał nade mną. Już po mnie.
- I po chuj uciekasz! Dziwko.- Próbowałam się odsunąć, ale nie zdążyłam. Usiadł na moich nogach. Zamachnął się prawą ręką, jego mocniejszą, i z całej siły uderzył mnie w brzuch. Trafił w żołądek. Zwymiotowałam na trawę. Dyszałam. Poczułam piekielny ból w brzuchu i w plecach. Przez plecak zabolało mnie dwa razy mocniej. Następnie zamachnął się drugi raz i mnie spoliczkował. Na pewno będę miała siniaka. Wielkiego siniaka. Przestałam czuć lewą połowę twarzy. Zszedł ze mnie i odszedł. Jeszcze chwilę leżałam, ból był nie do zniesienia. Skąd on bierze tyle siły? Powoli wstałam i pobiegłam na górę do łazienki. Spojrzałam w lustro. Mój policzek był spuchnięty. Czemu akurat dzisiaj ma na popołudnie? Posmarowałam policzek żelem schładzającym i chwilę odczekałam, a następnie wzięłam bazę i delikatnie ją nałożyłam na policzek. Chuja dało, zajebiście. Użyłam kotektora. Też było widać. Nałożyłam podkład i puder. Było jeszcze trochę widać, ale nic więcej nie mogłam zrobić. Wyszłam z łazienki i spojrzałam na zegarek. Na pierwszą lekcję już nie zdążę. Zajebiście. Plecak cały czas miałam na plecach i założę się, że połowa zeszytów jest poniszczona. Długopis na pewno. Wybiegłam z domu. Po drodze widziałam ojca siedzącego na kanapie w salonie i oglądającego telewizję. Ciekawe, czy jak wrócę, to ojciec będzie już w biurze. Jest księgowym. Wybiegłam z domu, wsiadłam na rower i popędziłam do szkoły, modląc się, żebym zdążyła na drugą lekcję, bo jak nie zdążę, to jędza od angielskiego mnie udupi.~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jest korekta pierwszego rozdziału. Postaram się skorektować, nie wiem jak to napisać, następne rozdziały.
_MARTIXXX_
CZYTASZ
You belong to me [KOREKTA] [ZAWIESZONE]
WerewolfLily ma 16 lat i chodzi do pierwszej klasy liceum. Jest upartą, nigdy nie poddającą się introwertyczką, a w domu ma prawdziwe piekło. Jest normalną, niewyróżniającą się niczym dzewczyną. Nathaniel jest wilkołakiem i alfą stada "czarnego księżyca"...