just show me your face

1.4K 161 356
                                    

Harry mógł to przewidzieć.

Nieprzyjaciele – zwłaszcza tacy – z reguły nigdy nie dają za wygraną w filmach akcji, czyż nie?

- Poszły opony – pohukuje mulat, waląc pięścią w kierownicę – Mówiłem ci, kurwa! Mówiłem, a ty nie posłuchałeś!

Harry'emu zajmuje kilka sekund, by zorientować się, iż mężczyzna mówi, a raczej wrzeszczy, do Louisa, który nie wydaje się zaskoczony całą tą sytuacją. Jakby się tego spodziewał.

Kędzierzawy do początku wiedział, że nie można mu ufać. Jednakowoż wszyscy, na-kurwa-prawdę wszyscy, byli zaślepieni możliwością znalezienia mordercy, który wraz ze śmiercią kogoś tak ważnego jak Desmond Styles stał się prawdziwym rarytasem, jeśli chodzi o amerykańską kryminalistykę. Wszystkie warstwy społeczne łaszczą się na nagrodę, którą przewidziano dla potencjalnego znalazcy skrytobójcy, dlatego Louis niedługo ujrzy pokaźną teczkę z dolarami, czy jak oni się tam rozliczają.

Nagroda. Louis i Zayn pewnie dlatego wciąż tutaj są. Dla pieniędzy. Oczywiście.

Dlaczego wcześniej o niej nie pomyślał?

Harry wzdryga się na swoim siedzeniu, słysząc krzyk chluśnięty ciężkim, rosyjskim akcentem. Nie ma czasu na to, by zorientować się czy to aby na pewno Louis, ponieważ zostaje mocno pchnięty na drzwi po swojej lewej w akompaniamencie słowiańskich pokrzykiwań.

Tak, to Louis.

Kurwa.

- Wyłaź, do cholery! – grzmi szatyn tuż nad jego uchem, szarpiąc jego wątłym ciałem na boki – Wyjdź z tego pieprzonego auta!

Harry nie kontaktuje. Stres jak kwas wyżarł wszystkie jego wnętrzności co do cna. Jego głowa znów ćmi w najgorszy z możliwych sposobów – dudni. To ten typowo rozsadzający ból, przez który czujesz, jakby Twoja czaszka miała zaraz wybuchnąć. Słabo mu. Ale czy na pewno? To dziwne uczucie. Na pograniczu wyniszczającego stresu, a faktycznego niedotlenienia, odwodnienia czy innego chujostwa, które sprawia, iż odnosi się wrażenie porównywalne do zawału.

Harry Edward Styles jest za młody na zawał.

Toteż otwiera przyciężkawe drzwi samochodu, będąc niemalże wyrzucanym na zewnątrz przez nikogo innego jak Louisa, który wciąż rzuca w niego rosyjskimi bluzgami. Zayn wysiada. Zaczyna biec w przeciwną stronę z pistoletem ciążącym mu w dłoni i na przedramieniu. Bella rozmawia z kimś przez telefon i krzyczy niebezpiecznie głośno z Niallem tuż obok. Umiejętnie uzbrojona grupka mężczyzn w nich celuje i wszystko dzieje się tak szybko, że nastolatek ma ochotę przestać.

Przestać widzieć, myśleć, słyszeć. Przestać żyć w takim gównie. Wszystko go przerasta i zastanawia się czy tylko on ma tak spieprzone życie, czy jednak istnieje ktoś na tym samym marnym poziomie.

Oczami napastowanymi łzami obserwuje, jak Louis stawia tytaniczny krok w stronę gnającego Zayna, jednak tuż po tym gwałtownie się prostuje, najwyraźniej przypominając sobie o brunecie.

Zaczyna biec. Zwyczajnie zaczyna biec w stronę kamienic, zostawiając swojego przyjaciela na środku spowitej atramentową nocą ulicy. Harry przełyka szloch, podążając tuż za nim. Poczyna przyspieszać i nie odwraca się, kiedy strzały znów rozcieńczają się w powietrzu. Biegnie za szatynem z obolałym od płaczu gardłem, okropnie potarganymi włosami i niebezpiecznie bliskim atakiem paniki. Jego serce bębni o wnętrzności, gdy wbiegają w jedną ze strasznych nowojorskich uliczek. Nie ma już siły, a Louis przyspiesza, przyspiesza i przyspiesza i cały ten bieg nie ma końca.

Nagle szatyn znika.

Nie ma go, a Harry kwili, chaotycznie rozglądając się dookoła.

Śmietnik, kamienica, worki, zawilgotniałe gazety, latarnia.

BloodstainedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz