19. Czarne, białe i szare

1.7K 151 35
                                    


Pomimo lekkiego ćmienia w skroniach, było mu przyjemnie. Ciepło i wygodnie, czego chcieć więcej? Zamruczał z zadowoleniem, wtulając się w czyjeś ramiona jeszcze bardziej, zupełnie jakby chciał się z tą osobą stopić. Początkowo nawet nie zastanawiał się, kim ten ktoś jest, zresztą, nie miał nawet pojęcia, gdzie się znajduje. Z każdą jednak chwilą, gdy jego umysł zaczął się rozbudzać, docierały do niego coraz to bardziej świadome myśli. Nie wrócił wczoraj do swojego mieszkania, pierwsza myśl. Zobaczył Andrzeja całującego się z jakąś dziewczyną, druga. Pojechał do Rafała, trzecia.

Momentalnie otworzył oczy.

Cholera jasna.

Podniósł spojrzenie wyżej, na wciąż uśpioną twarz Rzepy. Coś na ten widok ścisnęło go w gardle, a kiedy dotarło do niego, jak wiele wydarzyło się wczorajszej nocy, miał ochotę zniknąć. Boże, naprawdę musiał być pijany, skoro do tego wszystkiego doszło!

Nie myśląc wiele, podniósł się ostrożnie do siadu, tak, aby nie obudzić Rafała. Wysunął się z łóżka i rozejrzał w poszukiwaniu swoich ubrań – chciał jak najszybciej stąd uciec. Na samo wspomnienie tego co wyrabiali zaledwie parę godzin temu, paliły go policzki. Wmawiał sobie jednak, że to wszystko przez alkohol, a każdą myśl, która podpowiadała mu, że przecież udało mu się trochę wytrzeźwieć, nim poszli ze sobą do łóżka, spychał na samo dno umysłu. Tak, to zdecydowanie wina alkoholu!

– Zawsze tak uciekasz? – Dobiegł go ochrypły, wciąż zaspany głos Rzepy. Drgnął, zastanawiając się jeszcze przez krótką chwilę, czy nie złapać swoich rzeczy i nie czmychnąć z mieszkania, ale ostatecznie uznał, że to byłoby naprawdę żałosne. Obrócił się do Rafała, a kiedy natrafił wzrokiem na jego rozespane, zaskoczone spojrzenie, a później skupił swoją uwagę na wciąż opuchniętych od wczorajszych pocałunków wargach. Zrobiło mu się niebezpiecznie gorąco.

– N-nie, j-ja chci-chciałem... – urwał. Wyartykułowanie czegoś w stanie, w jakim się teraz znajdował, mijało się z celem. Zrobi z siebie tylko pośmiewisko. Zacisnął dłonie na materiale swoich spodni, nie wiedząc co zrobić. Stał więc, jak ta ostatnia sierota, mierząc się ze swoim zawstydzeniem, sfrustrowaniem i resztkami kaca.

– Już żałujesz? – zapytał Rafał, a w jego głosie pobrzmiewało rozgoryczenie. Zaalarmowany tym Teodor popatrzył na chłopaka i coś znów złapało go za gardło. Nawet gdyby chciał, pewnie i tak nic mądrego nie opuściłoby jego ust. Nie, kiedy znajdował się w takim stanie. Znów czuł się jak gimnazjalny Teo-jęczybuła. Zabawne, że kiedy sobie popił, nie miał takich problemów z artykułowaniem swoich myśli.

Rafał uniósł się powoli do siadu, cały czas obserwując Teodora, niczym drapieżnik swoją zwierzynę. Kamiński miał ochotę zaśmiać się do siebie, bo rzeczywiście tak właśnie się teraz czuł – jak zwierzyna. Spłoszony, zdezorientowany i mający ochotę uciec.

Wychylił się i złapał go za nadgarstek. Drapieżnik dopadł zwierzyny, przemknęło Teodorowi jeszcze przez głowę, ale tu urwały się jego głupie rozważania, bo już po chwili został pociągnięty w stronę łóżka. Nie opierał się, kiedy silne ramiona zmusiły, żeby najpierw się na nim położył, a później zamknęły go w uścisku.

– N-nie wiem co mam p-powiedzieć – burknął cicho Teodor, musząc jednak przyznać, że podobało mu się, kiedy Rafał go obejmował. Naprawdę czuł się wtedy bezpiecznie... O ironio, gdyby jeszcze siedem lat temu ktoś mu powiedział, że będzie beztrosko wtulać się w Rzepę, wyśmiałby go.

– To nic nie mów.

***

Reszta południa również nie była zbyt rozmowna, minęła im pod znakiem wymownych spojrzeń, gestów, pocałunków. Rafał, tak jak i Teodor, również nie wiedział, co powinien mówić, więc obaj uznali, że w takim wypadku lepiej po prostu się nie odzywać. Teodor nie chciał się błaźnić swoim jąkaniem, a Rzepa z kolei bał się, że powie coś niestosownego i cały czar, który utrzymywał się od poprzedniego wieczora, pryśnie.

I tak wszyscy wylądujemy w McDonaldzie | bxb | - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz