Rozdział 10

4.4K 337 445
                                    

Październik niewątpliwie był ulubioną porą roku Lary, tym bardziej od czasu kiedy w dość mało honorowy sposób uciekła do slumsów. Nie czuć było jeszcze mrozu zimny, ale delikatny chłód nocy oczyszczał ulice z pijaków, którzy przenosili się z krawężników do barów i klubów, a cuchnące powietrze wydawało się oczyszczone. Slumsy niemal cały czas pozostawały w cieniu Siny przez co wydawały się jeszcze zimniejsze i odległe. Nawet tych kilku nadgorliwych żandarmów przestawało zapuszczać się głębiej w wąskie uliczki, wybierając do patrolowania raczej okolice miejskiego teatru.

Dziewczyna zakołysała się na palcach na samej krawędzi dachu kamienicy, śmiejąc się w głos z odchyloną do tyłu głową. W sumie jej życie wcale nie było takie złe.

Znaczy, było złe w dosłownym tego słowa znaczeniu, usłane trupami i splamione krwią. Ale wśród tego wszystkiego zarówno jej jak i Erwinowi wiodło się nawet dobrze. Niedawno napisał że awansował na pułkownika, co było dla jego siostry świetną wiadomością. Im wyższy będzie rangą, tym mniej Żandarmeria może mu zrobić. Trzeba tylko zaczekać aż podskoczy wyżej, na generała na przykład. Wtedy wreszcie nie będzie musiała utrzymywać go z dala od Stohess, i sama dołączy do wojska.

Cofnęła się kilka kroków od krawędzi, po czym wzięła rozbieg i przeskoczyła na następny dach. Potem kolejny, i jeszcze jeden. Odbijając się od okiennic i parapetów, biegnąc po ustępującej spod stóp dachówce która następnie rozbijała się na bruku, czuła się naprawdę żywa.

W końcu zeskoczyła z niskiej budy robiącej za sklep rybny prosto na ulicę. Skrzyżowanie czwartego i piątego przesmyku z szeroką główną ulicą slumsów było miejscem w którym stał najsolidniejszy bar w okolicy. Należący do Franza budynek miał kilka pięter, a nawet pseudohotelowe pokoje, czerwone zasłony w solidnych oknach, czyste schody i nieprzeciekający dach. Główne źródło utrzymania Przybłęd przez naprawdę długi czas i wyśmienita pralnia pieniędzy, był zdecydowanie najlepszym lokalem po tej stronie rzeki. Jak i również perełką w koronie kilku innych pubów Franza.

Lara weszła do środka, mijając kilkanaście stolików przy których goście grali w pokera lub ruletkę. Naprawdę lubiła to miejsce. Było ciepłe, suche, i względnie bezpieczne. Tutaj grywała elita przestępczego świadka, alkohol był drogi i ekskluzywny, a papierosy sprowadzano zza Marii.

W środku zawsze było pełno ludzi, śmiejących się, rozmawiających i rzucających nożami do porozwieszanych na ścianach drewnianych tarcz. Broń palna była zabroniona i rekwirowana przy wejściu przez kilku lepiej wyszkolonych ludzi szefa. Nie chodziło tutaj o troskę o życie klientów. Po prostu gdy ktoś ginął od strzału, trzeba było nie tylko sprzątać zrykoszetowany od wszystkich ścian mózg, ale też naprawiać stoły i inne rzeczy które uszkodzono. Bójki do których używano noża nie tylko zmniejszały straty materialne, ale też trwały dłużej, co pozwalało na reakcję polegającą na wywaleniu kłopotliwych awanturników z lokalu. Dzięki małej liczbie zgonów klub miał coraz to lepszą opinię.

Mogła być to też sprawa Cecylii. Dziewczyna pojawiła się w szajce całkiem niedawno. Z tego co udało się dowiedzieć pochodziła z jednego dyskrytów muru Rosa i przyjechała studiować w Stohess, ale gdy jej rodzice dowiedzieli się że znalazła tu sobie partnerkę wyrzekli się córki i przestali płacić czesne. Od tego czasu żeby zarobić śpiewała w klubie, a że miała głos anioła i naprawdę prześliczną twarz wielu klientów przychodziło tylko po to żeby jej posłuchać.

Przechodząc przez lokal Lara nawet pożałowała że nie może zostać na chociaż jedną piosenkę. Goniona obowiązkami dotarła do końca sali nawet się nie zatrzymując i zarzucając na głowę kaptur szarej peleryny, do której materiału przylgnął chłód nocy. Barman na jej widok tylko nieznacznie się uśmiechnął i gestem dłoni wskazał na zaplecze. Odwzajemniła jego uśmiech i udała się we wskazanym kierunku, po chwili wychodząc tylnymi drzwiami. Wyszła na plac, a właściwie zwykłe, spore klepisko z porozrzucanymi resztkami butelek i opakowań po narkotykach-najczęściej małych jutowych woreczkach. Potem wystarczyło przejść po wydeptanej ziemi, trochę pokluczyć pomiędzy budynkami, aż w końcu trafiała na przekrzywioną, drewnianą budowlę. Nieco śmierdząca ale za to sucha i ciepła melina, w której mieszkał właściciel eleganckiego klubu wraz ze swoją hołotą.

One Smile || Levi x OC ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz