Taehyung wyobrażał to sobie nieco inaczej. Spodziewał się nawiedzonych obrazów na ścianach, kozich czaszek, a nawet dywanu z futer martwych kotów, podczas gdy w całej tej dziwnej siedzibie było po prostu dość ciemno i mało przytulnie, ale bez większych rewelacji.
— I co? Jest aż tak strasznie? — zagadnął starszy, kiedy blondyn lustrował wzrokiem każdą ścianę, którą mijali.
— Nie. Właściwie spodziewałem się czegoś gorszego — odparł i wzruszył ramionami, powracając do poprzedniego zajęcia, czyli dokładnego oglądania wnętrza budynku. Ze ścian w wielu miejscach odpadał tynk, o farbie nie wspominając, przez co miał wrażenie, że sufit zaraz spadnie mu na głowę.
— Myślałeś, że zobaczysz odwrotny kościół, który czci szatana? — zapytał żartobliwie, ale kiedy zobaczył minę Taehyunga, nie wytrzymał i roześmiał się głośno. — Właściwie jest tu jeden pokój, który nie wygląda jak melina, ale ciebie tam nie wpuszczą.
Zmieszany Kim był doprawdy uroczym i zabawnym jednocześnie widokiem, ale wcale się mu nie dziwił, bo przecież nigdy nie pytał o nic związanego z jego wiarą, więc jedyne pojęcie jakie miał, zapewne pochodziło z przestróg jego matki i księży w kościele.
— No dobra, już skończ się ze mnie nabijać i powiedz mi, jaki świetny plan mamy na następne kilka godzin i ewentualnie dni — przerwał brunetowi w śmianiu się z jego niewiedzy, na co ten po prostu się uśmiechnął.
— Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto ma plan? Wylądowałeś w jakiejś melinie z gejem satanistą i pytasz go jaki ma plan — odparł i usiadł na podniszczonej kanapie. Tae dołączył do niego chwilę po tym, jak jego usta opuściło zrezygnowanie westchnięcie.
— Może wrócimy do siebie koło drugiej w nocy, kiedy wszyscy będą spać — zaproponował blondyn i położył głowę na kolanach Jungkooka, który jedynie wzruszył ramionami, po czym zaczął bawić się pasmami włosów młodszego. — Chyba że masz jakiś lepszy plan. A czekaj, o to cię już pytałem.
— Pytałeś, ale teraz chyba mam plan — odpowiedział, unosząc jeden kącik ust. Brew Taehyunga powędrowała do góry w pytającym geście. — Możemy powtórzyć ten haniebny czyn, przez który się tu znaleźliśmy.
Kim parsknął z uśmiechem i przewrócił oczami, po czym przeniósł się do siadu, aby szarpnąć koszulę starszego, przyciągając go tym do pocałunku. Ręką Jeona objęła chłopaka w talii, a sam Jungkook naparł na niego tak, że ten zaraz znalazł się na plecach. Odsunął się od młodszego na taką odległość, że ich nosy wciąż się ze sobą stykały.
— I co teraz panie "jaki mamy plan" — spytał brunet, co przypomniało młodszemu z jakim irytującym człowiekiem przyszło mu żyć. Popatrzył na niego morderczym wzrokiem i gdyby tylko umiał, strzelałby z oczu laserami.
— Teraz po prostu się zamknij — odparł i ponownie przyciągnął chłopaka do siebie, tylko z tym, że zrobił to trochę za mocno, przez co zderzyli się zębami. Junkgkook niemal odskoczył od młodszego i spojrzał na niego z wyrzutem.
— Chcesz, żebym był szczerbaty, czy co? — rzucił niewyraźnie, przez dłoń, którą trzymał na ustach. Taehyung podniósł się do siadu i posłał Jeonowi przepraszające spojrzenie.
— Może chociaż ci naprostowałem te królicze jedynki — powiedział niezbyt przekonany do swojego własnego pocieszenia. W końcu co jeśli Jungkook złoży go w ofierze albo zrobi z nim coś jeszcze gorszego.
— Nieśmieszne — skomentował sytuację, a następnie wstał i udał się do łazienki, zostawiając młodszego na kanapie. Czy był na niego zły? Właściwie nie. Po prostu bolały go zęby i postanowił sprawdzić, czy na pewno wszystkie są na swoim miejscu. Zresztą, Tae też oberwał, nawet jeśli mniej, to wciąż poszkodowani byli oboje. Zdawał sobie również sprawę z tego, że to on wpadł na pomysł całowania się, więc po analizie sytuacji doszedł do prostego wniosku — to była jego wina.Natomiast drugi z nich był święcie, o ile w tym miejscu cokolwiek mogło być święte, przekonany, że Jungkook śmiertelnie się na niego obraził i już nigdy po niego nie wróci na tą przeklętą kanapę. Wahał się przez chwilę, czy ruszyć się z miejsca, czy też nie, bo w końcu to był tylko nic nie znaczący wypadek i bez sensu byłoby robić z tego zamieszanie, jednak kiedy przypomniał sobie, że obydwoje byli dość zestresowani, postanowił wyruszyć na poszukiwania. Sam nie wiedział jeszcze czego szukał, wyjścia, a może jego... no właśnie kogo? Przyjaciela? Chłopaka?
Westchnął cicho, po czym wstał z wygodnego siedziska i już wtedy musiał zmierzyć się z pierwszym problemem na jego drodze. Mianowicie, nie wiedział dokąd pójść.
— Prawo, lewo, prawo, lewo, prawo... jebać to. Wpadła bomba do piwnicy, napisała na tablicy SOS wściekły pies...
— Tu go nie ma, a tam jest. Po co ta wyliczanka? — dokończył za niego Jungkook, wychodząc z krótkiego korytarza po lewej stronie, przez co blondyn aż podskoczył. — Hej, spokojnie, zawał dopiero po dziewięćdziesiątce.
— Nawet tylu nie dożyje, to po pierwsze, a po drugie, serio? Tekst z Gravity Falls? — odparł z nikłym uśmiechem, na co brunet otworzył szerzej oczy, nie dowierzając, że jego współlokator także ma fioła na punkcie tej kreskówki. — Swoją drogą, to brzmi lepiej po angielsku.
— Totalnie — zgodził się starszy, w głębi duszy mając nadzieję, że chłopak pójdzie z nim na najbliższy konwent w cosplayu Billa i Dippera. O tak, to byłoby coś.
— Przynajmniej w tej kwestii używasz mózgu w odpowiedni sposób.
______________
a/n: pisałam to na kompie bo telefon mi się na maksa wiesza i mam nadzieję że nie będę zmuszona robić tego ponownie bo poprawianie błędów jest jakimś żartem i nie wiem czy to wattpad czy mój komputer
CZYTASZ
staunch ↳taekook
Fanfictiongdzie matka taehyunga to wierna katoliczka, a sam taehyung cierpi przez to katusze w prywatnym, chrześcijańskim liceum, podczas gdy jungkook jest satanistą i dobrowolnie zapisuje się do tej samej szkoły, aby powkurzać zakonnice. edit: jest to z dupy...