- To tylko... Czy ta wiedza jest ci potrzebna do życia?- spytałam się. Właśnie w tej chwili miałam wielkiego banana na twarzy. Jestem bardzo ciekawa jego odpowiedzi.
- Bez tej wiedzy, nie będę mógł być szczęśliwy.- powiedział.
- To tylko mój przyjaciel.- gdy to powiedział usłyszałam wielkie odetchnięcie, ulgę...
- To dobrze.- powiedział
- I co jesteś już szczęśliwy?- spytałam się.
- Ymmm nie, jeszcze nie.- powiedział. A ja zmarszczyłam brwi.
- Jeszcze nie?
- Będę w pełni szczęśliwy, jak zdobędę twoje serce Evans.- powiedział, a moje serce jakby przyśpieszyło.
- Wiesz, że nie jestem gotowa na związek.- powiedziałam spuszczając głowę w dół. W tej chwili nie chciałam patrzeć mu prosto w oczy.
- Wiem i zaczekam na ciebie, aż w końcu będziesz gotowa.- powiedział i swoim palcem dotknął mojego podbródka, żebym na niego spojrzała.
- Czemu chcesz tracić na mnie swój czas?- spytałam się.
- Czasem zadajesz za dużo pytań.- powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- Wiem, ale zadaje ich tyle bo nie znam na wszystkie pytania odpowiedzi.- powiedziałam nie odrywając wzroku od jego oczu ani na chwilę.
- Odpowiedź jest tylko jedna.- powiedział, a po krótkiej chwili dodał.- Oboje nie potrafimy tych słów powiedzieć.
- Może nie potrafimy.
Usiadłam na ławce, która stała niedaleko nas. Bardzo się cieszę, że go dzisiaj zobaczyłam. Nie chce mi się wracać do domu, ale muszę. Muszę pogadać jeszcze z moja mamą. Odchodząc od tych moich bezsensownych myśli, zadam pytanie chłopakowi, który dosiadł się właśnie do mnie
- Czemu nigdy nie wspominasz o swoich rodzicach?- chłopak westchnął.
- Mówiłem ci już, że nie lubię jak zadajesz dużo pytań.- powiedział.
- Czemu nigdy nie wspominasz o swoich rodzicach?- zadałam znowu to samo pytanie, przez co chłopak skupił swój wzrok na mnie, a nie na chodniku.
- Nie są warci moich słów.- odpowiedział krótko, co mi się nie spodobało. Zawsze lubiłam długie wypowiedzi.
- Czemu nie są warci twoich słów?
- Po prostu, nie lubię o nich mówić.- powiedział i zaczął znów gapić się w ten zasrany chodnik.
- Dobra nie będę naciskać.- powiedziałam.
Przez następne pięć minut, żaden z nas się nie odezwał. Potrzebował tej ciszy, bo zaczął w końcu swój długi monolog.
- Nie wiem, kim są moi biologiczni rodzice. Zostałem adoptowany, gdy miałem sześć lat. Zaadoptowała mnie młoda para. Moja niby adopcyjna mama i tata, Christine i Roger Roberts. Dali mi to nazwisko. Nie znam swojego prawdziwego nazwiska, więc nie wiem jak miałbym zacząć szukać swojej rodziny. Nie chciałbym mieć z nimi kontaktu, chciałbym tylko dowiedzieć się dlaczego oddali mnie do adopcji.- powiedział i zrobił małą przerwę i zaczął dalej swoja wypowiedź:- Christina jest dobra, tak samo jak Roger. Tylko, że zawsze unikają tematu mojej prawdziwej rodziny, nie wiem dlaczego, przecież nigdy bym ich nie zostawił.- blondyn chyba skończył swoja wypowiedź.
Nie wiedziałam, że on mógł takie coś przeżyć. A ja narzekałam na swoich rodziców, że nie mają dla mnie czasu. Powinnam docenić chociaż to, że ich mam, a blondyn nawet nie wie kto jest jego biologiczna matką.
Nie wiedziałam co miałam teraz zrobić, czy powiedzieć mu, że jest mi przykro, czy po prostu go przytulić. Wybrałam ta drugą opcję. Brunet oddał przytulasa, swoja głowę schował w zagłębienie mojej głowy.
- Jesteś pierwszą osobą, której to powiedziałem.- powiedział szeptem do mojego ucha, na co ja przytuliłam go jeszcze mocniej.- Dziękuję, że przy mnie jesteś.- dodał.
- Nie dziękuj. Ty wysłuchasz następnym razem mnie, jak ja będę miała jakiś problem.- powiedziałam.
- Obiecaj mi jeszcze raz, że mnie nie zostawisz, jak coś nabroję, że poczekasz wtedy na moje wyjaśnienia i dopiero odejdziesz.- powiedział, a ja spojrzałam głęboko w jego oczy i powiedziałam:
- Obiecuje.
***
Pip Pip Pip
- Ashhh.- znowu obudził mnie ten cholerny budzik. Już chyba trzeci raz zaczął piszczeć.
Wzięłam telefon do ręki i zobaczyłam, która godzina. Miałam dwadzieścia minut do rozpoczęcia lekcji. Zleciałam szybko z łóżka i popędziłam do łazienki zgarniając wcześniej uszykowane ciuchy z biurka. Szybko się ubrałam i umyłam zęby. Wzięłam torbę i zeszłam szybko na dół do kuchni. Tam zgarnęłam szybko jabłko, które leżało w misce z owocami na blacie. Popędziłam na korytarz i zaczęłam zakładać buty. wzięłam kluczyki i wyszłam z domu. Zamknęłam dom i popędziłam do mojego auta.
Szybko dotarłam do szkoły. Szłam właśnie w stronę moich szafek, gdy na drodze stanęła mi niższa ode mnie dziewczyna. Jej włosy były długie, proste, koloru blond. Końcówki włosów wyglądały na zadbane, ale było można dostrzec, że jej włosy nie były często myte. Oczy miała niebieskie. Na nosie były nawet ładne fioletowe okulary. Na środku jej czoła był wielki czerwony pryszcz. Ubrana była, w niebieską bluzkę i nawet spoko czarne spodnie.
- Potrzebujesz czegoś? - powiedziałam. Musiałam jeszcze z szafki wziąć książki, na zajęcia z Bredą.
- Ymm tak potrzebuję cię, a raczej nie ja tylko ..... czekaj co?- sama pogubiła się w twoich słowach. Jej głos był zwyczajnie dziewczęcy.
- Co chcesz, mów szybko bo zaraz dzwonek.
- Hej, Am.- no i już nic nie powie, bo podszedł do nas Dante.- A kto to jest?- spytał się.
- Hej. Nie wiem, właśnie próbuje się tego dowiedzieć jak byś nie zauważył.- powiedziałam spoglądając na niego.
- To ja może już pójdę.- powiedziała blondynka i zaczęła się powoli od nas oddalać.
Zrobiło mi się jej trochę szkoda, ale potem sobie szybko przypomniałam, że nie mam jeszcze książek na zajęcia z Bredą. Popędziłam szybko w stronę mojej szafki. Gdy wyciągnęłam książki, w sam raz zadzwonił dzwonek.
Weszłam do klasy zajmując swoje miejsce, przy okazji specjalnie siadając na ławce. Aż w końcu weszła Breda.
- Boże to znowu wy.- powiedziała, a ja zaczęłam się chichrać.- Z czego się śmiejesz Evans.- spytała się.
- Z pani, bo pani uwielbia nas ze wszystkim klas w tym liceum i to jest takie piękne.- powiedziałam, a ona spojrzała na mnie jak na idiotkę.
CZYTASZ
Łobuz kocha najbardziej ♡♡♡
Random~Zaczął siać w moim życiu zamieszanie. Raz byliśmy jak przyjaciele, raz jak wrogowie. Lecz coś nas do siebie przyciągało.~♡♡♡ Fragment z książki: -Mogę się założyć że nie dasz rady zrobić stu pąpek- powiedziałam z chytrym uśmiechem -Zakład przyjęt...