2. Do trzech razy sztuka

2.2K 252 115
                                    

Następnego dnia wchodząc do McDonalda, Teodor czuł się jak przestępca. Jakby robił coś zakazanego i godnego pohańbienia. Owinięty bordowym szalem po sam czubek nosa, stanął w kolejce do kasy, mając wrażenie, że zaraz się ugotuje. Niewielkie znaczenie miało tu nagrzane wnętrze restauracji w zestawieniu z jego grubym, wełnianym swetrem i puchową kurtką. Teodor po prostu się denerwował.

Dzisiaj zamówi kawę. Jedną, zwykłą, małą i najtańszą kawę, w końcu przelew z UJ-otu jeszcze do niego nie dotarł, dlatego jego portfel świecił żałosnymi pustkami. Przetrząsnął więc cały swój pokój, żeby odnaleźć zapodziane groszaki, którymi bynajmniej nie przejmował się na początku miesiąca.

Stanął w kolejce, przeklinając w duchu wszystkie dzieciaki, które rano postanowiły odwiedzić McDonald. Co one, lekcji nie miały? Swojego beznadziejnego, szkolnego życia? Z niechęcią popatrzył na stojącą tuż przed nim dziewczynę, od stóp do głów ubraną w markowe ubrania – plecak z Vansa, a na nogach roshe runy (chociaż była zima) i oczywiście odsłonięte kostki. Pomimo gotowania się w grubych warstwach ubrań, Teodor aż się zatrząsnął.

Dopiero gdy kolejka odrobinę się zmniejszyła, zdecydował się wyjrzeć do przodu. Czuł się jak szpieg obserwujący swój cel. Jakie jednak było jego zdziwienie, kiedy zamiast wysokiej postaci za kasą dostrzegł drobną dziewczynę z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy. I chociaż bycie obsłużonym przez tak entuzjastyczną osobę powinno być znacznie przyjemniejsze, od razu zaczął tęsknić za naburmuszonym Andrzejem.

Może już tu nie pracował? Albo miał wolne?

– To moja wina, że zimne? – jak na zawołanie usłyszał niezadowolony, znajomy głos. Jego spojrzenie od razu skierowało się w stronę punktu odbioru zamówień. Aż musiał przygryźć wargę, żeby się zbyt szeroko nie uśmiechnąć, kiedy dostrzegł niechętną, pełną słabo ukrywanej wyższości minę Andrzeja, właśnie przyjmującego burę od kierownika zmiany. Teodor momentalnie przypomniał sobie jedno zdarzenie z gimnazjum, mające miejsce na biologii, kiedy to oddawali swój projekt, do którego nauczycielka miała kilka zastrzeżeń. A dokładniej – miała zastrzeżenia do części wykonanej przez Andrzeja. Zaśmiał się cicho pod nosem, przypominając sobie tamtą chwilę; Andrzej przybrał dokładnie tę samą postawę – wydawało się, że akceptuje krytykę, ale jednocześnie nie można było nie wyczuć bijącej od niego arogancji.

I wtedy Andrzej popatrzył w jego stronę. Teodor aż drgnął, prawie podskakując, nieprzygotowany na taki ruch. Niebieskie oczy zdawały się jednak go nie zauważać, patrzyły gdzieś ponad głową Teodora, jakby szukając tam wybawienia przed kierownikiem oraz denerwującymi klientami składającymi zażalenia. Teodor miał więc chwilę, aby przyjrzeć się Andrzejowi; długiemu, ale prostemu nosowi, wąskim ustom i brwiom nadającym całej twarzy charakterystycznego, nieprzystępnego wyrazu. Pomyśleć, że ten wiecznie nadęty dupek był dla Teodora jedynym pozytywnym aspektem w gimnazjum.

Dopiero po chwili, gdy kolejka się przesunęła, a więc Teodor musiał także zrobić krok do przodu, niebieskie oczy zauważyły go. Już nie patrzyły gdzieś ponad nim, teraz ich spojrzenie skoncentrowało się na twarzy Tedka, a ostre brwi zmarszczyły się w zastanowieniu, które jednak nie potrwało zbyt długo. Andrzej musiał wracać do pracy, o czym przypomniał mu kierownik, wyraźnie powoli tracący cierpliwość.

– Co podać? – zapytała wciąż tak samo uśmiechnięta kasjerka. Teodor poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła. Za chwilę stanie przed Andrzejem. Może wreszcie zostanie rozpoznany? Tylko co wtedy? Co powinien powiedzieć? Hej. Przychodzę tu tylko dlatego, żeby ciebie zobaczyć – to przecież nie wchodziło w grę!

– Małą kawę.

– Coś jeszcze? – Kasjerka nabiła wszystko na komputerze.

– Nie – odparł bez najmniejszego zająknięcia i położył odliczone pieniądze na ladzie.

I tak wszyscy wylądujemy w McDonaldzie | bxb | - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz