Na parterze było pusto i cicho. W długim korytarzu było pięć par białych drzwi ze sklejki, wszystkie otwarte na oścież, ukazując proste gabinety z meblami zapewne jeszcze z lat dziewięćdziesiątych. Pachniało tynkiem i chemikaliami, a podłoga była zaskakująco czysta, jak na miejsce, w którym ktoś co chwila wraca z mrozu z butami białymi i mokrymi od śniegu. Nastia, cały czas mierząc z pistoletu, zajrzała do każdego pomieszczenia. Cisza zaczynała ją niepokoić, horda żołnierzy powinna wparować do budynku, gdy tylko usłyszeli alarm. Dudnienie dotarło do niej z piętra wyżej, rozpoznała odgłos, jaki wydają ciężkie, mocne buty. To samo słyszała w Czerwonej Komnacie, gdy któryś z żołnierzy mijał wspólną sypialnię uczennic, gdy zmieniała się warta, albo trenowali z nią na ringu. Otrząsnęła się, zanim jeszcze bardziej nieprzyjemne wspomnienia zaczęły migać jej przed oczami. Dudnienie stawało się coraz głośniejsze, głosy żołnierzy coraz bardziej wyraźne. Nastia poczuła ciepło na lewym ramieniu, spojrzała na mokry materiał kombinezonu. Dopiero wtedy poczuła ucisk w ramieniu, jakby utkneła między dwoma blokami betonu. Kula blokowała krwawienie, ale ból stawał sie coraz silniejszy im spokojniejsza stawała się Nastia. Na to, niestety było tylko jedno rozwiązanie. Stanęła przy ścianie obok drzwi jednego z gabinetów, wycelowała. Słyszała rozkazy, głuchy stukot gumowych podeszw o podłogę. Mężczzyna wszedł do pokoju, wtedy Nastia pociagnęła za spust, po budynku rozniósł się huk, a mózg żołnierza pokolorował drzwi. Rozbrzmiały krzyki, wyciągnęła drugi pistolet. Żołnierze ciągneli do gabinetu, mierzyli z karabinów, każdy z nich gotowy wpakować jej kulkę bez chwili wachania. Nastia czuła zapach krwi i prochu w powietrzu, broń była ciepła, tłusta. Strzelała, za każdym razem myślała, że będzie musiała pójść w ślady Barnesa i wymienić lewą rękę. W końcu skończyły jej się naboje. Nie lubiła karabinów, były za ciężkie i za głośne. Niestety, czasami nawet Czarna Wdowa nie ma wyboru. Podniosła karabin jednego z martwych mężczyzn, wyskoczyła na korytarz.
Fakt, że generał nasłał na nią ponad dwudziestu ludzi na pewno wydałby jej się zabawny, gdyby nie tkwiła w samym centrum tego bajzlu. Robiła, co mogła, zasłaniała sie ciałami zabitych, oplatała się żołnierzom wokół szyi, zabierała im pistolety i karabiny na zmianę, skręcała karki, przewracała i faszerowała nabojami. Oddech powoli odmawiał jej posłuszeństwa, dyszała jak staruszka z astmą, serce waliło jej tak mocno, że czuła je nawet w palcach u stóp. Przynajmniej już nie było jej zimno. Kula drasnęła jej bok, Nastia wiedziała to, chociaż jeszcze nie poczuła bólu. W końcu, wyciągnęła nóż zza paska, przeturlała się po podłodze i wpakowała go ostatniemu z żołnierzy w klatkę. Gdy on też opadł na ziemię, obok swoich towarzyszów, Nastia musiała oprzeć się o zimną ścianę, odetchnąć. Świat był blady, tańczył jej przed oczami, dopóki nie wzięła paru głębokich oddechów. Wiedziała, że musi znaleźć Kaprova, zanim generał znajdzie sposób na wydostanie się z budynku. Pozbierała się, zabrała kolejny pistolet i weszła na piętro, równie puste, jak parter. Znalazła tylko kilka pustych pokoi, ani śladu generała. Piwnica.
Drzwi znalazła na zewnątrz budynku, okolica nagle opustoszała. Nie widziała już żołnierzy, ani żadnych innych pracowników. Coś jednak mówiło jej, że czeka na nią o wiele więcej kłopotów. Wpadła do słabo oświetlonej piwnicy, wąskie, długie korytarze zdawały się nigdy nie kończyć i śmierdziały padliną, co nigdy nie jest dobrym sygnałem. Było cicho, wilgoć powoli zaczynała ją drażnić, a jej włosy kręciły się delikatnie. W końcu, na końcu korytarza zobaczyła zielone drzwi, z których zaczynała juz zchodzić farba. Nikt ich nie pilnował, jednak smród stawał się silniejszy, im bliżej podeszła. Odetchnęła, dopóki miała okzję, prawie wyszarpała drzwi z zawiasów.
Zrobiło się zimno, krew odpłunęła jej z twarzy. Opuściła broń, która nagle zrobiła sie cięższa, niż kiedykolwiek. Na podłodze leżało dziesięć ciał, każde nienaturalnie wygiete, posiniaczone, gnijące z dziórą na środku czoła. Rozpoznała twarze, które ostatnio widziała tak wiele lat temu, teraz szare, zalepione suchą krwią. Były torturowane, zanim je zabili. Katowane, pewnie gwałcone, zagłodzone. Nie zauważyła, kiedy opadła na kolana, zaczęła wymiotować, łzy były gorące na zimnych policzkach, a ciało kompletnie zdretwiało, jakby ktoś wrzucił ją do lodowatego jeziora i potraktował paralizatorem. Nie myślała, a minuty mijały jak sekindy, zanim usłyszała buczenie nadlatujących helikopterów. Nie miała siły wstać, co dopiero walczyć, gdy silne ramiona dwuch żołnierzy podniosły ją i wyciagnęły z piwnicy na zewnątrz. Wiatr wysuszył łzy, zdołał otrzęźwić jej umysł chociaż odrobinę. Przed budynkiem zaparkowały dwa samochody wojskowe w towarzystwie, ku jej zaskoczeniu, eleganckiego, czarnego BMW. Wycelowano w nią sześć karabinów, nigdzie nie widziała Kaprova, żadnej znajomej twarzy. Gdy wszystkie łzy wypłynęły jej z oczu, Nastia zdołała zobaczyć wysokiego, muskularnego mężczyznę w czarnym płaszczu. Był starszy od niej, pewnie późna trzydziestka ze schludnie zaczesanymi na bok włosami w kolorze jasnego brązu. Miał duże zielone oczy, patrzące na nią w sposób, w jaki lis patrzy na kurę zamkniętą w klatce. Długi, prosty nos i nieproporcjonalnie wąskie wargi nadawały mu wyglądu stereotypowego rosjanina. Uśmiechnął się.
CZYTASZ
~She was Nobody~
FanficKontynuacja ,,The Room is Pain" ~ She was nobody. She was nowhere. Doing nothing. ~ But doing it as hard and fast as she could. ~Unknown Trzecia część również jest już dostępna :)