~II~

595 37 6
                                    

Usiadła w skórzanym fotelu przed biurkiem. Bright siedział po drugiej stronie, trzymając w dłoni brązową teczkę z dokumentami. Czerwony napis na okładce nie wróżył niczego dobrego. Jej szef był zmęczony, podbite oczy i nieobecny wzrok były tego dowodem. Poza tym, nie zmieniał koszuli ani krawatu od trzech dni, sam zapewne zdążył już to zauważyć skoro usilnie starał się zakryć marynarką.

- Wybacz pośpiech Louiso, wiem, że jest wcześnie.- Powiedział. Zawsze starał się być w porządku w stosunku do pracowników, szczególnie swoich najlepszych agentów. A Lousia Carter okazała się być najlepszą z najlepszych, już w pierwszym miesiącu pracy udowodniła swoją wartość.

- W porządku.- Odparła tylko. Nie uśmiechała się, nie patrzyła podejrzliwie. Zawsze miała to samo, chłodne spojrzenie, które nie pozwalało nikomu dojrzeć niczego, co dziewczyna w sobie kryła. Bright wyjął kolejną teczkę, tym razem cieńszą i o wiele nowszą. Otworzył ją i zaczął czytać bardzo uważnie, jakby zapomniał o obecności agentki.

- Widzę, że twój rosyjski jest doskonały. Podobnie walka wręcz, bronią białą i maszynową. Umiesz wydobywać informacje z najbardziej zapartych jednostek, imponujący zestaw talentów.

- I zgaduję, że zamierza je Pan w najbliższym czasie wykorzystać.- Uśmiechnęła się przelotnie, jej oczy szybko wróciły do pierwotnego stanu lodowatości.

- Jak bardzo znana jest dla ciebie postać byłego sierżanta, Jamesa Barnesa?

- Wystarczająco.- Odparła, gdy zobaczyła przed oczami zamaskowaną twarz trenera. Minęło tak wiele czasu, odkąd widziała go po raz ostatni, że nie potrafiła już wyobrazić go sobie bez czarnej maski, okrywającej pół jego twarzy.

- Wiemy, gdzie może przebywać.- Pokazał jej nowy raport, który przywędrował do nich aż z Afryki. Przejrzała go, zwracając szczególną uwagę na fotografie i zeznania szpiegów MI6.

- Mam lecieć do Afryki?

- Nie. Jego dokładna lokalizacja pozostaje nieznana. Twoja obecność w Afryce zostałaby szybko zauważona, a nie wiemy czy on i Rogers nie mają tam własnych szpiegów. Polecisz do Stanów Zjednoczonych, gdzie spotka się z Tobą sekretarz Ross.

- Od kiedy MI6 współpracuje z amerykanami?- Zapytała nie kryjąc w głosie złośliwości.

- Odkąd Barnes zamordował wielu naszych dobrych agentów. Całość Twojej misji pozostanie dla nich tajemnicą, znajdziesz tego sukinsyna i przywieziesz do Londynu. Zamkniemy go jako seryjnego mordercę i zagrożenie dla pokoju międzynarodowego. Proces będzie tylko formalnością.- Podał jej świeżo wyrobiony paszport i skórzany portfel.- Nazywasz się Kathrine Bell, jesteś z wydziału prawnego. Chcą, żebyś pomogła im wydać nakaz wydania Barnesa dla kogokolwiek, z kim teraz przebywa. Nawet kogoś z immunitetem. Czyli sama widzisz, to nie jest do końca współpraca. Raczej dbanie o bezpieczeństwo Wielkiej Brytanii.

Pokiwała głową, a dokumenty schowała głęboko do torebki. Miała już bilet do Waszyngtonu, lot miał wystartować jutro z samego rana. Spakowała więc najpotrzebniejsze rzeczy. Nawet nowe życie zdawało się prowadzić ją z powrotem w kierunku Zimowego Żołnierza. Z jednej strony, mógłby pomóc jej zniszczyć ludzi odpowiedzialnych za zagładę Czerwonej Komnaty. Mogłaby zabić go później, wypełnić ostatnią misję, jakiej nie dokończyła. Może wtedy znalazłaby spokój.

Spojrzała w lustro, w którym mogła dokładnie obejrzeć swoje jasne, posiniaczone ciało. Jej plecy przecinały dwa, czerwone pasy otoczone plamami fioletu, czerni i żółci. Ramiona również miała posiniaczone, a obitą szczękę maskowała grubą warstwą makijażu. Przyzwyczaiła się do bólu i do ukrywania go pod warstwami ubrań i korektora, była to cena za dobre stanowisko i przynajmniej chwilowe bezpieczeństwo. Hydra nie znalazła jej do tej pory i nie znajdą jej, dopóki sama nie wskoczy im pod nogi. Niestety, ta misja może ją do końca pogrążyć, jeśli nie będzie dość ostrożna i nie będzie trzymać głowy nisko.

Zabrała bagaż i zamówiła taksówkę na lotnisko. Ciemne okulary, które spoczywały na jej nosie rzucały na wszystko szary cień, czuła się mniej widoczna, wiedziała, że nie ma to najmniejszego sensu ale czasami musiała sama siebie uspokajać. Tylko tak powstrzymywała kompletną paranoję, która czaiła się gdzieś głęboko w jej głowie. Podziękowała kierowcy, który zbył ją machnięciem dłoni i odjechał w kierunku centrum. Szybko przebrnęła przez odprawę by po dwóch godzinach znaleźć się w samolocie. Oczywiście, nie podróżowała na paszporcie dyplomatycznym, byłoby to zbyt podejrzane, a nikt nie chciał przecież, by rzucała się w oczy. Czekając na odlot poprawiła makijaż, siniaki zaczynały już delikatnie prześwitywać, barwiąc jej szczękę i część brody niepokojącym odcieniem fioletu. Mężczyzna obok niej, po trzydziestce, dość przystojny o jasnych oczach i czarnych włosach przyglądał się jak nakłada punktowo korektor. Rzuciła mu tylko zimne spojrzenie, oczywiście udawał, że nie wtyka nosa w nie swoje sprawy jakby nigdy nic wracając do leżącej na jego kolanach książki. Przewróciła oczami, gdy wystartowali, wetknęła do uszu słuchawki, z których popłynęły dźwięki spokojnej muzyki. Lubiła patrzeć na chmury, które wyglądały teraz jak dywan z owczej wełny, rozciągnięty pod lecącą maszyną. Był to jedyny moment, kiedy mogła zapomnieć o wszystkim i odetchnąć rześkim, świeżym powietrzem.

Poczuła lekkie dotknięcie w prawe ramię, spojrzała szybko na jasnookiego. Przy nim, stała stewardessa pchająca wózek pełen jedzenia i napoi. Odłożyła słuchawki, patrząc na mężczyznę.

- Przeprasza, może ma Pani na coś ochotę?- Zapytał. Miał miły głos, przypomniał jej się Adam Hedman.

- Poproszę wodę z lodem.- Zwróciła się do jasnowłosej kobiety o rażących, różowych ustach. Ona uśmiechnęła się, podając jej szklankę z lodem i butelkę wody.- Dziękuję.

- Zapłacę za Panią.- Czarnowłosy podał blondynce kilka funtów za wodę, ona podziękowała i odeszła do kolejnych pasażerów. Louisa spojrzała nieco zaskoczona w błękitno zielone oczy towarzysza lotu. Uśmiechał się przyjaźnie.

- Jest Pan bardzo miły.- Powiedziała spokojnie.- Dziękuję.

- Eh, nie zrobiłem dobrego pierwszego wrażenia. Musiałem się jakoś odwdzięczyć.- Zignorowała te słowa, a przynajmniej bardzo chciała to zrobić. Jednak mężczyzna zdawał się być bardzo zainteresowany rozmową, co od razu wzbudziło w niej wiele podejrzeń.- Paskudne siniaki. Walczy Pani w MMA, czy po prostu ktoś nieźle zalazł Pani za skórę?

- Jest Pan bardzo swobodny.- Zmierzyła go wzrokiem.- Poślizgnęłam się na basenie.

- Pływa Pani.- Prychnął. Zaczynała mieć go powoli dość. Facet był nachalny, do tego bezczelny.

- Co to ma znaczyć?

- Absolutnie nie chciałem Pani obrazić. Po prostu, ma Pani bardzo jasne włosy. Od chloru nabrałyby zielonkawego odcienia, więc nie może Pani pływać regularnie. Siniaki są fioletowe, a więc świeże, gdyby ostatnio miała Pani styczność z chlorem w basenie, Pani włosy przypominałyby glony. Są idealnie białe.- Popatrzyła na niego, zaimponował jej. Tym samym, kompletnie przestała mu ufać.

- Jest Pan spostrzegawczy.- Przyznała mu, pociągnęła łyk zimnej wody ze szklanki.- I namolny.



~She was Nobody~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz