1. Nie taki Kraków mały, jak go smogiem malują

4.7K 295 276
                                    

Teodor nie był ładnym dzieckiem. Można powiedzieć o nim wszystko: spokojny, inteligentny, bardzo dobrze wychowany, czasem zbyt nieśmiały chłopczyk, ale na pewno nie ładny. Już od czasów przedszkolnych zmagał się ze sporą nadwagą i jako kilkulatek zdołał przekonać się, że dzieci w grupie bywają naprawdę bardzo okrutne. Jego logopeda właśnie tym tłumaczył największą bolączkę Teodora – jąkanie. Ponoć zaczęło się od czasów przedszkolnych, chociaż będąc całkowicie szczerym, Tedek był przekonany, że jąkał się zawsze – odkąd tylko nauczył się mówić.

Nadwagę miał też w podstawówce (bycie wychowywanym przez babcię odbiło się kilkoma większymi fałdkami tu i ówdzie), a w gimnazjum do nadprogramowych kilogramów dołączyły jeszcze mocne problemy z cerą oraz pogarszający się wzrok. No i krzywe zęby – tak krzywe, że trochę seplenił (jakby już nie miał wystarczających problemów z mową).

Nieśmiali, brzydcy i jąkający się chłopcy nie są w szkole lubiani. Zawsze więc trzymał się z boku, a na wszystkie zaczepki reagował milczeniem. Przerwy spędzał na uboczu, czekając jedynie, aby dotrwać do końca lekcji i wreszcie znaleźć się w domu; zamknąć w pokoju i odpalić kolejny odcinek anime.

Jeżeli jednak chodziło o oceny i uznanie nauczycieli – nigdy nie mógł narzekać. Nie był może najlepszy w klasie pod względem nauki, ale uplasował się na podium. Życie więc nie było aż tak niesprawiedliwe, jakby się wydawało, bo Tedek chociaż brzydki i nieśmiały, miał przynajmniej trochę oleju w głowie. Ale paradoksalnie, właśnie to tak niektórych rówieśników denerwowało.

Etymologii przezwiska Tedek-Jąkała nie trzeba raczej nikomu przedstawiać. Wołano tak na niego już od podstawówki, Tedek-Jąkała przyległo do niego niczym nadane przez matkę imię i wydawało się już, że będzie ciągnąć się za nim do samego końca. Z czasem koledzy zaczęli jednak tworzyć coraz to wymyślniejsze przezwiska, ale i tak najlepszym i najzabawniejszym z nich był po prostu Te-e-o-odor. Rafał Rzepa, największy cwaniaczek z gimnazjum, szpanujący na przerwach papierosami ukradzionymi ojcu z kurtki, nie raz właśnie w ten sposób za nim ryczał, parodiując jąkanie Tedka.

I gdyby tak wyglądało całe gimnazjum, Tedek z pewnością wspominałby je jako najgorszy okres w swoim życiu. Przecież nienawidził chodzić do szkoły, czasem nie spał całe noce, bojąc się kolejnego dnia spędzonego w tej dziczy. Ale w trzeciej klasie coś się zmieniło. Pamiętał tamten dzień dokładnie – lato się skończyło, a nad nim zawisło widmo kolejnego (jednak całe szczęście już ostatniego) roku z ludźmi, których nie cierpiał całym sercem. Kiedy szedł pierwszego września do szkoły, miał szczerą nadzieję, że przez wakacje coś się z nią stało. Jakiś wybuch, pożar, zalane fundamenty – cokolwiek, byleby tylko nie musiał już więcej tam uczęszczać. Niestety jednak, żółty budynek szkoły stał dumnie pomiędzy starymi drzewami lipy (które rok później i tak wytną ze względu na alergie), a otwarte drzwi jakby próbowały zachęcić go do wejścia.

Tyle że on wcale nie chciał tam wchodzić i męczyć się przez kolejny rok ze znienawidzonymi ludźmi. Sapnął ciężko, sięgając do kieszeni po empetrójkę. Dostał ją miesiąc temu na urodziny od taty, który przypomniał sobie o funkcji ojca i zabrał syna na dwa tygodnie do Doncaster, w którym żył już od kilku lat.

Wyłączył urządzenie, przerywając Billy'emu śpiewanie refrenu American Idiot. Już stanął na pierwszym stopniu schodów dzielących go od progu szkoły, kiedy ktoś mocno go popchnął. Zachwiał się, nieprzygotowany na taki atak, i runął pośladkami na beton. Aż przeklął siarczyście w myślach, na moment zamykając oczy, zupełnie jakby miało mu to pomóc w ucieczce od problemów.

Przecież nawet ten rok jeszcze się nie rozpoczął. Dlaczego więc już teraz...? Czy nie mogli mu dać spokoju?

– Jezu. Sorry – usłyszał całkowicie obcy i jakiś taki ciężki, chociaż naznaczony młodzieńczą chrypą głos. Nie należał do żadnego z prześladowców Teodora. Uchylił powieki, wpatrując się w bladą, pociągłą twarz nieznajomego chłopaka, żeby zaraz ze zdziwieniem zerknąć na wyciągniętą w jego stronę chudą dłoń. – Nie zauważyłem cię, wszystko w porządku? – zapytał, a Teodor przez kilka chwil nie wiedział, co odpowiedzieć. I tak w sumie to chyba nawet nie chciał odpowiadać, bo z pewnością zacząłby się jąkać. Kiwnął jedynie głową, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w twarz pochylającego się nad nim chłopaka.

I tak wszyscy wylądujemy w McDonaldzie | bxb | - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz