1.

369 81 0
                                    

Pierwszy dzień w kadrze był dla mnie czymś wyjątkowym, czymś o czym całe swoje dotychczasowe życie marzyłem. Kiedy byłem małym chłopcem i zaczynałem trenować, chciałem dojść do takiej formy, która zapewniłaby mi obecność w kadrze A. Czas pokazał, że to nie były tylko dziecięce marzenia, a moja ciężka praca pozwoliła mi to osiągnąć.

Byłem podekscytowany, zastanawiałem się jak to wszystko będzie wyglądać, czy członkowie kadry trzymają się ze sobą, czy to wygląda raczej tak, że na treningach starają się wytrzymać w swoim towarzystwie, a później rozchodzą się do swoich domów i mieszkań. Czy raczej są jedną wielką rodziną, której można zaufać, powierzyć sekrety, a przede wszystkim dobrze się z nią bawić.

Trochę się bałem, że nie od razu zostanę potraktowany jako pełnoprawny członek drużyny. Starałem się to wszystko ukryć pewnością siebie, wiedziałem, że niektórzy uznają mnie za buca, który myśli, że jest lepszy od reszty, ale chciałem im pokazać, że w żadnym wypadku nie czuję się przerażony tym wszystkim, że nie boję się odrzucenia. Chciałem im pokazać, że zasłużyłem na miejsce wśród nich i muszą to zaakceptować, bo nigdzie się stąd nie wybieram.

Gdy rozmawiałem z nimi i przyglądałem się im, miałem wrażenie, że wszyscy tutaj są tacy sami. Trenują, chcą osiągać sukcesy, wiedzą czego chcą. Ale do tego obrazu nie pasowała jedna osoba. Kiedy wszyscy rozmawiali i śmiali się z żartów, które nie należały do najśmieszniejszych, on ćwiczył samotnie w kącie, jakby przerwa w treningu go nie dotyczyła. Ale dotyczyła każdego. Wiedziałem, że chciał uciec. Nie przerwał ćwiczeń, bo nie potrafił odnaleźć się w tej grupie. Chyba bał się nawiązać bliższy kontakt, może nie umiał rozmawiać, miałem tyle myśli w głowie, ale jedna wybijała się na pierwszy plan. Ten chłopak był inny. W tej kolekcji jednakowych postaci, był unikatem. Chciałem go poznać.

W trakcie krótkiej rozmowy oznajmił, że lubi być sam i czułem, że to taka cicha rada z jego strony, żebym trzymał się od niego z daleka. Jednak coś w jego osobie nie pozwoliło mi odejść. Może i lubił być sam, więc dałem mu jakąś przestrzeń i po prostu do niego nie mówiłem, jednak trzymałem się dość blisko. Myślałem, że może milczenie zmieni coś w jego podejściu. Selino, całe życie myślałem, że milczenie jest niezręczne, że nie jest niczym dobrym. Ale wtedy obok niego, cholera, nie umiem tego nawet ubrać w słowa. Kiedy stałem może metr od niego i żaden z nas nie odezwał się nawet słowem, czułem, że rodzaj milczenia jaki był między nami był dobry. Przepełniony niesłyszalnymi i niewypowiedzianymi słowami. Nie czułem żadnego dyskomfortu, jakby milczenie razem z nim, było naszą zwyczajną rozmową. Wiedziałem, że nawet jeśli by nalegał, nawet gdyby chciał się mnie pozbyć na amen, to muszę się trzymać właśnie z nim. Wiedziałem, że będzie moim przyjacielem zanim faktycznie nim został.

Chyba właśnie ta jego inność sprawiła, że wydał mi się fascynującym człowiekiem. Nasze milczenie tylko umocniło mnie w tym przekonaniu. Wiedziałem już, że ma trudności z nawiązywaniem kontaktu i to z tego powodu wciąż jest na uboczu. Chciałem mu pomóc, pokazać, że to wcale nie jest trudne, że z każdym można się dogadać.

I choć wiedziałem, że ciężko będzie zdobyć jego zaufanie, to bardzo chciałem spróbować.

the second first love | Wellinger x LeyheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz