i'm in love with a dying man

1.4K 165 206
                                    

Oszołomienie i zatrwożenie.

To właśnie czuje Harry, kiedy półleży na kościstym ciele mężczyzny, nie wiedząc właściwie jak wygląda. Rejestruje jedynie to, że jest boleśnie chudy i milczący. Nierówno oddycha, ale zachowuje minimalny spokój, czego Harry kompletnie nie rozumie. Czuje jakby zaraz miał zwymiotować własnymi płucami.

Boże, jest takim idiotą. Mógł zostać w kuchni, a potem wrócić z Liamem do domu. 

- Musimy się schować.

Zna ten głos. Gruby, pewny i z irlandzkim akcentem. Niemal drży ze szczęścia, kiedy orientuje się, że nie jest sam. Nie powinien być tak egoistyczny. Zawsze taki był. Egocentryk. Miała rację. Samolub.

- Do cholery, rusz się! – wrzeszczy blondyn, próbując zrzucić młodszego ze swojego ciała.

Ten pochyla się do przodu, niemal uderzając rozlataną z przerażenia brodą o pokryte grubą warstwą brudu płytki.

Zaciska powieki i z trudem staje na nogi. Mglistym wzrokiem spogląda na Nialla. Jednak wygląda na odrobinę przestraszonego. Jego piaskowe włosy są poplątane, a ubrania pogniecione. On także wstaje. Lekko się chybocze i wygląda jakby ponownie miał upaść, więc Harry podpiera dłonią jego plecy, po czym wychyla się zza rogu, by zauważyć, że grupka uzbrojonych mężczyzn już się do nich zbliża. Żałosny jęk wyrywa się z jego gardła, kiedy Niall szarpie jego ciałem i zmusza do biegu.

Huk rozszarpuje ciszę, a blondyn jedynie mocniej zaciska palce na ramieniu bruneta. Nie zwalnia – biegnie i biegnie, a Harry naprawdę musi odwrócić głowę, by zobaczyć, co się dzieje.

Drzwi, przez które chciał wcześniej wyjść brunet są otwarte. Albo odwołano alarm, albo ktoś je wyważył, co jest bardziej prawdopodobne biorąc pod uwagę dziurę w ścianie od klamki i Louisa kroczącego w stronę intruzów bez żadnej broni.

Zauważają go. Zaczynają strzelać i do niego podbiegać, jednak szatyn jest szybszy. Rusza do przodu z twarzą bez wyrazu i unikając kul prześlizguje się pod rudawym mężczyzną, korzystając z tego, że ten zrobił szeroki rozkrok próbując go zaatakować. Louis przekrzywia lewą nogą karabinek drugiego mężczyzny, a prawą ścina go z nóg, wciąż ślizgając się po posadzce. Wstaje i obraca się w stronę rudzielca, który szybko się ocuca. Szatyn wymierza mu prosty cios w szczękę, a potem, gdy ten oszołomiony zatacza się do tyłu, szybko i sprawnie kopie go w brzuch swoim ciężkim butem. Rudowłosy pada na ziemię, tak jak szczęka Harry'ego.

Pierwszy raz widzi coś takiego i jest tak samo przestraszony, co zdumiony i zachwycony. Ruchy Louisa są wyćwiczone i mechaniczne – jest dobry. Nawet bardzo. Harry wzdycha z uznaniem i kilkukrotnie mruga, kiedy za zakrętem traci Louisa z oczu. Biegną długim korytarzem, dławiąc się haustami powietrza i sapiąc ze zmęczenia. Niall zaciąga go do skrzydła budynku, do którego wstęp mają jedynie zaufani pracownicy. Stają przed mosiężnymi drzwiami. Niall w histerii wyciera swojego spoconego kciuka o dżinsy, po czym w popłochu przyciska go do czytnika linii papilarnych. Słyszą kliknięcie i blondyn wzdycha z ulgą, jednak, kiedy próbuje otworzyć drzwi, okazuje się, że nie wejdą.

Uwalnia z ust głośny skowyt, jakby miało to pomóc w otworzeniu drzwi. Ponownie wciska dygocący palec do skanera, jednakowoż nic się nie dzieje. W amoku wielokrotnie wbija kciuk w urządzenie, drugą ręką szarpiąc za klamkę.

Nic.

Ślina wypala przełyk Harry'ego, kiedy wpatruje się w swojego towarzysza.

- No proszę.

Nie teraz.

Nie, na pewno nie teraz.

Dwójka gwałtownie się odwraca, natrafiając wzrokiem na wytatuowanego od stóp do głów bruneta z pistoletem w dłoni. Serce Harry'ego podskakuje mu do gardła, a kolana się pod nim uginają. Podąża spojrzeniem do człowieka, w którego celuje przestępca i zamiera.

- Niall – wydusza nastolatek, przybliżając się do ciała blondyna.

Niall nie może umrzeć. To Niall. Cudowny, empatyczny Niall, który zawsze go rozbawia.

- Stój – warczy nieznajomy, odbezpieczając broń.

Tak szybko. To wszystko dzieje się tak szybko.

Harry czuje jakby jego stopy nagle stopiły się z płytkami. Szlocha, kiedy łzy turlają się po jego bladym policzku i okręca się przodem do napastnika. Boli go serce, mięśnie i nogi, ale nic nie może się równać z tym jak bardzo łupie go głowa.

Harry przerzuca wzrok na milczącego blondyna ze łzami w oczach i mocno gniecie jego dłoń. Uwalnia z zaczerwienionych warg drżący oddech i opuszcza w dół ociężałe powieki. Tak bardzo nie chce na to patrzeć. Nie ma pojęcia, co zrobić, więc zwyczajnie na wszystko pozwala. Dzwoni mu w uszach i odczuwa mocny, duszący ból w mostku. Co ma zrobić? Uderzyć go. Powstrzymać. Harry musi go powstrzymać.

Powstrzymać, powstrzymać, powstrzymać, powstrzymać, powstrzymać, powstrzymać.

Wystrzał miażdży głowę kędzierzawego. Jego kolana wbijają się w twarde płytki, a wszystkie mięśnie spinają.

- Powstrzymać, powstrzymać, powstrzymać – biadoli, czochrając loki mrowiącymi palcami.

Drętwieją. Nie czuje ich.

Tak strasznie duszno. Gorąco mu. Piecze go skóra. Wszędzie. Okropnie skwarno.

- Harry!

Swędzi. Musi się podrapać. Nie, boli. Musi przestać.

O mój, Boże. Czy to krew? Jego? Czyja to krew?

Nie może złapać oddechu. Płuca. Czy wszystko z nimi w porządku? Chyba są przebite. Ucieka. Wszystko ucieka. Powietrze się topi. Rozpływa.

Serce. Tak bardzo boli go serce. Słyszy je. Za szybko bije. Nie może pracować tak szybko. To źle. Chyba umiera.

- Ma za wysoki puls!

Tak. Zdecydowanie za wysoki. Bardzo wysoki. Co się dzieje z jego pulsem? 

Zimno. Za zimno. Przed chwilą było gorąco. Musi rozpiąć koszulę. Jest zapięta na ostatni guzik. Nie, nie jest. Nigdy nie jest. Lodowato. Musi ściągnąć koszulę. Za gorąco.

Duszno.

Ciężko mu. Bardzo ciężko. Tak bardzo zmęczony. Musi zasnąć. Teraz. Chce spać. Musi zamknąć oczy.

Duszący ból w mostku. Kłuje i dusi. Oba jednocześnie. Drętwieją mu dłonie. To chyba zawał. Zawał. Na pewno. Czy to zawał? Nie.

Czy to on? Nie, siedzi tutaj. Dziwne. Bardzo dziwne. Widzi siebie, ale z boku. Szarpie. Drapie. Miota. Naprawdę umiera. Tak źle.

Nie czuje nóg. 

Wszystko jest głośne. Słyszy płacz. To chyba on. Albo Niall. Nie, Niall nie żyje. Przez niego. Boże, Niall przez niego nie żyje.

Jesteś zły. Bardzo zły. Najgorszy. Zawsze taki byłeś. Miała rację. Zawsze będziesz łachudrą. Mówiła tak. Cały czas. W kółko, w kółko, w kółko. Powtarzała.

- Nic niewarty gówniarz. Nie wracaj. Wyjdź i nie wracaj. Nigdy. Nie chcemy cię tu.

Ciemno.

Lata. Unosi się. Pływa. Czuje ciepłe dłonie w górze pleców i pod zgięciami w kolanach.

Nie może. Musi puścić.

- Uspokój się, do kurwy!

Rosyjski akcent.

Rosja.

Puść, puść, puść.

Z serii: pisz po pijaku, redaguj na trzeźwo.

BloodstainedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz