~XXXIV~

346 27 13
                                    

Przywykła do chłodu i wilgoci. Cisza przerywana jedynie metalicznym brzękiem kropli opadających na parapety stała się dla niej czymś normalnym. Do tego stopnia, że często wplatała w nią wymyślone rozmowy między nią, a każdą osobą, jaką pamiętała od momentu rozpoczęcia treningów. Czasem rozmawiała z Ewgenim o rosyjskich technikach tańca, porównywali je do tych angielskich, z których mężczyzna lubił się nabijać. Mówił, że Anglicy kompletnie nie mają wyczucia i obijają się na scenie jak banda kur udająca łabędzie. Lubiła te rozmowy. Przypominały jej o chwilach spędzonych na scenie w Bolszoj. Tak krótkich i ulotnych, że zdawały się być jedynie sekundami wyrwanymi z czasu, wlepionymi między całą krew, ból i śmierć, zajmujące honorowe miejsce w jej pamięci. Były to chwile słodkie, które odgrywała w głowie w kółko, dopóki nie zaczęła słyszeć muzyki. Pamiętała każdy utwór, do jakiego tańczyła. W jej głowie wszystkie były czyste, tym razem żadnego z nich nie przerwał nagły wystrzał z pistoletu piętro niżej, ani szloch kolejnej tancerki. Uśmiechnęła się.

Znów zaskoczył ją nadlatujący bombowiec. Z windy wyłonił się niski żołnierz o cwanych oczach. Wiedziała, ze należy do tych, którzy sprytem nadrabiają za wzrost i zapewne był gotów na każdą możliwą próbę ataku z jej strony. Ale Nastya była zmęczona. Nie opierała się, gdy mężczyzna zaciągnął ja do dźwigu, który śmierdział zgnilizną, a żarówka mrugała co parę sekund, rzucając słabą, żółtą poświatę. Wlepiła wzrok w białą podłogę poplamioną na szaro. Wmawiała sobie, że jest teraz w Danii, a obskurna winda zabiera ją do jeszcze gorszego mieszkania opłaconego przez SWR. Mogłaby przysiąc, że słyszała sąsiadów kłócących się za ścianą. Niestety, wizja przerwana została przez rdzawy, ciemny kosmyk opadający na oczy. Nienawidziła tego koloru. Był wszystkim, czym ona od zawsze odmawiała się stać. Czego nauczyła się nienawidzić. Tęskniła za połyskującą srebrem i złotem bielą. Za dzieciństwem, którego nigdy nie miała. Nigdy nie uczono jej mówić, że coś jest niesprawiedliwe. Miała być ponad wartości, które władają współczesnością. Jednak stojąc w śmierdzącej windzie, czując dłoń żołnierza ściskającego jej ramię i chłód kajdanek na nadgarstkach, niesprawiedliwe to minimum, które przychodziło jej do głowy. A gdy winda szarpnęła gwałtownie, drzwi rozsunęły się ukazując jej blady korytarz pełen żołnierzy i agentów, poddała się. Wiedziała dobrze, że nie zostało jej już nic. Bose stopy przesuwały się jedna za drugą, snując się w kierunku obdrapanych, beżowych drzwi.

- Jest i ona.- Karpov klasnął, nieprzyjemny dźwięk odbił się od ścian. Pokój był nieduży i pusty. Ściany i podłoga brudne, a okna nieszczelne. Pierwszy raz od dawna zobaczyła śnieg. Drzewa za oknem były wysokie, obsypane grubą warstwą zimnej pierzyny. Charakterystyczny zapach chłodnego powietrza dotarł do niej dopiero po chwili i był jak woda dla wędrowca na środku pustyni. Obok generała stał prawdziwy gigant.- Katiu, najwyższy czas byśmy zaczęli współpracę, o której wspomniałaś przy naszej ostatniej rozmowie. A Anatoly upewni się, że jesteś w pełni gotowa do służby. Możesz mówić na niego Tolenka, jeśli chcesz.

Facet był umięśniony jak zawodowy zapaśnik. Okrągła głowa ogolona na łyso błyszczała, gdy padało na nią światło, a zielone, okrągłe oczy patrzyły w przestrzeń za dziewczyną. Była dla niego zaledwie chucherkiem, porcelanową laleczką. Mógłby cisnąć nią o ścianę, a jej ciało rozpadłoby się na drobne kawałeczki.

Generał wyminął ją bez słowa. Na jego twarzy widziała jedynie uśmiech. Drzwi zamknęły się, a Nastya spięła całe ciało stojąc na przeciwko giganta. Było zimno i cicho, za oknem widziała jak duże płatki śniegu spadają z nieba coraz szybciej i gęściej. W pokoju zrobiło się ciemniej. Nie wiedziała, dlaczego mężczyzna nic nie robi. Stał w tym samym miejscu, pięści miał zaciśnięte. Nawet na nią nie spojrzał. Frustracja i strach kumulowały się w niej jak czarna masa, powoli przejmująca kontrolę nad rzeczywistością. Nie miała siły walczyć, a bezczynność jedynie dodawała sytuacji grozy. Chrzanić to. Najszybciej, jak pozwoliło je ciało odwróciła się i rzuciła na drzwi. Poczuła chłód klamki pod palcami, teraz był jak słodki dotyk wolności. Nie była pewna, co chciała osiągnąć. Wiedziała, że za drzwiami czeka na nią cały szwadron, lepiej uzbrojony i wyspecjalizowany w zabijaniu. Ostatni płomyk ślepej nadziei zgasł tak nagle, jakby uderzyło w niego tsunami. A była nim pięść Tolenki zaciskająca się bezlitośnie na ognistych falach, odciągająca je do drzwi z siła godną konia zaprzęgowego. Dziewczyna odrzucona została niemalże pod samo okno, krótki krzyk wyrwał się z jej gardła. Spojrzała na nadciągającego napastnika. Tym razem, zielone oczy kierował na jej twarz. I nie było w nich niczego, poza czystą chęcią obicia jej gęby.

Nastya podniosła się, czując jak zaczynają dokuczać jej obite kości. Bała się nawet mrugnąć, widząc wielkie łapska mężczyzny. Natarła na niego jak rozwścieczony dzik, objęła go w pasie i spróbowała przygwoździć do ściany. Technika nie należała do najbardziej skutecznych, o czym niestety przypomniało jej silne uderzenie w plecy. Chłop nawet nie drgnął, a ona mogła poczuć jak na jej kręgosłupie powoli pojawia się soczysty, fioletowy siniak. Ścisnął jej ramiona i odsunął od siebie na odległość metra. Natychmiast po tym poczuła uderzenie w policzek. Przyłożyła do niego dłoń, jednocześnie używając wszystkich możliwych mięśni by pozostać na nogach. To był jedyny sposób na wyjście cało z sytuacji. Jeśli upadnie, Anatoly połamie jej obie nogi i wszystkie żebra. A i na tym pewnie by się nie skończyło. Udało się jej zatrzymać jego rękę, gdy wymierzał kolejny cios. Jego skóra była twarda i ciepła, jak u nosorożca. Korzystając z chwilowej przewagi, wymierzyła kilka kopnięć. Jedno w kolano, jedno w bok i między nogi, starając się znaleźć słaby punkt, na którym mogłaby się skupić. Jednak Tolenka był jak skała, niewzruszony jedynie zmarszczył brwi z wściekłości i odepchnął ją na okno. Usłyszała głuchy huk, gdy jej głowa uderzyła w zimną szybę, rama wbijała jej się w kręgosłup i łopatki. Przestała czuć ból, rozpoznała jedynie dźwięk uderzenia pięści w policzki i ciepłą krew w ustach i pod nosem. Później nie była pewna, czy mężczyzna przestał, czy to ona na chwilę odpłynęła. Pamiętała jednak, jak za ręce wyciągają ją z sali, a na niebieskich kafelkach pojawia się cieniutka, czerwona ścieżka.

~She was Nobody~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz