Jak daleko w przeszłość Lara nie sięgnęłaby pamięcią, nigdy, nawet w momencie kiedy po ciemku biegła przez Stohess ściskając w dłoni zakrwawiony skalpel, nie miała jeszcze tak wielkiego mętliku w głowie. Odetchnęła głęboko, starając się uspokoić myśli pędzące przez skołatany umysł jak stado rozszalałych koni. Jednak nie odniosła pożądanego efektu.
Nie chciała okłamać Erwina, swojej jedynej rodziny, brata który ją wychował i osoby, która przez lata była dla niej ostatnią nicią, która nie pozwalała przerwać się linie łączącej ją z rzeczywistością. Gdyby nie to, że ostatecznie dotarcie do brata było jej celem, możliwe że dawno popadłabyś w otchłań szaleństwa.
A Franz? A Franz był...
Kim, u licha ciężkiego?
Na pewno mordercą. Tak samo jak szaleńcem, narkomanem, palaczem, alkoholikiem, oraz niespełnioną artystyczną duszą. Kiedyś zastanawiała się, w jakim momencie życia przerzucił się z gitary na pistolet.
I mimo, że pamiętała, jak wielokrotnie, z obłąkańczym śmiechem raz po raz ciął kogoś nożem, jak i doskonale potrafiła odwzorować ból po każdym momencie kiedy uderzył nią o ziemię podczas treningu, nie byłaby w stanie przedstawić go jako "tego złego".
Bo pośród tego morza krwi jakie przelał, łez i bólu którego był sprawcą, w odmętach wspomnień widziała też jak wbiega prosto z ulewy do jej pokoju, i ociekając wodą trzyma w dłoniach okrytego swoją kurtką małego kota. Pamiętała, jak śpiewa tandetne kawałki robiąc na starej patelni jajecznicę, w przerwach gadając że powinna jeść coś ciepłego, nawet nie mówiąc o całej reszcie plusów jego istnienia.
O Poczekajce, o surowych karach za gwałty na terenie miasta które samodzielnie egzekwował prochem i kulą, o tych dziesiątkach wyrzucanych na ulicę dzieci, przed którymi siadał i mówił coś w stylu "jesteś może kurwa głodny?". A potem takie dzieciaki zamieszkiwały na stałe w budynku należącym do szajki.
To wszystko; ukochany brat, którego nie chciała okłamać, ale też niemożność wyrażenia prawdy, i niepewny obraz Franza, w którym czyste zło mieszało się z szaleństwem i najszczerszą troską, sprawiło że nie miała pojęcia co powiedzieć.
I pewnie w tym momencie, gdyby tylko zaczęła mówić, plątałby jej się język i palnęłaby jakąś okropną, natychmiast demaskującą ich głupotę. Na szczęście nawet taki kretyn jak Franz zauważył, że sytuacja jest delikatna, i postanowił się wtrącić, ratując skórę dziewczyny.
- Dobra dobra, żołnierzyku pierdolony. - mruknął, wstając i przeciągając się. - Masz ładnie pokurwiony system wartości, że zajmujesz się mną zamiast tym gównem tu, o. - wskazał podbródkiem na unieruchomionego Tytana. - Zatargasz moje szlachetne dupsko z powrotem do zjebanej i skorumpowanej Ludzkości, to ci takim falsetem wszystko wyśpiewam że mi jaja do gardła podejdą.
Jeżeli Lara miała jakiekolwiek wątpliwości odnośnie tego, czy to naprawdę Franz, czy tylko wytwór jej wyobraźni, teraz się one rozwiały. Jej ex szef, diabeł z krwi i kości, właśnie spokojnie dopalał fajkę dwadzieścia metrów nad ziemią, siedząc na gałęzi nad skrępowaną istotą zdolną zabić go jednym ruchem. Ah, no i zwyzywał ludzi od których zależy to, czy wróci za Mur.
Tak, to bez wątpienia był Franz.
W duchu podziękowała wszystkim bóstwom świata za to, że najwyraźniej powaga sytuacji dotarła do Erwina, który tylko zacisnął zęby, i bez słowa zeskoczył z gałęzi, żeby przenieść się na inne drzewo, oddalone od działającego mu na nerwy kretyna. Levi posłał dziewczynie pytające spojrzenie, unosząc brwi. Przytaknęła mu.
"Tak, to koleś o którym ci mówiłam."
Kapitan zrozumiał gest, i pokręcił z niedowierzaniem głową. Jednak on też zdawał sobie sprawę z tego, że "przedstawienie" Franza może poczekać, więc w kilka chwil później poleciał za Erwinem.
CZYTASZ
One Smile || Levi x OC ||
FanfictionCiężko jest żyć ciągle wmawiając sobie że twój rodzony brat nie jest zaburzonym socjopatą który wepchnąłby cię w paszczę Tytana gdybyś okazała się niepotrzebna. Równie ciężko funkcjonować od dziecka patrząc na śmierć każdego kto kiedykolwiek był ci...