Kolejny dzień Sherlocka w szpitalu.
Szczerze mowiac to rekordowa ilość dni,bo już przesiedział tam aż 4.
Widocznie potrzebuje odpoczynku.
W to akurat nie umie uwierzyć Ingrid która za każdym razem kiedy wchodzi do szpital ma wrażenie że widzi ślady po ucieczce Sherlocka.
Lecz zawsze gdy wchodziła do środka widziała siedzącego, czasami leżącego Holmesa.
Pewnego dnia, w sumie to dnia piątek pobytu detektywa.- Cześć! - powiedziała zamykając drzwi. W rękach miała karton z ubraniami.
Robiąc krok w głąb pokoju zauważyła że Holmesa w łóżku nie było.
Wściekła wybiegła z budynku, biegnąc wprost na Baker Street.
Nie wiadomo dlaczego ale Ingrid w połowie drogi skręciła w drugą stronę jakby wiedziała, że go tam nie zastanie. Zakręciła w zatłoczoną uliczkę, gdzie ludzie z parasolami mieszali się jak kolory w najbarwniejszej tęczy. Kolory od żółtego aż po turkusowy. Nie można powiedzieć że w naszych czasach kolory są ważne. Wszystkie barwy muszą się ze sobą komponować. Jak i na budynkach tak i na ubraniach. Ale wracając.
Zamyślona tym gdzie mógł podziewać się Holmes, uderzyła w kogoś na chodniku.
Gdy otrzepała się, trzepiąc rzęsami z zaskoczenia, spojrzała ukradkiem na osobę na którą wpadła.
- John?- zapytała z niedowierzaniem kobieta.
- Przepraszam serdecznie!- odpowiedział blondyn który jeszcze nie miał pojęcia kto to był. Mężczyzna spojrzał również ukradkiem.- Evans?
Doktor podniósł głowę wyżej i szybko zmarszczył brwi.
- Co tu robisz? - zapytał jakby coś ewidentnie ukrywał. Po jego minie kobieta szybko zobaczyła że Watson coś kręci nie ja temat.
- Wyobraź sobie że szłam do Holmesa, dać mu ubrania. I zgadnij. Nie spotkałam go. A po twojej minie wnioskuje, że coś o tym wiesz.- stwierdziła szybko z aktorskim podejściem.
- Nie mogę się nie zgodzić. Chodź do kawiarni, powiem ci.~•~
Tymczasem w Glasgow...
-Zrobiliśmy szum w The Shard ale to nie wystarczy. W końcu chcemy zrobić szum na całym świecie. Co z przynętami?
- Chwycili.
- To idealnie.~•~
- Gdzie on mieszka John? Bo za chwile cała kawiarnia będzie wiedzieć o co chodzi. - wyszeptała Evans do doktorka, który przełknął nerwowo ślinę po czym powiedział równie cicho jak kobieta.
Ciemnowłosa nie zamierzała czekać, więc rzuciła na odchodne Watsonowi karton z ubraniami i wyszła pospiesznie, ale usłyszała jeszcze jedno.
- Uważaj na siebie, mają tam ochronę.- uśmiechnął się doktorek po czym poprosił o rachunek i także wyszedł.Coś się stało Sherlockowi, to było pewne. Sytuacja była niby zaplanowana ale nie dla Ingrid. Czuję Kłopoty- pomyślała.
Gdy kobieta podjechała pod wskazany adres, ujrzała wielką bramę a za nią równie ogromny budynek. Evans nie miała pojęcia dlaczego Sherlock przyszedł akurat tutaj. W pewnym momencie nawet nie chciała wiedzieć, ale o tym później.
Gdy pchnęła stalową bramę usłyszała gruchot ocierania się zardzewiałego metalu o siebie. Przestraszona tym dźwiękiem przeszła dalej.
Bała się mimo że wie że ten człowiek jej nic nie zrobi.
Chociaż mając taką władze. W końcu najważniejszy neuron w mózgu może zabić cały mózg.
Wiedza o tym człowieku również się przydała, ale w internecie wiadomo tylko tyle że facet żyje.
Rozglądając się wokoło zauważyła facet w garniturze. Kobieta zmarszczyła brwi i krzyknęła przestraszona:
- Kim jesteś?
Można byli usłyszeć że głos jej zadrżał, w końcu gamet mógł mieć nawet karabin przy sobie, nie mówiąc już o całej armii.
- Powiedziałbym że Arcywrogiem Sherlocka, ale nazywam się Mycroft Holmes.
- Bracia?- szepnęła zaciekawiona, po czym instynktownie zaczęła biec w stronę drzwi by sprawdzić co z najprawdopodobniej młodszym Holmesem.
Pchnąć ciężkie drewniane drzwi nagle usłyszała alarm rozbrzmiewający po całym budynku.
Evans nie wiedziała co się dzieje.
Wbiegła do budynku, przechodząc następnie przez korytarz, salon i nawet kuchnie w końcu dotarła do pokoi gościnnych, gdzie prawdopodobnie znajdował się Sherlock.
Korytarz był długi a pokoi nie dało się zliczyć na palcach jednej reki.
Przypominało to troche grę w ruletkę, bo nie wiadomo co mogło znaleźć się za drzwiami.
-Albo przeżyjesz i znajdziesz Holmesa albo Holmes znajdzie ciebie martwą.- uśmiechnęła się od ucha do ucha, odgarnęła kosmyk włosów na bok po czym szybko obchodziła wszystkie pokoje. Nie miała pojęcia czy odwiedziła wszystkie pokoje ale gdy już zamierzała sprawdzać ostatni pokój usłyszała kroki za sobą. Znała je. Ciche jakby słyszała kota, ale tylko jej brakowało mruczenia. Kobieta odwróciła się i zobaczyła Sherlocka z filiżanką w ręce. Miał na sobie ubrany beżowy szlafrok który lekko powiewał przez przeciąg który najprawdopodobniej zrobiła Evans przy otwieraniu każdych drzwi od pokoi. Zdziwiona widząc go w tak doskonałym stanie, dotknęła okolicy zatok palcami po czym z niedowierzaniem, irytacją, powiedziała:
- Holmes do cholery czy ty zawsze się urywasz z choinki, ale czekaj! Najbardziej zastanawia mnie to jakim cudem nie spadasz pod nią...
CZYTASZ
Angel Eyes | Sherlock
Fiksi PenggemarWyobraźcie sobie detektywa, który jest kobietą. Ma krótkie ciemne włosy, długi czarny płaszcz, zgniłozieloną koszulę, jasne jeansy i brązowe buty. Gości na twarzy ciepły rumieniec, który wywołany jest przez londyńskiego detektywa. Poznajcie opowia...