24

352 15 0
                                    

POV. Viv
- Co ty tak męczysz tą jajecznicę? - zapytała się mnie Marcelina.
- Jakoś tak...- odpowiedziałam. Nie mogłam spać tej nocy...śniła mi się Sara i Lara...ale...martwe. Nawet nie chce mi się zjeść śniadania, co jest bardzo dziwne, zwłaszcza w moim przypadku.
- Hej, mogę na słówko? - zapytał się mnie Karol. Skinęłam głową i wstałam od stołu. Poszliśmy do pokoju, w którym spaliśmy.
- Co jest? - zapytał się mnie Karol.
- Nie wiem...
- Jak to nie wiesz?
- No jakoś tak...
- Słuchaj, jeżeli nie powiesz co jest grane, to jak mamy ci pomóc?
- Naprawdę nieważne...
- Dla mnie ważne. Viv musisz mi powiedzieć, żebym mógł ci pomóc.
- Po prostu martwię się o całą resztę. Co jeśli coś im się stało i potrzebują naszej pomocy?
- Na pewno sobie jakoś poradzą...
- A co jeśli nie? - przerwałam Karolowi.
- Słuchaj nie możemy nic z tym zrobić.
- Jak możesz tak mówić? Ty, Karol Poznański mówisz, że nie da się nic zrobić z tym, że nasi przyjaciele mogą zginąć bez naszej pomocy? Nie mogę w to uwierzyć! - krzyknęłam, wzięłam plecak z pokoju i weszłam do jadalni.
- Viv, to nie tak...
- Nie tak? Nie tak, to jest coś z tobą skoro nie chcesz pomóc swoim przyjaciołom! - wydarłam się na Karola przy wszystkich. Zapanowała kompletna cisza. Tylko Marcelina dalej, jakby nigdy nic jadła śniadanie.
- Jak babka coś mówi, to zawsze ma racje. - powiedziała Marcelina z pełną buzią jajecznicy. Popatrzyłam się na Karola. Właściwie, w tym momencie wszyscy się na niego patrzyli.
- Mam propozycje. Zrobimy głosowanie. - powiedział z uśmiechem.
- Okej. - rzuciłam plecak na ziemie i usiadłam do stołu.
- Kto jest za tym, żeby zostać tutaj, a kto jest za tym, żeby...
- Pójść poszukać przyjaciół, którzy mogą potrzebować naszej pomocy. - przerwałam Karolowi. Nikt się nie odzywał...wszyscy patrzyli się raz na mnie, raz na Karola.
- Ja jestem za uratowanie tych jełopów. - powiedziała Marcelina.
- Ja też. - powiedział Jasiek.
- I ja. - powiedziała Kasia.
- Raz się żyje. - powiedział Marcin śmiejąc się.
- Też idę. - powiedział Przemek. Wszyscy popatrzyli się na Karola.
- No dobra. Ja też idę. - powiedział Karol.
-HAHAHA ITS A PRANK BRO HAHAH NIGDZIE NIE IDĘ HAHAH ZOSTALIŚCIE SPRANKOWANI HAHAH. - śmiał się Marcin. Wszyscy jebneli facepalma. Kurwa...co za debil.
- W sensie żartowałem...- z twarzy Marcina zszedł uśmiech i pojawiło się zakłopotanie.
- Boże...większego idioty w życiu nie widziałam haha - śmiała się Marcelina. - Radzę wam jeść śniadanie, bo dochodzi 12. - dodała Marcelina. Po zjedzeniu śniadania, spakowaliśmy plecaki i byliśmy gotowi do wyjścia.
- Możemy iść? - zapytała Julka. W tym momencie Marcin rzucił swój plecak na ziemie mówiąc:
- Nie ma opcji. Nigdzie nie idę.
Chwile później wszyscy ( łącznie z Marcinem ) znaleźliśmy się na klatce schodowej bloku.
- Co za dałny...prędzej sami umrzemy, niż komuś pomożemy. - powiedział Marcin. Nagle nad nami rozległ się głośny huk. Po chwili jedyne co było słychać to bieg dużej grupy zarażonych.
- No pięknie! - krzyknął Marcin i zaczęliśmy biec po schodach. Wybiegliśmy z bloku i pobiegliśmy w stronę lasu. Część zombie została w bloku, ale część nie odpuściła i dalej nas goniła.
- Ktoś pamięta drogę?! - krzyknęłam zdyszana.
- Biegnijcie za mną! - krzyknął Przemek i zaczęliśmy biec. Po kilku minutach biegu...potknęłam się o korzeń i wywróciłam się. Pistolet wylądował daleko one mnie. Próbowałam wstać, ale się zaczepiałam o coś nogą.
- Aaaaaa!!! - zaczęłam krzyczeć.
- Viv!!! - wrzasnął Karol i zaczął strzelać do zombie. Było ich coraz więcej i więcej. Nie miałam czym się bronić, więc chwyciłam za patyk obok mnie. To była moja jedyna broń, a zarazem tarcza.
- Viv!!!! - usłyszałam damski krzyk.
- Sara!!! - odkrzyknęłam. Ulżyło mi...przynajmniej miałam pewność, że Sara żyje. Jeden z zombie wyrwał mi patyk i...on...on...ugryzł mnie w rękę...
- To był ostatni juhu!!! - zawołała Marcelina. Sara podbiegła do mnie.
- Czekaj pomogę ci...- zaczęła mówić Sara.
- NIE! - przerwałam jej. - moja ręka...jeden z zarażonych...- pokazałam jej rękę.
- Nie...nie!!!! NIE!! Viv powiedz mi do cholery, że żartujesz! - krzyczała Sara. W tym momencie  udało mi się uwolnić nogę. Wstałam. Wszyscy stali i się na mnie patrzyli. Czułam się jakbym miała zaraz zemleć.
- Nie Viv!!! - krzyknęła Sara i chciała do mnie podbiec, ale Adam ją w porę złapał. - Puść mnie kurwa!!! Viv!!!
- Sara...zastrzel mnie...- powiedziałam zamykając oczy.
- Nie! Nie zgadzam się ! - zaprotestował Karol. W jego głosie słychać było załamanie. Płakał.
- Kurwa puść mnie! - szarpała się Sara.
- Zastrzel mnie...zrób to...tracę nad sobą panowanie...- nie czułam się jak ja...miałam ochotę kogoś zabić...kurwa muszę kogoś zabić! Otworzyłam oczy. Tyle pożywienia haha.
- Viv!!! - krzyczała jedna z nich szarpiąc się na wszystkie strony. Muszę ją zabić! Zaczęłam biec w jej stronę.
- To nie Viv! Zabij ją! - krzyknął chłopak, który ją trzymał. Dziewczyna wyciągnęła pistolet, zamknęła oczy i...strzeliła...

World War Z | YouTube |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz