~XVII~

381 28 0
                                    

- Musimy wrócić do poprzedniej rozmowy. Wiem, że nie uważasz, by to było konieczne ale chcę, żebyś mnie posłuchała. Sprawa okazała się...poważna- Zniecierpliwiona spojrzała na niego znad kubka z wodą, przełykając kolejną porcję chłodnego płynu. - Ross wie, kim jesteś. Jesteś znana w Waszyngtonie, który niedługo wpisze cię na listę poszukiwanych, twoje nazwisko trafi zaraz obok mojego.

- Fałszywe nazwisko. Louisa Carter nie istnieje, a o Katii nikt nawet nie wie. Pomijając ciebie, oczywiście- Stwierdziła- Poza tym, jej też już nie ma.

- Jeśli pomożesz znaleźć to , co zostało z Hydry, będziesz mogła tu zostać- Kontynuował czując, że ma szanse przekonać dziewczynę do współpracy- To nie Czerwona Komnata, nie ma Madame B, nie ma Kaprova ani reszty jego żałosnych skurwieli. Nie możesz dla nich ryzykować, nie pomogą ci, w najlepszym wypadku wpakowaliby ci kulkę i wrzucili do jakiegoś rowu na Syberii. Jedynym miejscem na całym świecie, gdzie jesteś bezpieczna jest Wakanda.

- Próbujesz przekonać mnie tym, że nie mam wyboru? Świetny początek, żołnierzu- W jej oczach zatańczyło coś, co przypominało na początku urazę, a gdy spojrzała mu w twarz, wydawała się skurczyć. Widziała, że nie próbował ukrywać nadziei i to samo w sobie wzbudziło w niej przerażenie. Nigdy nie widziała czegoś podobnego, nawet Ivan nie patrzył na nią w ten sposób, gdy mówił o swojej bratanicy.

- Próbuję ci pokazać, że tak na prawdę nigdy go nie miałaś.

Te słowa uderzyły w nią z siłą podobną rozpędzonej ciężarówce. Nie czuła się urażona, ponadto imponowało jej, że zdołał wydusić podobne zdanie. Musiał być zdeterminowany, a Lou chciała dowiedzieć się tylko, co było tego przyczyną. Odstawiła metalowy kubek, teraz prawie pusty i w milczeniu przyjrzała się twarzy towarzysza starając się rozpoznać jakąkolwiek z emocji, które się w nim kłębiły. Decyzja, którą podjęła była nieprzemyślana, impulsywna. W normalnych dla siebie okolicznościach nigdy nie postąpiłaby w podobny sposób, nie tego jej uczono ale w tej sytuacji nie miała absolutnie żadnego wyjścia. Mogła albo zostać w Wakandzie, skąd za półtora tygodnia ma ją wyrwać Ivan albo skończyć w łapskach Waszyngtonu, a w końcu ONZ. Decyzja była nadto oczywista.

- Zgadzam się. Pomogę znaleźć Kaprova, tylko z łaski swojej, powiedz im żeby wyciągnęli mnie z tego akwarium. Mam wrażenie, że powoli wariuję- Powiedziała rozglądając się po jasnym pomieszczeniu.

- Najpierw będą chcieli cię zbadać. Wyjdziesz najwcześniej jutro wieczorem- Westchnęła, tym razem z ulgą. Była gotowa pożegnać pustą, zbyt jasną salę. Mogła zobaczyć, że ta sama ulga pojawiła się na twarzy żołnierza, który wstał i zabrał tacę, na której szamotały się dwie, białe tabletki. Obiecał, że spotkają się zaraz po zakończeniu badań, które zaplanowano na popołudnie. Do tego czasu, Lou musiała jakoś znieść zamknięcie w beżowej sali z kamerami i wielkim lustrem. Parę kolejnych godzin spędzonych pod stałą inwigilacją rządu kraju, o którego istnieniu nie wiedziała jeszcze kilka miesięcy temu, nie wspominając o jego położeniu nie należało do jej największych pragnień, chociaż niekwestionowalnie było to lepsze od spędzenia reszty życia w pudle. Pozwolono jej nawet na odrobinę swobody- jej ręce pozostały wolne i na szczęście nie przytwierdzono ich z powrotem do ramy szpitalnego łóżka, czego nie można było powiedzieć o nogach. Ale nie zamierzała być aż tak zachłanna. Dokładnie obejrzała metalowe obręcze na przedramionach i nadgarstkach, które silnie odbijały światło białych lamp. Takiego typu technologii mogłaby spodziewać się wszędzie, ale na pewno nie w Afryce.

- Jest pani gotowa na rozpoczęcie badań?- Zapytał wysoki mężczyzna. Miał okrągłe oczy i szeroki nos, jego duże wargi okalał przystrzyżony zarost. Wyglądał jakby próbował dosłownie spojrzeć w jej duszę. Łyse kobiety w zbrojach otaczały go tak gęsto, że nawet gdyby ktoś był bardzo zdeterminowany nie zdołałby dotrzeć do Afrykanina bez poważnego uszczerbku na zdrowiu. Musiał być ważny.

- Jestem gotowa- Odparła, a jej nadgarstki przyległy jeden do drugiego. Metalowe obrączki skleiły się, a dwie z dziwnie szlachetnie odzianych kobiet uzbrojonych w metalowe włócznie pomogły jej wstać i wyprowadziły ją ze znienawidzonej sali w głąb korytarza.



~She was Nobody~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz