6. Wszystkie drogi prowadzą do McDonalda

1.7K 191 63
                                    

Było mu ciepło. Nie gorąco, nie chłodnawo, po prostu idealnie ciepło, a jednak w tamtym momencie temperatura wydawała się dla niego zdecydowanie nieodpowiednia. Uchylił powieki i aż stęknął, żałując, że podjął jakiekolwiek próby wybudzenia się. Mógł trwać w słodkim zawieszeniu, gdzie poranny kac nie miałby szans go dorwać.

– Chcesz wody? – usłyszał z boku znajomy, niski głos. Nawet nie musiał spoglądać w tamtą stronę, żeby dowiedzieć się skąd pochodzi.

I momentalnie zalała go cała fala wspomnień.

Toaleta. Pocałunek. Rafał. Wymioty.

Kurwa, kurwa, kurwa. Jak mógł do czegoś takiego dopuścić? Jak mógł pozwolić sobie aż tak się spić? A wszystko to na oczach Andrzeja, którego – no kurwa mać! – nie widział kilka lat.

– Mhh – zamruczał pod nosem coś niezrozumiale, wreszcie uchylając powieki. Zamrugał, dopiero po chwili dostrzegając Andrzeja siedzącego tuż obok na kanapie. Sięgał właśnie po butelkę wody, którą przed podaniem Teodorowi odkręcił.

– Zabalowałeś – powiedział, spoglądając na niego nieskacowanymi, niebieskimi oczami. Jak to możliwe, że nic mu nie było, skoro pił więcej od Teodora, a Teodor nie dość, że kontrolował alkohol (a przynajmniej się starał), to leżał teraz i umierał? A wczoraj wygłupił się na całego.

– Nie myślałem... – wycharczał. Musiał odkaszlnąć, żeby tak przeraźliwie nie rzęzić. – Nie m-myślałem, że aż tak.

Andrzej uniósł jedną ze swoich ciemnych brwi, przyglądając się jak Teodor próbuje podnieść swoje skacowane cielsko do siadu, a później jak łapczywie dopada ustami do butelki. Teodor z kolei udawał, że tego uważnego spojrzenia wcale nie zauważa. Szybko przekalkulował, że najlepiej będzie udawać głupiego. Luki w pamięci to przecież chleb powszedni po zakrapianej imprezie.

– Ale spoko, ja tez trochę jednak wypiłem – odezwał się w pewnym momencie Andrzej, wciąż nie spuszczając z Teodora swojego taksującego wzroku. – Pamiętasz co zrobiłeś zanim wyszliśmy z Jazz Rocka? – Pochylił się nagle do Kamińskiego, a ten z zaskoczenia prawie upuścił butelkę. Cudem utrzymał ją w rękach, a na pościeli wylądowało tylko kilka kropel wody. O ile Teodor często miał problem ze zbytnim czerwienieniem się na twarzy (przeklęte mocne unaczynienie skóry) i rumieńce nie były dla niego niczym nowym, o tyle teraz już przypominał kolorytem najprawdziwszego dojrzałego pomidora.

– N-nie. N-n-n – z tego wszystkiego język odmówił mu współpracy, a serce waliło tak szybko z nerwów, że kac na kilka chwil odszedł w zapomnienie. – Ni-e p-pa... pamiętam.

Andrzej go znienawidzi? Postanowi trzymać się z daleka? A może zrzuci to wszystko na karb upojenia i skoro wreszcie spotkali się po tylu latach, będą dalej kontynuować gimnazjalną przyjaźń?

Twarz Wrońskiego wykrzywił grymas, którego Teodor jednak niestety nie potrafił poprawnie odczytać. Przez moment miał wrażenie, że dostrzegł tam cień zawodu, pytanie tylko, czy jego głupi mózg przypadkiem nie przeinaczał faktów?

– No okej – mruknął i wstał nagle z łóżka. – Ja muszę lecieć. Mam kilka spraw do załatwienia na mieście, CV same się nie rozniosą – stwierdził Wroński i dopiero teraz Teodor przypomniał sobie o trzeciej osobie, która powinna tu być (w końcu to jej pokój), a której od wyjścia z Jazz Rocka kompletnie nie pamiętał.

– A Rafał?

– W kuchni. Robi śniadanie jak na dobrą żonkę przystało – zażartował, uśmiechając się szeroko na widok zaskoczonej miny Teodora. – Mówiłem, to nie ten sam Rafał, którego znasz, kochanieńki. – Zacmokał, sięgając po swoją skórzaną ramoneskę. – Niestety, nie zasmakuję mistrzowskiego dania, ale ty masz szansę... o ile nie zwrócisz – dodał jeszcze z rozbawieniem, zakładając kurtkę.

I tak wszyscy wylądujemy w McDonaldzie | bxb | - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz