9

1.3K 78 34
                                    

*Draco*
Musiałem się teleportować jak najdalej od tego miejsca. Boisko do Quidditch'a, było po drugiej stronie Hogwartu.

Cały czas trzymałem Susan za rękę. Nie odzywała się i miała zamknięte oczy. Drugą ręką lekko przejechałem po jej bladym policzku. Nie poruszyła się. Nie otworzyła oczu, nie odepchnęła mnie. Sprawdziłem jej puls, ciotka mnie kiedyś nauczyła. Żyje.
W mojej głowie zaczęły się pojawiać najgorsze scenariusze. Nie usłyszę więcej jej śmiechu, którego dźwięk odbijał się od ścian Hogwartu. Nie zobaczę więcej jej piwnych oczu, hipnotyzujących swoim pięknem... Czekaj, czy ja się zakochałem? Nie, nie, nie... Dracon Lucjusz Malfoy się nie zakochuje!

Z przemyśleń, wyrwało mnie mocne odepchnięcie do tylu. Mnie i Susan dzieliła połowa boiska. Jakaś magiczna moc podniosła bardzo wysoko dziewczynę. Próbowałem krzyczeć, ale coś tłumiło mój głos. Po chwili, ślizgonka zaczęła spadać z nieopisaną siłą. Spanikowałem. Nie myśląc, zerwałem się z Ziemi, żeby ją złapać. Opadła prosto na moje ręce.
Pobiegłem od razu do Hogwartu. Nie do Skrzydła Szpitalnego, nie Pokoju Wspólnego. Do Snape'a, wiedziałem, że na pewno coś zaradzi.

-Panie Profesorze!- wpadłem szybko do gabinetu. Pomimo później godziny, nauczyciel siedział przy biurku przeglądając książkę. Podniósł głowę, a potem wstał. Podszedł nie odzywając się.

-Mhm... połóż ją tutaj- wskazał na kanapę -A teraz idź do dormitorium-

-Ale...- chciałem, nie, musiałem zostać. Coś mi się należy.

-Idź!- widać, że był lekko zirytowany. Wyszedłem trzaskając drzwiami. Byłem wkurozny na Snape'a. Powyrywałbym mu te wszystkie tłuste włosy.

Przyjrzałem się sobie w lustrze. Oprócz zadrapań moje ciało wzbogaciło się o kilka nowych siniaków. Co ja mówię, kilka? Kilkaset.

-kolejny dzień-

Nie mam zielonego pojecia gdzie jest teraz Susan. Umarła? Nie, to nie możliwe. Nie mogła mnie i tej jej koleżaneczkami po prostu zostawić. Nie uważam, że była by dobrym, hogwarckim duchem.

-Malfoy!!!- usłyszałem damski głos. Odwróciłem się gwałtownie, nie była to Willow. Emily Parker właśnie przeciskała się przez uczniów, żeby do mnie dotrzeć. Słodkie. -Gdzie do jasnej ciasnej jest Susan? Nie ma jej w dormitorium i nie było jej na śniadaniu...- postanowiłem jej przerwać.

-Uspokój się!- spiorunowała mnie wzrokiem. Rozumiem ją. W sumie jeśli ktoś by mi teraz tak powiedział, najmilszą dla niego karą było by potrójne crucio. Mógłybym oddać rękę lub nogę, żeby wzamian dostać Susan. -Powinna być u Snape'a...- chciałem dokończyć, ale Parker złapała mnie za nadgarstek i zaciągnęła w stronę lochów.

Po kilku minutach pukania, nikt nie odpowiedział. Poirytowany całą tą sytuacją, złapałem za klamkę. Susan jest ważniejsza niż jakieś tam pukanie.

*Emily*

W gabinecie nikogo nie było, jak się spodziewałam. Zaczęłam się rozglądać, aż ten blondasek się nie odezwał.

-To pismo Snape'a- odwróciłam się gwałtownie, przy tym strącając książkę ręką. Odłożyłam ją, nie unikając wzdechnięcia oznaczające zażenowanie ze strony Malfoy'a. Podeszłam bliżej biurka, na którym leżała tajemnicza wiadomość.

Szpital Świetego Munga.

Popatrzyliśmy na siebie, pewnie myśląc o tym samym. Teraz musimy pracować razem.

✔ Dobranoc, Malfoy... || d.m. 1️⃣Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz