8- strzykawka

845 44 0
                                    

Detektyw Sherlock Holmes odprowadził pannę Evans do domu, a on sam udał się do domu na Baker Street 221b.
Przebrał się i wycieńczony zrobił sobie herbatę, która swoją drogą nie wyszła aż taka zła.
Wypił ją następnie okąpał się i ubrał po czym poszedł spać.
Nigdy nie lubił spać a w szczególności podczas trwania spraw ale ostatnio miał wrażenie że nie jest już obrażony na Morfeusza.
Teraz chętnie przychodzi w jego objęcia i pozwala się nosić po bez kresowych oceanach przygody.
Tak samo zrobiła Ingrid. Roztargana emocjami poszła spac a jutro miała w planach odwiedzić swojego nowego koleszkę, który zwał się Wig.
Chciała sobie ulżyć czy to w domu czy w pustostanie, wszystko brzmi dla niej jak tort  z dodatkiem posypki zrobionej z morfiny.
Jeszcze myśl że Moriarty jej niecierpi zabijał ją od środka, co prawda nie przepadał za nim ale mimo to zawsze była za nim o krok do przodu przed słynnym Sherlockiem.
A teraz jest na odwrót teraz to ona wraz z Holmesem jest krok do tyłu.
Ta myśl ją przerażała. Zdecydowanie musiała sobie ulżyć.

                                 ~の~

- Cześć, Wiga! - przywitała się widząc koło jej domu szatyna, który podejrzanie się kręcił wokół.
- Ciszej do cholery!- skarcił ją a ta lekko się wzdrygnęła.- Co dziś chcesz?- zapytał.
- Jeden mi wystarczy. Dziś tylko mała odskocznia.- powiedziała a ten tylko spojrzał na nią i wepchnął do klatki schodowej.
- Masz.- wyciągnął z kieszeni a następnie wcisnął do dłoni kobiety.
- Ale to tylko połowa!- wyszeptała zła, a ten tylko na nią popatrzył.
- Druga połowa dla Shezzy.
- Kto kolwiek to jest. Ma ze mną przerąbane.- powiedziała następnie bez słowa udała się do mieszkania.
Idąc obracała strzykawkę w palcach, które były chude i blade.

Zadowolona usłyszała że ktoś idzie. Panna Evans szybko schowała strzykawkę w kieszeni, gdzie miała już telefon wiec zapewne ona wystawała. Ale napewno jej nikt nie zauważy.

- Panie Stanford niech pan poczeka!- usłyszała głośny krzyk , a po chwili ze schodów pospiesznie schodził troszke starszy pan o błękitnych oczach i lekko zarośniętej twarzy.

Ukrywasz się?- pomyślała widząc lekko zbrudzoną białą koszule.- Pewnie zdrada.-

- A pani czego tu chce?!- zapytał ale odrazu się speszył  i dalej schodził w dół. Za to ucieszona Ingrid szła do góry nie zakrywając uśmiechu, który widniał w tamtej chwili na jej twarzy.

W drodze na górę usłyszała jeszcze głośnie trzaśnięcie drzwiami, szczekanie psa i miauczenie kota. Ciekawie.

                                ~•~
Kobieta ulżyła  sobie dwa dni  temu a w tym czasie leży na kanapie oglądając telewizje.
- Nudno i cicho tu.- odparła  kobieta następnie wzięła płaszcz i wyszła się przewietrzyć.

Ubrana była w białą koszulę i jeansy, które nie były odpowiednie akurat do górnej części ubioru.
Nie myśląc wyszła z mieszkania wcześniej je zamykając.
Następnie pokierowała się do parku nie daleko Baker Street.

                                 ~•~

- Przepraszam.- zapytała starsza kobieta lekko szturchając zapatrzoną Ingrid .
- Tak?
- Zna pani jakiegoś dobrego detektywa?- zapytała, a na twarzy Evans pojawił się uśmiech.
- Tak owszem.-odparła uśmiechając się szerzej, na samą myśl o wspomnieniu.
Wstając z ławki krótkowłosej zakręciło się w głowie.
- Jak się nazywa?- zapytała, a Evans zmrużyła oczy.
- Zależy jaka to sprawa?- odbiła piłeczkę panna Ingrid.
- Bardzo ważna.- powiedziała starsza kobieta co przemówiło do rozsądku dziewczynie.
- Sherlock Holmes. Baker Street 221b. Zaprowadzić panią?- powiedziała jak z armaty.
- Chętnie...

                               ~•~
Żadnej nowej sprawy.
Strzał w buźkę.
Nudni klienci.
Strzał.
Nudna atmosfera.
Strzał.

- Nudaaaaa...- strzał.

Nagle do salonu wkroczyła wściekła pani Hudson, która aż kipiała ze złości.
Dla Sherlocka wyglądała zwyczajnie lecz nie mógł jednak pominąć wyrazistszej szminki niż zwykle.
Pewnie się gdzieś wybiera.
Ale gdzie?- zapytał się w myślach znudzony detektyw.
Zmrużył oczy następnie odłożył broń na biurko i uważnie się przyglądał Pani „Niegosposi" .

- Tak. Zdecydowanie mężczyzna. Stary przyjaciel?- zapytał zaciągając ostatnią literkę.
Nie odpowiedziała tylko spojrzała zmartwionym wzrokiem na Holmesa.
- Sherlocku. Zrób coś ze sobą, bo wystraszysz całą ulice.- powiedziała następnie zeszła na dół, do swojego mieszkania.

Sherlock opadł na fotel przemyślając slową pani Marthy.
Czy aż tak jest głośny?
Czy aż tak jest tu nudno?
Czy aż tak kogoś mu potrzeba?
Tak zdecydowanie poszukuje współlokatora.
Tyle, że Johna nie da się zastąpić.
Niby kogo ma tu zaprowadzić jak nie Johna?
Lubił Watsona, nawet bardziej niż czaszkę ktoś stała na kominku.
Ale nikt go nie mógł zastąpić.
Może i mógłby mieszkać sam ale i tak będzie mu brakowało kogoś u boku.
Chciał wybrać sam współlokatora ale nie umie. Również może rzucić się na głęboką wodę i pozwolić pani Hudson wybrać współlokatora. Ale co jeśli Holmesowi trafi się taki Anderson?
To by była istna porażka!
Ale chyba nie ma większego wyboru i tak prędzej czy później Martha Hudson znajdzie jakiegoś lokatora i tyle z tego będzie.

Nagle do mieszkania weszła rozstrzęsiona z zimna Panna Evans a za nią starsza kobieta którą Sherlock dobrze znał i to nawet od dzieciństwa.

Angel Eyes  | Sherlock Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz