Rozdział 11

1.3K 136 20
                                    

   Harry nigdy nie był dobrym aktorem. Nie potrafił kłamać – wszyscy zawsze mu to powtarzali – ale nie potrafił też udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy tak naprawdę w środku był kłębkiem nerwów. Między innymi dlatego właśnie biegał bezcelowo od ściany do ściany, starając się nie wyrwać sobie zbyt dużo włosów z głowy, podczas gdy Lilyanne spędzała w kuchni odrobinę za dużo czasu, szukając wazonu dla róży – tej samej, którą dostała od niego i tej samej, do której on przywiązał małą karteczkę z krótką notatką, która jego zdaniem była kompletnie niepotrzebna i zdecydowanie nie na miejscu. Bał się, jak dziewczyna na nią zareaguje i przeklinał się w myślach za to, że posłuchał Maxwella i jego durnej rady, która „na pewno jej się spodoba, zaufaj mi!”. Miał ochotę urwać mu głowę już wtedy, a do tego, co chciał zrobić z nim teraz nie umywałyby się nawet średniowieczne tortury.

   Czy przesadzał? Tak. Czy go to obchodziło? Ani trochę.

   Jednak będąc ze sobą kompletnie szczerym, Harry wiedział, że jedyne, czego tak naprawdę chciał w tym momencie, było, żeby Lilyanne nie pozwoliła mu utonąć we własnej żałości i wyszła z kuchni, nie trzymając go dłużej w niepewności. Potrzebował jej obecności, żeby się uspokoić i przestać nad sobą użalać – lub planować kolejne sposoby egzekucji Maxwella.

   Kiedy jednak mijały kolejne minuty, a Harry był tak samo zestresowany i ani trochę mniej samotny, zdecydował, że dłużej tego nie wytrzyma i pójdzie sprawdzić, czy Lilyanne przypadkiem nie uznała go za szajbusa i nie wyskoczyła przez okno lub coś w tym rodzaju. Uznał, że wcale by go to nie zdziwiło – sam by tak zrobił, gdyby był na jej miejscu. Lub może po prostu za bardzo wszystko analizował.

   Wzdychając ciężko, okrążył powoli kanapę, która stała pośrodku salonu i niespiesznie przeszedł na skraj kuchni. Oparł się o ścianę i nie spuszczając wzroku ze swoich butów, odchrząknął cicho.

   - Wszystko w porządku?

   Dopiero gdy pytanie zawisło w powietrzu, pozostawione bez odpowiedzi, Harry odważył się podnieść głowę i rozejrzeć dookoła. Jego spojrzenie szybko odnalazło dziewczynę opierającą się o blat szafki, uśmiechniętą od ucha do ucha. Chłopak zmarszczył brwi, mrużąc lekko oczy. Przez chwilę zastanawiał się, czy aby na pewno nie miał omamów, ale ile razy by nie mrugał, obraz przed nim pozostawał niezmienny.

   - Tak – odpowiedziała Lilyanne, kiwając energicznie głową. – Tak, tak, tak.

   Harry nie wiedział, czy było to możliwe, ale jakimś cudem uśmiech dziewczyny poszerzył się jeszcze bardziej.  Wyglądała zupełnie tak, jakby właśnie wygrała los na loterii, co niesamowicie go ucieszyło, ale jednocześnie odrobinę zmieszało.

   - Jesteś pewna, że… nic się nie stało? – zapytał, podchodząc kilka kroków bliżej.

   Gdy znalazł się na tyle blisko, że gdyby podniósł rękę, zderzyłby się z jej dłońmi, zauważył, że Lilyanne ściska niewielki papierek między palcami. Na brzegu karteczki zobaczył mały „x” nabazgrany czarnym tuszem i w tym momencie oblała go fala ciepła. Wytrzeszczył oczy, rozumiejąc, skąd wziął się radosny nastrój dziewczyny, jednocześnie będąc w kompletnym szoku, że idiotyczna rada Maxwella podziałała.

   No cóż, wychodzi na to, że będzie żył.

   - Niech go diabli… - wymamrotał Harry, kręcąc z niedowierzaniem głową.

   Po paru godzinach wymieniania się nieistotnymi szczegółami z życia każdego z nich, Harry siedział wygodnie na dywanie oparty o bok kanapy, objaśniając Lilyanne znaczenie swojego najnowszego tatuażu, podczas gdy dziewczyna słuchała go tak uważnie, jakby zależało od tego jej życie i on nie mógł przestać myśleć, że spędzanie z nią czasu dumnie plasuje się na szczycie listy jego najbardziej ulubionych rzeczy – zaraz obok rysowania i tatuowania, oczywiście. Nie wiedział, czy to dlatego, że tak miało być, czy po prostu zaczynał się do niej przywiązywać w sposób, którego nie przewidywała ustawa – w sposób całkowicie ludzki, ale nie mógł nic poradzić na to, że dziewczyna kompletnie go oczarowała – do tego stopnia, że zaczynał bredzić jak zakochany Szekspir i było mu z tym dziwnie dobrze.

   Gdy skończył opowiadać o wszystkich malutkich rysuneczkach, które zdobiły jego nadgarstki, Lilyanne zaprowadziła go do swojej sypialni i pokazała mu półkę z jej ulubionymi książkami. Wszystkie były dosyć stare i poniszczone, ale dziewczyna mówiła o nich, jakby były jej największym skarbem. Harry patrzył na tytuły, których nigdy wcześniej nie widział na oczy, próbując rozszyfrować, o czym mogły opowiadać historie, jednocześnie kiwając porozumiewawczo głową co jakiś czas, aby sprawiać pozory obeznanego w literaturze, co było tak dalekie od prawdy, jak tylko być mogło. Jednak Lilyanne nie wydawała się dostrzegać jego niewiedzy, będąc pochłonięta opisywaniem problematyki „Moby’ego Dicka”.

   - Czytałeś to? – zapytała dziewczyna, kartkując stary egzemplarz powieści, o której właśnie mówiła.

   Harry automatycznie skinął głową, nie do końca słuchając tego, co mówiła Lilyanne i nie odrywając wzroku od zdjęcia, które wisiało na ścianie tuż nad półką na książki, wymamrotał:

   - Tak, tak, jasne…

   Oczy dziewczyny rozświetliły się, kiedy przeniosła wzrok z książki na chłopaka, który nie przestawał kiwać głową.

   - Naprawdę? – spytała, podekscytowana. – I co myślisz?

   W tym momencie Harry oderwał wzrok od zdjęcia i spojrzał na uśmiechniętą dziewczynę, która patrzyła na niego wyczekująco. Zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc, co się właściwie dzieje i podrapał się po głowie.

   - Przepraszam… mówiłaś coś? – zapytał głupio, uśmiechając się niewinnie.

   Lilyanne zmrużyła oczy, kręcąc z niedowierzaniem głową, po czym wybuchła gromkim śmiechem i odstawiła książkę, którą trzymała w rękach, z powrotem na półkę.

   - Nie słuchałeś mnie! – wykrzyknęła oskarżycielsko, krzyżując ręce na piersi. – Nawet kiedy powiedziałam, że chcę pozwolić ci przeczytać moją nową pracę.

   Harry wytrzeszczył oczy i obrócił się, żeby nie stać do niej bokiem.

   - Nie, to na pewno słyszałem – powiedział szybko, żywo gestykulując rękoma. Podobno zawsze tak robił, gdy kłamał – i teraz nie było wyjątkiem.

   Dziewczyna ponownie się roześmiała, co sprawiło, że chłopak w jednej chwili stracił swoją obronną postawę i zgarbił się lekko z rozmarzonym uśmiechem na ustach.

   - Nie potrafisz kłamać – stwierdziła Lilyanne, a Harry zauważył sposób, w jaki jej oczy wesoło błyszczały, a usta układały się w kolejny uśmiech.

   Wzruszył ramionami.

   - Wszyscy mi to mówią – odpowiedział, tym razem zgodnie z prawdą.

   Kiedy Lilyanne znowu coś mówiła, Harry znowu nie do końca słuchał, ale tym razem nie odrywał od niej wzroku. Obserwował to, jak co jakiś czas śmiesznie marszczyła nos, wyrzucała ręce w powietrze, rozszerzała oczy i delikatnie przekrzywiała głowę na bok, ale jedynym, na co nie potrafił przestać patrzeć były jej usta. Sposób, w jaki układały się, kiedy wypowiadała poszczególne wyrazy lub kiedy zwilżała je językiem, pochłaniał go całkowicie. Harry nie mógł się powstrzymać, żeby dotknąć swoich ust i lekko je przygryźć. Jego serce zaczęło wybijać szaleńczy rytm, kiedy zrobił krok do przodu, nie do końca będąc świadomym swoich poczynań. Wyciągnął rękę do przodu i najdelikatniej jak tylko potrafił, dotknął opuszkami palców jej policzka. Usłyszał, jak dziewczyna wciąga z sykiem powietrze i nic więcej nie mówi, uważnie mu się przyglądając. Nie protestowała, co on wziął za dobry znak i podszedł jeszcze bliżej. Schylił się tak, żeby ich twarze były na równej wysokości i niepewnie dotknął jej nosa swoim.     

   - Nie masz pojęcia, jak bardzo chciałbym cię teraz pocałować – powiedział półszeptem, opuszczając rękę, która do tej pory gładziła jej policzek, wzdłuż swojego boku.

Beznadziejne i krótkie, ale jest.

Dziękuję za wszystkie głosy, komentarze i 10 tysięcy wyświetleń!!

Chłopak z tatuażem (Harry Styles AU)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz