prezencior dlaaaa Okayhuh Guucci sooosociable 💗
Nie zamierzałaś płakać. Nie czułaś nawet, że takowe łzy mogłyby popłynąć z twoich oczu.
Czułaś za to, że nie dajesz rady, że powoli tracisz zmysły. A to wszystko od tkwienia w martwym punkcie od miesięcy.
Zawarliście z Marco układ, że dopóki oboje nie pozbieracie się do kupy, nie poukładacie swojego życia, planów - wasz związek nie zaistnieje. Co prawda nigdy nie zaistniał, ale żadne z was nie potrzebowało na ten moment oficjalnego potwierdzenia. Wiedzieliście co względem siebie czujecie, przez lata dusiliście to uczucie, ukrywaliście przed światłem dziennym, ale gdy już pewnego dnia to wszystko niespodziewanie się skumulowało - nie byliście w stanie zwolnić, skupić się na poznaniu siebie, na szczegółach, które tworzyły całość.
Zapomnieliście o swoich własnych potrzebach, o rozwoju osobistym, wszystko skupiło się na waszej dwójce jako jedności.
W ciągu trzech miesięcy z dobrych znajomych, staliście się narzeczonymi, zamieszkaliście pod jednym dachem, planowaliście lata w przód. Sami się pogubiliście, pozwalając się ponieść uczuciu. I dlatego teraz siedziałaś sama, oparta o szybę, czując chłód emanujący od płytek.
Nie tak miało być.
- To twój wieczór, co tu robisz? - zapytała twoja przyjaciółka, wchodząc do hotelowego pokoju.
Nie zapaliła jednak światła, jak zrobiłby to każdy inny. Wiedziała, że mrok ci służy, że rozwija twoje zmysły, że pobudza wyobraźnię, pozwala czuć znacznie więcej.
Nie przepadałaś za tym wszystkim, ale jednocześnie ubóstwiałaś noce pełne melancholii. Twoja głowa obierała wtedy całkiem nowe spojrzenie na świat, bardziej zdystansowane, sprawiające mniej bólu. Chociaż z tym akurat bywało różnie.
- Potrzebowałam pomyśleć - skwitowałaś.
- Za dużo myślisz - westchnęła kobieta. - Niżej wszyscy twoi znajomi świętują to, że wydałaś książkę, że rozwijasz się, jesteś samowystarczalna, utalentowana. Powinnaś być z nimi.
Pierwsze, co nasunęło ci się na myśl, gdy wspomniała o samowystarczalności? Reus, jego słaby dowcip, inteligencja i dobre serce.
Bez niego czułaś się jak zero, jakby druga połowa ciebie była poza zasięgiem i pomijając już, że faktycznie była, łamała ci też serce. Kochałaś tego faceta, a wszyscy wasi bliscy byli teraz pewni, że skończyliście ze sobą na zawsze.
Podczas, gdy trwał trzeci miesiąc twoich udręk i waszej lekkiej separacji, która racja - wyglądała mimo wszystko jak definitywny koniec.
- Zaraz przyjdę - skinęłaś.
Kobieta odpuściła, oddała ci samotność, umysł zdolny do ponownego analizowania.
Stawiałaś sprawę jasno - nie słyszałaś jego głosu przez trzy miesiące, przez dwanaście tygodni, przez ogromną ilość godzin, minut. Tęskniłaś, wciąż nie czując, że skupiłaś się na sobie podczas rozłąki.
Osiągnęłaś ogromny sukces i nawet nie odczułaś nutki satysfakcji.
Chciałaś tylko jego, tylko deklaracji miłości, którą oboje w kółko powtarzaliście, która powinna wam się znudzić szmat czasu temu. Ale nie znudziła, bo wciąż brzmiała tak samo, wciąż słychać w niej było to otulające w nocy ciepło, uczucie, które was uzależniło i było wręcz przezabawne. Przezabawne i niesamowicie realne jednocześnie, bo nie wygasało, jak to robi ogień w kominku. Nie ubywało, niczym dni i tygodnie. Nie było niezniszczalne jak najprawdziwszy diament, ale też nie delikatne jak opuszek palca. Biło w rytm waszych serc, zwalniając i podkręcając tempo. Robiąc z was naiwniaków i kochanków.
- Skończmy to - powiedziałaś do telefonu.
Nie brakowało ci przy tym pewności, ani przekonania. Czułaś, że musisz o siebie zawalczyć. A także o niego, przy okazji.
Nie żyłaś tymi stereotypami czy zasadami, że to mężczyzna ma być tym, który robi pierwszy krok. W tym związku to wręcz ty ciągnęłaś jego, rządziłaś się, byłaś dominująca, stanowcza, ale gdy Niemiec chciał — potrafił o siebie zadbać. Po prostu lubił patrzeć jak jesteś silna, adorował tę silną kobietę, którą byłaś.
- Kocham cię - rzucił, niewiele myśląc.
Siedział właśnie na tarasie swojego domu w Dortmundzie i patrzył w niebo. Próbował nie myśleć, odsunąć od siebie wszelkie wątpliwości, po prostu odetchnąć, ale gdy usłyszał dzwonek telefonu, a na ekranie zobaczył twoje imię — wypoczęcie było ostatnią rzeczą o jakiej myślał.
- Tęsknię niemiłosiernie - dodał, podnosząc się z płytek. - Gdzie jesteś?
Gdy usłyszałaś jego głos, łzy spłynęły ci z policzków niczym woda w wodospadzie. Doprowadzał cię do szału, do psychicznej rozsypki i tak strasznie za tym tęskniłaś.
- W Berlinie. Dam radę dojechać na jutrzejszy mecz, musimy porozmawiać.
- Tak, proszę, przyjedź - odparł błagalnie.
Oboje umieraliście z tęsknoty, a porównać to można było tylko do więdnących róży, których płatki powoli opadały na ziemię. Z wami działo się dokładnie to samo, tygodniami rozpadaliście się na kawałki, aż ostatecznie nie zostało praktycznie nic. Tylko że życie nie działało jak róża, kierowało się własnymi zasadami. Zaschnięta łodyga została i tutaj, o dziwo dało się coś zdziałać, odratować ją, doprowadzić do stanu pierwotnego.
Rozmawialiście jeszcze jakiś czas. Po twoich policzkach spływały łzy, bo Marco mimowolnie zaraz zarzucił jakimś żarcikiem, rozbawił cię znowu i znowu.
Kochałaś go nad życie.
Więc to całkiem ciekawy paradoks, bo żyłaś bez kochania go, bez kochania go każdego dnia i w każdym tygodniu.
wlasnie skonczylam wypracowanie na polski ktore dojebalam o psg, w międzyczasie ogladajac juve z man utd a teraz reus z borussii moje zycie wyglada tak:
kurwa!!
CZYTASZ
football season
Fanficdruga część krótkich opowiadań o tematyce piłkarskiej! rozpoczęcie: 25/12/17 zakończenie: --/--/-- okładka robion przez @_Angelixx_