20

352 16 0
                                    

POV. Sara
Patrzyłam nerwowo na zegarek...3....2...1! Przycisnęłam czerwony przycisk. Alarm przeciwpożarowy ogłuszył zombie. Był strasznie głośny, ale teraz nie było na to czasu. Podbiegłam do schodów i natknęłam się na zabiegającego Adama. Złapał mnie za rękę i wybiegliśmy z budynku. Adam coś do mnie powiedział, ale nie wiedziałam co, bo cały czas słyszałam alarm. Szarpnął mnie i zaczęliśmy biec przed siebie. Księżyc, to było nasze jedyne źródło światła w tym momencie. Po kilku minutach byliśmy już tak daleko, że nie było słychać alarmu. Nagle potknęłam się i runęłam na ziemie, wraz z Adamem.
- Nic ci nie jest? - zapytał kucając przy mnie.
- Strasznie mnie boli kostka u prawej nogi. - powiedziałam.
- Nie mamy czasu...- szepnął do siebie Adam i zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć,wziął mnie na ręce i zaczął biec. Po kilku minutach dotarliśmy do miasta. Księżyc schował się za chmurami. Zrobiło się zimno, a Adam ledwo oddychał.
- Możesz mnie postawić na ziemie. Dam radę biec. - powiedziałam, po czym odstawił mnie na ziemie i złapał za rękę. To był duży błąd...po pierwszym kroku upadłam na zimnie.
- Biegnij sam. Dam sobie sama radę. - Adam pokręcił głową i znowu wziął mnie na ręce. Wszędzie było słychać kroki, a co jakiś czas przed oczami widziałam zombie. Dobiegliśmy do progu domu, gdzie były zamknięte drzwi.
- Otwieraj! - krzyknął Adam podając mi klucze i odstawiając mnie na ziemie. Sam zaczął strzelać do zarażonych. Włożyłam klucz do zamka i drzwi się otworzyły. Adam popchnął mnie do środka. Potem wszedł i zamknął drzwi na klucz od środka.
- Witaj w moich skromnych progach. - mówiąc to Adam wyjął latarkę z plecaka. Wziął mnie pod ramie i zaprowadził do salonu, na kanapę. Zaczęłam się rozglądać. Wszystkie okna były zabite metalowymi deskami.
- Czemu nie schroniłeś się tu? - zapytałam.
- Te zabezpieczenia są słabe. Wytrzymają na maks tydzień. - mówiąc to Adam podszedł do okna i poruszał żelazną deską. Rzeczywiście słabe zabezpieczenie.
- Mogę plecak? - zapytał siadając obok mnie na kanapie. Wyjął z niego wszystkie rzeczy: 6 butelek wody, 7 konserw, apteczkę, 2 śpiwory i 3 latarki. Z apteczki wyjął bandaż, po czym poszedł po taśmę i drewnianą łyżkę do kuchni.
- Muszę usztywnić ci nogę. - powiedział, a ja położyłam nogę na stole. Podwinęłam nogawkę od dresów i zdjęłam skarpetkę. Miałam strasznie spuchniętą kostkę. Adam poszedł do kuchni i przyniósł ocet. Polał wodą nogę, a potem octem.
- opuchlizna powinna za chwile zejść. - powiedział i uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech, pomimo bólu.

World War Z | YouTube |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz