9. Miałem ten sen tysiące razy

1.7K 190 157
                                    

Do tego rozdziału polecam puścić sobie tę piosenkę:


***

Teodor zerknął na siedzącego przy biurku Andrzeja, żeby zaraz powrócić spojrzeniem na ekran monitora.

– Więc... za co cię tak właściwie wyrzucili? – zapytał jakby nigdy nic i sięgnął po niedawno zaparzoną herbatę. Wziął ostrożny łyk, gdyż wciąż była gorąca, i przerzucił stronę w pdf-ie z ćwiczeniami na zajęcia.

Andrzej, nie odrywając się od telefonu, na którym robił już coś od kilkunastu minut, odpowiedział bez jakiegokolwiek zaangażowania:

– Niezapłacone rachunki.

Teodor znów popatrzył na Wrońskiego, tym razem dłużej i wnikliwiej, nie mogąc zrozumieć, jak Andrzej potrafił podejść do tego z taką olewczością. Nie wyglądał na kogoś, kto by się tym przejmował. Chociaż Teodor chyba powinien wziąć na Andrzeja poprawkę – bo czy od czasów gimnazjum obchodziło go cokolwiek, co nie było związane z muzyką?

– Przecież niedawno dopiero straciłeś pracę, nie? – drążył dalej. – Wyrzucili cię za nieopłacenie miesiąca czy dwóch?

– Pięciu – sprostował, jakby właśnie mówił Teodorowi, że jutro na obiad zamiast kaszy zjedzą ziemniaki. – Ale luz, nie miałem ze staruchą umowy. Cipa nie powinna w ogóle tego mieszkania wynajmować – wyjaśnił i dopiero wtedy oderwał wzrok od telefonu. Uśmiechnął się do Teodora beztrosko, z taką miną, jakby chwalił się swoimi życiowymi osiągnięciami. Teodor jednak, chociaż sytuacja była dla niego całkowicie absurdalna, nic nie odpowiedział. Pokiwał tylko głową, nie mając zamiaru prawić Andrzejowi morałów. Zresztą, znał już go na tyle, by wiedzieć, że Andrzej i tak zrobi, co chce. I chyba właśnie to tak bardzo mu w Andrzeju imponowało – zawsze stawiał na swoim, był pewny siebie i nawet jeśli wiedział, że robił źle, miał po prostu swoje zdanie. Teodorowi to ostatnie do teraz przychodziło z wielkim trudem, asertywność nie stanowiła jego mocnej strony.

– Zapłacisz jej?

– Jak znajdę pracę. – Wzruszył ramionami i wystukał coś na telefonie, żeby po chwili przyłożyć go do ucha. – Poczekaj, muszę zadzwonić do Rzepy. To... – ruchem głowy wskazał na stojącą pod drzwiami wielką, czarną walizkę – nie jest całym moim dobytkiem. – Znów błysnął do niego zębami i nim Teodor zdążył się zastanowić, ile walizek jeszcze przyjdzie przygarnąć mu pod dach, Andrzej rzucił do telefonu: – No hej. Masz teraz chwilę...? – Kamiński udał, że powraca do zadań i że wcale nie interesuje go rozmowa Andrzeja z Rzepą. – No. Super. To podrzucisz mi...? No co ty, nie będę się cisnąć autobusami – prychnął z urażeniem, na co Teodor mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Cały Andrzej, zawsze wykręci wszystko tak, żeby to jemu było najwygodniej, pomyślał Teodor z rozbawieniem, zapisując coś na kartce. – No jak u kogo? – Kątem oka zerknął na Andrzeja, który właśnie uśmiechał się do niego szeroko. – Teodor mnie przygarnął, kiedy ty o mnie zapomniałeś – dodał z rozbawieniem, na co Kamiński przewrócił oczami, musząc przed sobą przyznać, że dziwnie było tak spędzić z Andrzejem cały dzień. Dziwnie, co nie oznacza, rzecz jasna, że nieprzyjemnie. Bo kto jak kto, ale Teodor nie narzekał na towarzystwo Wrońskiego. – Dobra, to jesteśmy umówieni – zakończył i odłożył telefon na biurko. – Będzie za godzinę – poinformował, wstając z fotela, który zareagował na ten nagły ruch przeciągłym jękiem.

– Dobra. – Teodor pokiwał głową, w myślach dodając jeszcze: „byleby nie został na długo" i wrócił do rozwiązywania zadań. Przy Andrzeju skupienie się na nauce było znacznie trudniejsze.

I tak wszyscy wylądujemy w McDonaldzie | bxb | - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz