~XII~

415 38 1
                                    

Winda, do której jakimś cholernym cudem udało się jej wczołgać oczywiście nie działała. A żeby upewnić się, że nie zacznie, Louisa rozwaliła panel. Przynajmniej to dało jej czas na ułożenie planu działania. Choć on zdawał się oczywisty, nie chciała tego przyznać. Była ona przeciwko całej Afryce, nie miała możliwości kontaktu z Ivanem, a dwa tygodnie spędzone w windzie zdecydowanie nie wchodziły w grę. Opierała się o ścianę, znów otoczona kompletną ciszą. Wiedzieli, gdzie jest ale nie mogli się do niej dostać. Przynajmniej na razie. Wiedziała, że za najwięcej dziesięć minut komuś uda się dostać do windy, a wtedy nawet nie będzie sensu na opatrywanie tej pieprzonej rany. Pewnie poczekają aż się wykrwawi, co będzie wymagało jedynie cierpliwości, plastikowego worka i odrobiny wybielacza.

Właściwie przed czym uciekała? Oszukiwała sama siebie myśląc, że mogłaby się wydostać. Żyć dalej bez tysięcy ludzi siedzących jej na ogonie. Gdy tak patrzyła na sprawę, wykrwawienie się nie było aż tak złym pomysłem. Wiedziała, że nie ma już żadnego wyjścia. Jeśli łaskawie zdecydują się utrzymać ją przy życiu, Ivan wkrótce wróci i jako Steven McAvoy wywiezie do pudła w Wielkiej Brytanii, które tak na prawdę pewnie okaże się obskurnym mieszkankiem w Rosji, gdzie rozpoczną poszukiwania reszty dziewczynek z Czerwonej Komnaty. Przynajmniej tyle zrobi zanim Hydra lub którykolwiek z rządów nie wpakuje jej kulki w łeb. Wstrzymała oddech przed podjęciem być może ostatniej w życiu decyzji.

- Ivan, zamorduję cię sukinsynu.- Chwyciła metalową barierkę i podciągnęła się. Chodziła w kałuży własnej krwi, ciepła ciecz nieprzyjemnie zasychała na jej bosych stopach. Chwyciła za krawędź drzwi i odciągnęła ją od jednej ze ścian. One odskoczyły, odsłaniając jej widok na nowoczesny korytarz wypełniony uzbrojonymi mężczyznami. Nie zdążyła nawet mrugnąć, a cała chmara wywlekła ją z windy. W jej drobną osobę wycelowano ponad trzydzieści karabinów, nadgarstki zostały boleśnie zakute w nowe, bardziej wymyślne kajdanki. Na głowę wciśnięto jej czarny worek. Nie chcieli żeby wiedziała, dokąd idą. Szarpano ją i pchano w odpowiednim kierunku, ciągle słyszała krzyki wmieszane w symfonię wielu innych dźwięków. W końcu straciła siłę. Krew powoli ściekała z jej ubrania na jasną podłogę, jej zapach wypełniał nozdrza wszystkich obecnych, a samą Lou ogarnęła panika. Znów myślała, że umiera chociaż tym razem wizja spotkania z Madame B w zaświatach wydawała się kuszącym zjawiskiem.

Przez duże lustro weneckie, kapitan Rogers wraz z przyjacielem, T'Challą i kilkoma technikami obserwowali jak paru lekarzy pod czujnym i zabójczym okiem komandosów kładą białowłosą dziewczynę na specjalnie przystosowanym łóżku szpitalnym. Jej przedramiona, nadgarstki, łydki i kostki opatuliły magnetyczne opaski przytwierdzone do ramy. Kolejny wynalazek młodej siostrzyczki króla. Rana na brzuchu dziewczyny została ponownie opatrzona, przy okazji podano jej silny środek nasenny. Sala, w której ja umieszczono była o wiele większa od poprzedniej, przy czym również o wiele lepiej chroniona. Przed wejściem ustawiono cztery wojowniczki, które zmieniały się co dwie godziny. W każdym rogu pokoju umieszczono kamerę i alarm. W sali nie było okien, a światła automatycznie gasły po godzinie dwudziestej, by zapalić się ponownie o ósmej rano.

- Taka forteca by zatrzymać jedną dziewczynę.- Głos Steva przeciął ciszę jak grom rozświetlający nocne niebo. Patrzył jak lekarze podpinają jej kolejną kroplówkę.- Wiedziała, że nie da rady uciec. Dlaczego w ogóle próbowała?

- Uczono ją walczyć dopóki nie zginie, akceptacja sytuacji beznadziejnej nigdy nie wchodziła dla niej w grę.- Obecni zwrócili się w kierunku Barnesa, który zdrowym ramieniem podpierał się o ścianę. Ledwo poznawał postać, która zajęła miejsce Katii. Miała pozostać tancerką, nie pakować się takie gówno, w jakim właśnie utkwiła. - Sam jej to wpajałem, gdy była młodsza.

- Wzięła sobie lekcje do serca, prawie rozbiła czaszkę Okoye próbując uciec z zachodniego skrzydła.- T'Challa mówił spokojnie, poniekąd podziwiał wolę dziewczyny.

- Jak się na prawdę nazywa?- Steve spojrzał na przyjaciela krzyżując ramiona na piersi. Bucku zastanowił się chwilę, musiał być pewien, że dobrze zapamiętał.

- Mówili na nią Katia, teraz ma pewnie koło dwudziestu lat. Ostatnio widziałem ją w Bukareszcie rok temu. Miała zabić mnie na zlecenie Czerwonej Komnaty. Współpracują z tym, co zostało z Hydry.- Wyrecytował. Steve skinął głową, oboje przenieśli oczy na dziewczynę leżącą w jasnej sali przed nimi. Została tam sama, gdy lekarze i komandosi opuścili pomieszczenie.

- Jest szansa, żeby przeszła na naszą stronę?- Pytanie Steva skwitowane zostało zaprzeczeniem szatyna.- Ktoś musi jej szukać, do mieszkania Ngagi wpadło czterech uzbrojonych ludzi. Byli martwi, gdy zjawili się nasi.

- Mogli być z Hydry? Albo z Czerwonej Komnaty?- Swoje pytanie wtrącił T'Challa, obaj mężczyźni spojrzeli w jego stronę.

- Możliwe.- Odparł James.- Była ich najlepszą uczennicą, nie mogą pozwolić sobie na taką stratę. Była ulubienicą dyrektorki Komnaty.

- Spróbujemy coś z niej wydobyć dopóki mamy czas.

- Nic nie powie, prędzej da się torturować.- Odparł James.- Ale lubiłem ją. Ona kiedyś lubiła mnie, porozmawiam z nią gdy się wybudzi, a może uda nam się dowiedzieć czegokolwiek.- Steve posłał mu spojrzenie, którego znaczenie znał aż za dobrze.- Daj spokój, jest ranna, a przez te opaski nie da rady się ruszyć. Poza tym, ta sala przetrzymałaby pięciu Zimowych Żołnierzy, da radę rannej baletnicy.- Powiedział wiedząc, że Katia nigdy nie będzie tylko baletnicą.

~She was Nobody~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz