18

602 32 3
                                    

Usiadłam na drewnianym krześle. W dłoni miałam zaadresowaną do mnie kopertę i od razu poznałam pismo Emily. Z ogromnej ciekawości otworzyłam kopertę. Czytając list wyczułam tą ekscytację dziewczyny. Było tu dużo wykrzykników i narysowanych uśmiechów. Zaczynając od przeprosin za tak późną wiadomość, przez radość z wyjazdu do Francji na wielki pokaz mody czarodziejek, kończąc na tęsknocie za mną i ostrzeżeniem, że wraca dopiero za dwa tygodnie.

Ja również za nią tęskniłam i na pewno trudno mi będzie wytrzymać bez dwa tygodnie. Mam nadzieję, że uda nam spotkać się raz czy 2 razy w ciągu wakacji. Może nawet uda mi się znowu zobaczyć te nieznane oczy postaci z motocykla.

Dni mijały, a ja jak stare ziemniaki gniłam w tym jasnym pokoju. Zdążyłam zrobić eseje z dwóch przedmiotów- zielarstwa i eliksirów. Oprócz tego mogłam tylko siedzieć w tym wielkim domu i spoglądać przez okno za moim nieistniejącym księciem na białym koniu.

Pewnego ranka, dzień przed przyjazdem Emily, wyszłam na spacer, żeby zebrać siły na kolejny miesiąc i dwa tygodnie. Spacerowałam tą samą drogą co wcześniej. Omijałam te same drzewa, słuchałam tych samych kwiatów i wzdychała te same zapachy. Otulił mnie ten sam powiew wiatru, a ja na chwilę przymknęłam powieki. Zobaczyłam ten błękit przypominający niebo. W nim obłęd zakrywający lęki. Do tego niegasnący płomyk zdecydowania.

Razem z moją książką o szyszymorach usiadłam pod jedną z brzóz niedaleko drogi. Chciałam nadrobić trochę materiału z niektórych przedmiotów. Oczywiście na liście tych przedmiotów znalazły się te najciekawsze- obrona przed czarną magią, astronomia i zaklęcia. Po zakończeniu drugiego rozdziału zdecydowałam się wrócić. Kończąc drugiego rozdziału, usłyszałam gruchot jakiegoś pojazdu. Nie miałam czasu na małe spojrzenie, a poczułam kogoś pochylającego się obok mnie.

-Nie chciałbym przeszkadzać w lekturze, ale zgubiłem tu coś ważnego...- spojrzałam się. Spoglądały na mnie te oczy. Oczy, które nie opuszczały mnie od dłuższego czasu. Byle tylko nie zacząć się jąkać niezauważalnie potrząsnęłam głową.

-Jasne, nie ma problemu!- trochę za głośno- Mogę pomóc ci szukać.

-Ummm... okej- w jego głosie wyczułam niepewność- A tak zanim zaczniemy, co czytasz?

Zamknęłam książkę i pokazałam w milczeniu okładkę. Tymi oczyma szybko przeleciał po tytule, delikatnie się uśmiechając.

-No dobrze, tobie łatwiej będzie mi wytłumaczyć czego szukam. Zgubiłam różdżkę.

-Myślałeś, że jestem mugolką?- wyjęłam swoją różdżkę i nią machnęłam- Wiesz, że ten motor jest troszkę mylący?-

Zachichotałam, a on znowu się roześmiał.

-Więc jak wygląda?- spytałam.

-Jest spiczasta i skręcona... z ciemnego drewna i na dole ma coś w rodzaju kryształu.

Szliśmy 4 stopy od siebie. Po obu stronach drogi były nie zaludnione pola. Teraz mogłam mu się przyjrzeć kątem oka. Miał czekoladowe, roztrzepane włosy, błękitne oczy oraz był dość wysoki i szczupły. Wydawał się miły i mało niebezpieczny.

-A w ogóle jestem Flynn Whittaker i mieszkam tu niedaleko- przybliżył się o połowę odległości.

-Susan Willow i, również, mieszkam niedaleko. Miło mi- przełknęłam ślinę- Więc Flynn, jeśli jesteś czarodziejem, do jakiej szkoły uczęszczasz?

-Hogwart, a po wakacjach idę na piąty rok- wypiął dumnie pierś jak ten prefekt z Gryffindoru.

-To dziwne, że cię nie kojarzę.... Chodzę do tej samej szkoły. Tylko akurat teraz idę na czwarty rok.

-To prawda, wyglądasz na młodszą.

Czułam trochę niedosytu po tej rozmowie. Nie było żadnej „chemii" czy czegoś w tym stylu. Jednak to przypadkowe spotkanie nie dobiega końca.

-Mogę twoją różdżkę?- zapytał, a ja zdałam sobie sprawę, że lekko się zarumieniłam. Po prostu jak na zawołanie. Powoli wyciągnęłam to o co prosił, nadal trochę nie przekonana. Podczas podawania nasze oczy się spotkały i to spojrzenie mnie uspokoiło. -Dzięki- uśmiechnął się lekko.

-Przeglądałem ostatnio nowy podręcznik do zaklęć i znalazłem jedno przydatne. Jakie to rdzenie?

-Włos jednorożca- skrzywił się jakby nie odpowiadała mu ta informacja.-No dobra spróbujmy.

Uniósł ją delikatnie, pomyślał chwilkę i machnął różdżką.

-Accio różdżka!- krzyknął lecz nic się nie stało.

-Spróbuj jeszcze raz- szepnęłam. Na pewno nie usłyszał.

-Accio różdżka!- teraz skierował swoje lekko opalone w drugą stronę.- Kurde!- spuścił głowę, a potem z powrotem odwrócił się do mnie.

-Może ja spróbuję, zaklęcie nie wydaje się trudne.

-Okej- podał mi różdżkę- Skup się dokładnie na przedmiocie. Do trzech razy sztuka.

Wyprostowałam się i zamknęłam oczy. Ukazał mi się obraz Flynna rzucającego Wingardium Leviosa na hogwartckich błoniach. Przybliżenie na różdżkę- ciemna, spiczasta z kryształkiem.

-Accio!- wydobyło się z moich ust. Nic się nie stało, tylko przez chwilkę. Coś prostego przybliżało się do nas, a na koniec walnęło w zdezorientowanego Flynna. Zgładzony przez własną broń.

Zachichotałam cicho i spytałam biednego chłopaka czy wszystko dobrze.

-Jasne, ale jakbyś zrobiła to jeszcze raz to złapałbym ją- stwierdził, mając sobie tył głowy.

Wróciliśmy do tego samego drzewa przy którym się poznaliśmy. Nadal czułam niedosyt- tak samo promieniujący jak na początku. Wolałam spacerować tymi oczami do zachody słońca, a potem wracać motocyklem z wiatrem we włosach. Chociaż teraz to już nie są oczy.

-Dziękuję bardzo za pomoc- powiedział i założył kask.

-Nie ma za co, polecam się na przyszłość. Do zobaczenia na peronie!- machnęłam ręką i zawróciłam do domu.

Trochę zmęczona weszłam do salonu. Rodzice wrócili do pracy, więc cała rezydencja jest moja. Prychnęłam na myśl o mnie robiącej wielką imprezę. Poprosiłam o przyniesienie do mojego pokoju wszystkich posiłków. Odłożyłam zaczętą książkę ze spaceru i wzięłam coś ciekawszego. Spięłam włosy i razem z moim obiadem zasiadłam do biurka, maczając pióro w atramencie.

✔ Dobranoc, Malfoy... || d.m. 1️⃣Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz