"Będzie dobrze."
"Nie możesz taki być."
"To ty będziesz tutaj dorosły."
"Rozpierdolę tę melinę jak tylko wróci."
"Hej, skąd się tutaj wziąłeś?"
"Smith, tak? I brat cię tutaj zostawił?"
"Jak to kurwa nie chciało ci się?!"
"A teraz pójdziemy do cukierni."
"Głowa, kolano, podbrzusze, głowa!"
"Nie rycz, i tak by nie przeżył"
Francezco miotał się jak obłąkany w zamglonym labiryncie. Wyciągał dłoń, natrafiał na ścianę, obijał się barkiem od zakrętów, wpadał do rozpadlin, dusił się zasłaniając usta rękawem. Klatkę piersiową w okolicach serca rozdzierał mu ból przez który niemal tracił świadomość, krtań zaczynała puchnąć, a każdy oddech był głośnym chrząkaniem bądź świstem nie dostarczającym nawet odrobiny powietrza do palących płuc. Ścięgna w nogach zastygły kompletnie, rwały histerycznym bólem przy każdym kroku, kolana były zdarte od upadków tak, że widział własne kości, a w jednym uchu dzwoniło mu tak głośno jakby przystawił je do maszyny hutniczej.
Mimo to biegł.
I mimo to, nie był w stanie ich sięgnąć.
Myśli. Wspomnień.
Słyszał je wyraźnie. Wiedział że to echa, wiedział, że kiedyś już wymawiał te zdania lub ich słuchał. Ale choć biegł pokonując każdy metr z trudnym do opisanie cierpieniem, nie mógł ich dosięgnąć. Wybrzmiewały, znikały kiedy ledwie zdołał musnąć je opuszkami palców, nim na dobre pochwycił sens jednej, zagłuszały ją dzikie wrzaski kolejnej. Smagały jego świadomość ognistymi batami, mroziły umysł lodowatym dotykiem, chwytały za kostki próbując przewrócić, szeptały chcąc by się poddał.
Biegł.
"A chcesz mieć drzazgi?"
"Ha! Jesteś za wolny!"
"Dlaczego znikasz?"
"Wystarczy się wybić i lecisz!"
"Czemu jest tutaj pusto?"
"Nic mi nie mówiłeś, tato!"
"Ciasta?"
"Nie znam cię."
"Potrzebuję tylko tych lekarstw."
"I co, myślisz że zagrzejesz tutaj miejsce?"
"Piętnaście za zestaw i się dogadamy."
Płacze. Łkanie. Histeryczne szlochy wariata i wrzaski oraz wycie opętanych. Krzyknął skrzekliwie, kiedy nastąpił na coś ostrego. Biegł dalej, mimo że zostawiał na posadzce krwawe ślady. Musiał je dogonić, po prostu musiał. Odnajdzie je. Złoży z powrotem wstęgi wspomnień i rozmów, upchnie rozmyte obrazy w urywki historii, a gdy wszystko będzie trzymało się razem, stabilnie, wtedy włoży to z powrotem do rozwalonego umysłu, aż wszystkie klepki wrócą na swoje miejsce.
"Szefie."
Myśl była wyraźniejsza, bliższa, bardziej materialna od innych. Czy to oznacza że jest już blisko?
"Szefie."
Jeszcze wyraźniejsza. Przyśpieszył, wyciągnął rękę.
- Szefie! - darł się Paulo, zaciskając wielkie jak bochny chleba łapska na ramionach Frazna, gdy ten wziął głęboki wdech otwierając oczy. - Szefie, jak dobrze że dychasz!
CZYTASZ
One Smile || Levi x OC ||
أدب الهواةCiężko jest żyć ciągle wmawiając sobie że twój rodzony brat nie jest zaburzonym socjopatą który wepchnąłby cię w paszczę Tytana gdybyś okazała się niepotrzebna. Równie ciężko funkcjonować od dziecka patrząc na śmierć każdego kto kiedykolwiek był ci...