Nawet nie rozglądał się po okolicy. Odkąd tylko usłyszał o Rafale, miał ochotę zawrócić, zostawić Andrzeja, jego niebieskie oczy i podobieństwo do Andy'ego, dojść na pętlę, wsiąść w powrotny tramwaj i zapomnieć. Jak w ogóle Wroński mógł pomyśleć, że to spotkanie jest świetnym pomysłem? Gdyby tylko mu wcześniej o tym powiedział, Teodor z pewnością by tu nie przyjechał. Zaproponowałby spotkanie w inny dzień, nie nakręciłby się na zobaczenie Andrzeja na tle swojego zespołu, powiedziałby: kiedy indziej, nie mogę, kolokwia, nowy semestr, filologia zjada mi życie... Cokolwiek, co uchroniłoby go przed stanięciem twarzą w twarz ze swoim gimnazjalnym koszmarem.
Andrzej zauważył zmianę u Teo. Trudno byłoby nie zauważyć, kiedy jeszcze wcześniej Kamiński całkiem sporo mówił, a nagle zamilkł, jakby pomarkotniał, zgarbił się i wyglądał, jakby lada chwila miał dać nogę.
– Mówiłem mu, że przyjdziesz – spróbował jeszcze Wroński, bo wiedział przecież, że Rafał się zmienił. Zmienił się do tego stopnia, że Andrzej mógł przebywać w jego towarzystwie bez uczucia ciągłego poirytowania. Owszem, Rafał często go wkurzał, ale to akurat żadna nowość. Sztuką było znaleźć takiego osobnika, który by tego nie robił. – To ten dom. Kumpel zrobił sobie w pokoju studio nagrań, całkiem spoko, chociaż wciąż prowizorka – mówił Andrzej, a Teo próbował skupić się na przyjemnym brzmieniu jego niskiego głosu. Gdy przeszli przez bramę, miał ochotę całkowicie wyłączyć myślenie. Zdał sobie jednak sprawę, że tak bardzo jak nie chciał spotkać dzisiaj Rafała, tak coś podpowiadało mu, że to dobry pomysł na całkowite odcięcie się od przeszłości. W każdym momencie może przecież wyjść. Powiedzieć Rafałowi „pieprz się", odwrócić się i wyjść.
Andrzej jakby nigdy nic otworzył drzwi od domu i jakby był u siebie, wszedł do przedpokoju, ciągnąc za sobą Teodora. Zatrzasnął za nim wejście, a Kamiński rozejrzał się dookoła, po nieco zagraconym kurtkami i butami pomieszczeniu, w którym nagle pojawił się korpulentny chłopak z tak szerokim uśmiechem, że to aż wydawało się niemożliwe.
– Cześć – rzucił wesoło, a Teodor, wyczulony przez swoje jąkanie na wymowę u innych, od razu wyłapał jego ukraiński akcent. – Teo, tak? Wrona mówił nam, że przyprowadzi kumpla – powiedział, podchodząc z wyciągniętą do przywitania ręką. – Jestem Bohdan. Ale mówią mi Boguś.
Teo nie mógł się nie uśmiechnąć, bo było w tym chłopaku coś tak szczerego, że od razu wzbudzał sympatię.
– Hej. – Uścisnął jego dłoń, zerkając jeszcze kątem oka na Andrzeja, który znów, niczym pan i władca tegoż przybytku, ruszył przed siebie. Nawet butów nie ściągnął.
– Rafał już jest? – zapytał Wroński, zatrzymując się przed jakimiś zamkniętymi drzwiami.
– Jest, jest – odparł zaraz Boguś i popatrzył na Teodora. – Nie ściągaj butów. I tak mam straszny burdel. – Machnął ręką, a Teodor nie miał zamiaru oponować. Denerwował się, więc pewnie nic nie przeszłoby mu przez gardło. Zdjął jedynie kurtkę, wcisnął szalik w rękaw i zawiesił na wieszaku, żeby zaraz ruszyć za Bohdanem i Andrzejem.
– Ja tak myślałem, żeby dodać riffy w stylu Zeppelinów – usłyszał z pokoju jakiś lekko ochrypły, męski głos. Wystarczyło jednak, żeby Teo się wychylił i już wiedział, kto był autorem tych słów.
Teraz już nie było odwrotu. Stanie przed Rafałem, zobaczy, jak to wszystko się potoczy, a później zadecyduje. Nim jednak cokolwiek zdążył zrobić – krok do przodu czy w tył – poczuł na ramieniu ciężar czyjejś ręki. Popatrzył na Andrzeja stojącego tuż obok, żeby następnie znów przenieść wzrok na Rafała, którego oczy, wciąż tak samo małe jak za czasów gimnazjum, go odnalazły.
CZYTASZ
I tak wszyscy wylądujemy w McDonaldzie | bxb | - zakończone
Short StoryOpowiadanie o trzech chłopcach: jeden się jąka, drugi do bólu przypomina Andy'ego Biersacka, a trzeci za czasów szkolnych prześladował dwóch pierwszych. Ich drogi na chwilę krzyżują się pod koniec gimnazjum, jednak ten krótki epizod całkowicie odmie...