19

775 35 9
                                    

Z wielkim uśmiechem na twarzy kończyłam ostatni esej do szkoły Z wielu przedmiotów dostałam dyspensę, ale jakimś cudem niektórzy nauczyciele chyba wiedzieli, że jestem wystarczająco mądra na nie przerobiony materiał.

Po odstawieniu wszystkiego na miejsca, usłyszałam pukanie w okno. Srebrna sówka ze złotymi obwódkami wokół oczu oznaczała odpowiedź od Emily. Otworzyłam szerzej okno, a ptak wleciał z małą paczuszką, która spadła na moje otwarte dłonie. W środku były dwie rzeczy- list i sowie przysmaki. Na obu zaczepione były dwie karteczki- "Dla ciebie" oraz " Dla Niny". Po dostaniu nagrody Nina odleciała, a ja zabrałam się moją część wysyłki.

MUSIMY. SIĘ. SPOTKAĆ.

Przyjeżdżam do ciebie pojutrze, już wszystko ustalone.

Żadnej daty ani podpisu. Czy mój list był, aż taki poplątany? Myślałam, że użalanie się z powodu chłopaka jest raczej normalne u nastolatek.

***

Poczułam jak ktoś delikatnie porusza moim ramieniem na prawo i lewo. Kołysałam się ocean- trochę niespokojnie, z chłodną bryzą i ciszą na piasku. Poczułam jakby ktoś oblał słoną wodą. Otworzyłam oczy i tak samo szybko podniosłam nieprzytomne ciało. Niezdradzający nic wzrok i uśmiech mamy były pierwszymi rzeczami, które zobaczyłam. Potem zerknęłam na zegar na stoliku nocnym. Wskazywał 7:47.

-Masz gościa- powiedziała.

Miała na sobie żakiet i ołówkową spódnicę tego samego koloru. Szykowała się do pracy i przyszła przypomnieć mi, że przecież Emily zorganizowała spotkanie. Ospała podniosłam tyłek i począgałam się do lustra. Mama już wyszła, a ja zaczęłam rozczesywać włosy. Nie było sensu robienia makijażu lub nawet przebierania się z piżamy.

Zbiegłam po drewnianych schodach, a przyjaciółka już siedziała na jednym z foteli. Krwista czerwień materiału mebla zlewała się z odcieniem ciemnej truskawkowej szminki. Makijaż dziewczyny trochę mnie ożywił. Twarz była jaśniejsza niż dzisiejsze słońce, ale wyostrzona jak jego promyki. Czarne brwi były wypełnione, a do tego oliwkowa karnacja dopełniła brak cieni na powiekach.

-Susan!-

Przeniosłyśmy się do mojego pokoju. Przyjaciółce najwidoczniej nie przeszkadzał mój ubiór.

-Zacznijmy od początku... - rozpoczęła Emily, wyciągając list, który wysłałam jej po powrocie ze spotkania z Flynnem- Twoje pismo jest coraz ładniejsze.

Prychnęłam tak cicho, że raczej tego nie usłyszała. Widać było, że nie wie od czego zacząć.

-Więc... możemy pominąć wstęp...- nadal niepotrzebnie wpatrywała się w skrawek pergaminu.

-Nie! Czemu? Jeszcze nie dostałam całego opisu zdarzeń z Francji- złapałam za kartkę i odchyliłam ją, żeby zwrócić uwagę dziewczyny na siebie.

-Później- zaczęła chłodno- Na pewno wszystkiego się dowiesz- złapała za moją dłoń dla dodania mi otuchy i cierpliwości.

-Uwaga, czytam! Wiesz jak to jest kiedy ktoś przychodzi i otwiera ci drzwi? Pokazuje trochę więcej świata oraz naprowadza na jakąś drogę? Czujesz się przy nim jak otwarta księga, pozwalasz mu z siebie czytać. On daje tobie poznawać własną siebie. Czy wolność właśnie tak wygląda? Jeździ na motorze i uczy się w Hogwarcie?- przeszły mnie niewygodne dreszcze kiedy szatynka czytała to co jej napisałam, na głos. Było tyle kawałków, które chciałam w tamtym momencie zmienić. Po prostu zastopować ją, wziąć pióro do ręki, skreślić wszystko i napisać w inny sposób.

-Jak to przeczytałam to pierwszy raz przyszło mi do głowy, że zobaczyłaś anioła. Po piętnastej próbie zrozumiałam, że weszła w ciebie dusza jakiejś starej pisarki- skomentowała.

Zachichotałam i zażartowałam, że to nie jest bardzo widoczne- dopiero się zadomowiła w moim ciele.

Myślami wróciłam do Flynna. Przesadnie zachciało mi się z nim spotkać. Znowu się z nim spotkać i mu pomóc. W czymkolwiek, może poprosić o wszystko i wszystko dla niego zrobię.

Przy kolejnych częściach listu byłam w zdecydowanie innym miejscu. Uśmiechałam się, kiwałam głową czy marszczyłam brwi. Prowadziłam konwersację z własną duszą i ze starymi wspomnieniami. Włączyłam się dopiero na dosłownie ostatnie zdanie.

-A wiesz jak ma na imię? Flynn Whittaker. Takie proste imię!- dopiero wtedy przyjaciółka oderwała wzrok od listu, żeby na mnie spojrzeć.

-Nadal nie wiem dlaczego ten list jest taki specjalny...

-Bo cię kompletnie nie poznaję!- wyrzuciła z siebie, a ja poczułam jak kulę się i przywieram do łóżka. Od razu się poprawiła Przepraszam...

-Nie! Nie przepraszaj, powiedz mi. Co ci we mnie przeszkadza?

Dziewczyna głośno westchnęła.

-Odjechałaś do tego szpitala, na początek naszej znajomości. Wróciłaś i wymusiłam od ciebie, żebyś cokolwiek powiedziała o tym co się stało. Nawet nie przyszłaś się przywitać, tylko musiałam cię szukać po całym Hogwarcie!

Czułam jak maleję i wyciszam całe ciało. Boję się ruszyć, jakby każdy ruch oznaczałby świeżą ranę. Emily unikała mój wzrok. Powietrze zgęstniało i poczułam jak rzęsy formują mi pod oczami łzy.

-Ja... ja... przepraszam... nie wiemm... co...- bełkotałam jak zdesperowana pijana baba.

-Już... nic nie mów- podniosła się z krzesła i do mnie podeszła. Przytuliła mnie jak młodszą siostrę. Obie próbowałyśmy nie płakać, bo ślizgońska duma nam na to nie pozwalała. Udało nam się.

Szybko się przebrała w łazience i wróciłam do pomieszczenia. Siedziałyśmy razem na moim łóżku.

-To powiedz mi o tej Francji- intuicyjnie posłałam jej uśmiech. Czułam jak z każdą sekundą coraz bardziej się stresowała.

-Żeby się dostać do mojej cioci, bo u niej spaliśmy, użyliśmy proszku Fiuu, bo w sumie... w sumie, nie wiem co haha, sorki. Oczywiście matka musiała się spotkać z tysiącem ludzi na raz- Alice Parker, mama Emily, pochodziła z Francji, a z tego co słyszałam, jeżdżą tam co roku. Jednak to nie było najważniejsze. -Codziennie chodziliśmy do innej kawiarnii. Ojciec zakochał się w zapachach perfum, że codziennie kupował nową buteleczkę. Ja zdecydowałam się kupić małą figurkę wieży Eiffla. Wiesz, że budowali ją tylko 3 lata? A imię architekta to Emily, jaki ten świat mały.

Trochę zszedł mi uśmiech z twarzy. Dziewczyna zamknęła się na chwilę widząc moją twarz.

-Mugolka?- zapytałam- Jesteś zachwycona mugolką?

-Umm... - kompletnie zaniemówiła co było dla niej nietypowe,

Jak na zawołanie do drzwi zapukał skrzat domowy, żeby oznajmić, że rodzice Emily na nią czekają. Nie patrząc na mnie, odłożyła list na stolik i szepnęła nieme "Do zobaczenia". Nadal siedziałam na materacu, ale uświadomiłam coś sobie i zaczęłam za nią biec. Jako pierwsza weszła do kominka z twarzą jak kamień- chłodną, bezuczuciową i skrywającą sekret.

To było nasze ostatnie wakacyjne spotkanie. Chociaż nie dziwię się czemu... wybiegła z pokoju jak najszybciej mogła, z niezrozumiałego powodu. Cała reszta wakacji nie miała żadnego sensu. Im więcej o tym wszystkim myślałam, tym więcej powodów dlaczego tworzyło się w głowie.  

Zacznijmy od początku, moja jedyna przyjaciółka coś przede mną ukrywa, mój jedyny przyjaciel nie zawracał sobie głowy odpisaniem na moje listy, zignorowałam powstającą więź pomiędzy Finnem a mną, prawie spaliłam dom próbując zapomnieć o przesyłce Blaise'a, jedzenie przestało być smaczne oraz pewnie nie nadążę za nauką przez ten cholerny wypadek. Na dobicie wszystkiego, w ostatni dzień wakacji, dostałam list od Draco, w którym życzył powodzenia w nowym roku szkolnym. Przewidując, że jego sowa doleci do mnie wieczorem zakończył list: Dobranoc, Malfoy, a obok trzy kropelki atramentu, które nie miały większego znaczenia.

✔ Dobranoc, Malfoy... || d.m. 1️⃣Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz