3.0
"Ulga"
Nic nie trwa wiecznie, a ludzie przychodzą jak i odchodzą, co jest naturalnym ruchem w tym podłym świecie. Jedni robią to z wyboru, drudzy zostają zmuszeni do opuszczenia życia.Ale czym właściwe jest życie, czy to tylko oddychanie zdolność bycia i istnienia, czy coś mentalnego, jak samo uczucie życia, a może dwa.
Ostatnio zrozumiałam dość smutna prawdę, której uczą nas w szkole, tak by zrozumieli tylko ci którzy próbują znaleźć większy sens w istnieniu, ci którzy podchodzą w pewnym sensie pod melancholików.
Marzenia o tym, że zostaniemy kimś ważnym, że będziemy kimś kto zostanie zapamiętany, tak jak w filmach, nagle legła w gruzach, gdy zrozumiałam że jesteśmy tylko liczbą w tym świecie.
Mamy stworzyć rodzinę, pracować, zarabiać pieniądze i być w tym społeczeństwie jako "podstawowy" członek społeczeństwa.
Nie myśląc jednak tak pesymistyczne, każdy tworzy przecież jakąś własną historię, która albo będzie zapamiętana, albo rozpłynie się jak wiatr w zimny wieczór.
Ona swoją skończyła, doszła do momentu, w którym śmierć nie była już obawą, a obowiązkiem kolejną rzeczą, którą społeczeństwo na nią nakłada.
Jej policzki były czerwone, owinięte przez zimny wiatr, który spowodował lekkie rumieńce do pokazania się. Wiatr szczypał jej skórę, a ona czuła jak bardzo zimna się staję.
Słońca jeszcze nie było wnioskując po tym iż był to środek nocy. Gwiazdy były widoczne, a księżyc świecił jak nigdy dotąd.
- Piękna noc. - wyszeptała przymykając na chwilę oczy i zaczęła rozkoszować się wiatrem, który uderzał w jej mniejszą sylwetkę.
Nogi, wkrótce same zaczęły iść, a po chwili nic już nie zostało.
Jungkook spał tej nocy źle, ciągle przywracając się z jednej strony na drugą. Oczy często otwierały mu się gdy praktycznie już spał, powodując że wzrastał w nim coraz większy niepokój. Coś jednak przyprawiało go o szczęście i chodź był niespokojny, gdy tylko pomyślał o tym, że spotka za kilka godzin dziewczynę, uśmiech sam cisnął się na jego usta.
Rodzice patrzyli na niego zdziwieni będąc pewnymi, że chłopak nie wrócił wczoraj na noc, w końcu wczoraj nagle tak wybiegł bez słowa, bez żadnych wyjaśnień.
Tego dnia było podobnie. Po rodzinnym obiedzie po prostu wyszedł, biorąc uprzednio kurtkę i czapkę, wiedząc że wczoraj prawie by zamarzł.
Oczy cieszyły się na widok znanej placówki i automatycznie zaczęły szukać jakiejś sylwetki na dachu. Nie było tam jednak nic i rzeczywiście na początku miał w sobie tą nutkę niepokoju, lecz została ona jednak szybko rozwiana przez wymyślone przez niego wytłumaczenie.
Delikatnie wchodził po metalowych schodach, starając się nie narobić zbyt dużego hałasu. Oczy zaczęły mu się świecić na widok drzwi, które dzieliły go z tą jedną tak bardzo ważna dla niego osobą.
Wychylił się zza nich, mierząc każdy kont dachu, próbując znaleźć tą jedną sylwetkę. Nic jednak tam nie było.
Przerażająca cisza, która wypchneła go na to otwarte pole. Wiatr owiewał jego twarz, a on bardziej schował się za swoim grubym płaszczem.
- (y/n) - z pozoru cichy szept, rozniosł się na całą powierzchnię prowadząc w końcu do nikąd. Nie wiedział czego oczekiwał, w sumie i tak nie dostał odpowiedzi.
Błądzil rozglądać się na wszystkie strony, szukając tej jednej osoby. Nie mogła się spóźnić, w końcu on sam przyszedł trochę za późno.
W końcu jego oczy natrafily na buty, które idealnie ułożone spoczywają przy krawędzi. Serce od razu zaczęło bić szybciej, a w głowie pojawiały się najgorsze scenariusze.
Podbiegł do niewinnie wyglądających trampkow i trzesacymi rękoma podniósł jedneko delikatnie.
Ku jego zdziwieniu mały liście, który mimo niepozornych rozmiarów, wydawał się dziwnie piękny. Lekko zarozowiona kartka, która spoczywała w śnieżno białej kopercie, teraz była trzymana przez jego nerwowe dłonie.
Oddech jakby przestał istnieć, a on nagle pobladł, czytając te dwa słowa, które widniały na prawie pustej kartce.
- (y/n), to nie jest śmieszne! - wykrzyczał, czując jak jego serce przyspiesza do niesamowitej prędkości.
Ręka gniotła list, jakby przekonując go o tym, że dziewczyna zaraz wyjdzie zza rogu, śmiejąc się z jego przestraszonej miny.
Jego krzyk rozniosł się po całej okolicy, teraz dopiero dochodząc do wszystkiego. Modlił się w duchu jednak, że jego przypuszczenia nie są prawdziwie, a on zaraz obudzi się z tego koszmaru.
Złapał się za końcówki włosów spoglądając zza barierki, tuż przed gdzie stały jej buty.
Oczy przerażone patrzyły na miejsce, które ogrodzone taśmami stało samotne, pozostawiając go w jeszcze większej rozpaczy.
- Nie, nie, nie! - złapał się za głowę, ciągle mówiąc to jedno słowo. Po jego policzkach zaczęły lecieć łzy, których nawet nie próbował wstrzymywac.
Jego nogi były zbyt słabe, by utrzymać go na nich i powoli zjeżdżają na dół, upadł na ziemię podpierając się o swoje ręce. W dłoni nadal spoczywa list, który teraz od jego nacisku był cały pognieciony.
- czemu? - zapytał sam siebie, siadając prosto. Spuścił głowę na dół, spoglądając na list, który powoli zaczął być mokry od łez, które na niego spadały. Czytał te dwa słowa bez końca, jakby one miały przywrócić ją do życia.
"Kocham cię"
□□□□□□□□□□□□□□□□□□□□□□□□□□□□□□□□
Niektórzy pewnie nie są zbyt zaskoczeni zakończeniem
Ale muszę was lekko rozweselic
Bo będzie trzecia część
"Euphoria"
Już w krótceA teraz czekajcie na epilog, który za razem będzie wstępem do kolejnej części
I jak zwykle proszę o komentarz
CZYTASZ
All these years J.Jk ||
FanfictionAnxiety - Zespół lęku uogólnionego. Kluczową cechą zespołu lęku uogólnionego jest obecność uporczywego i uogólnionego lęku nie wiążącego się z żadnym określonym czynnikiem. Podkreśla się, że lęk ten cechuje się nieadekwatnie wygórowanym nasileniem...