Rozdział 47

458 44 34
                                    

Podobno nie ma ludzi idealnych. Nie da się być perfekcyjnym w absolutnie każdej wykonywanej czynności, w końcu nie do wszystkiego mamy predyspozycje, a także każdy ma jakąś granicę. Czy to cierpliwości, czy sił, czy zwyczajnie rozsądku, dzięki któremu jednak nie pracujesz przez dwadzieścia trzy i pół godziny dziennie. Eliza doskonale to wiedziała, a swego czasu podsumowywała owe rozważania, mówiąc siostrze że "ideału nie ma bo każdy jest tak samo popierdolony".

Być może dlatego tak niebywale wkurwiał ją Keegan. 

I nawet bycie więźniem nie irytowało ją tak bardzo. Wolno jej było chodzić po domu, kiedy on akurat był w środku, ale gdy wychodził dla bezpieczeństwa zamykał ją na klucz w pokoju z kratami w oknie. Poza tym miała zapewnionego lekarza, książki, jedzenie, a nawet nikt nie zabierał jej ostrych przedmiotów czy innej potencjalnej broni. Nie miała więc za złe tymczasowego zamknięcia, które było środkiem ostrożności. Prawdopodobnie na miejscu gospodarza zachowywałaby się tak samo.  

Za to te jego włoski, ten uśmiech z okładki, ton i barwa głosu... te pieprzone kamizeleczki, żabociki, sposób poruszania się i wysławiania wkurwiały ją do granic wytrzymałości. Bo Keegan był idealny.

Był Ackermannem, nie miała co do tego wątpliwości. Niedługo po wprowadzeniu się do domu próbowała dźgnąć go nożem, a on wygiął ostrze dłonią zanim w ogóle zauważyła że się poruszył,  co dało kobiecie pewność co do jego pochodzenia. A mimo to, z całym zasobem swej siły, zamiast walczyć za Eldię bezczelnie spierdolił za Mur, więc całym sercem pragnęła go nienawidzić. POWINNA nienawidzić całego rodu, który uciekł i tak podle zrezygnował z wojny. I z pewnością przyszłoby jej to łatwo, gdyby był taki, jak opisywano cały klan w wojsku. Gdyby był brutalny, śmierdzący i bezczelny, niebezpieczny, ale nie mający w sobie honoru. Gdyby był tą odległą legendą, kompletnym zdrajcom parszywie pozostawiającym znaczną część ludu, służącym tchórzliwemu królowi.

Ale nie było, kurwa, za co go nie znosić.

Pochylał się gdy czymś w niego rzucała, próbował jedzenia, udowadniając jej że nie jest zatrute, mówił do niej tym spokojnym, melodyjnym głosem kiedy się wkurwiała. Miał dwójkę rodzeństwa, któremu niczego nie brakowało i które kochał całym sercem, gotował, prał i sprzątał, prasował swoje ubrania w kant. Pachniał mydłem, winogronowymi papierosami i różaną herbatą, miał piękne włosy i łagodny wyraz twarzy, w dodatku robił właśnie drugi doktorat. Dla zabawy, jak sam twierdził. 

Dla. Kurwa. Zabawy.

Prawo Cywilne go kurwa bawi.

Niemożliwość nienawidzenia Ackermanna, tak różnego od legend, bolała Elizę dużo bardziej niż zabliźniające lub paprzące się rany.

Do tego, powoli docierała do niej świadomość, że niewiele może w swojej obecnej sytuacji. A ten pieprzony zdrajca to jej jedyne źródło informacji.

- A telefon? Mówi ci to coś kurwa? - zapytała niechętnie, grzebiąc widelcem w talerzu.

- Nie.

- Aparat?

- Niestety też nie, wybacz.

- No dobra, jakoś to kurwa ogarniemy, da się zrobić prototyp i opatentujemy-

- Nie radziłbym. Władze bardzo skutecznie zwalczają wszelkie przejawy pojawiających się nowych technologii. A wnioskując po tym co mówiłaś, jest możliwe że motywuje ich fakt, że taki rozwój pozwoliłby odkryć świat za Murem. Najwyraźniej władca nie chce, żebyśmy o nim wiedzieli.

Eliza z irytacją spojrzała na mężczyznę, który siedział po turecku na fotelu, i puszczał na ścianie zajączki za pomocą sygnetu który nosił na palcu. Zdawał się zaintrygowany dostarczanymi mu wiadomościami o świecie z zewnątrz, ale jednocześnie podchodził do nich ze smutkiem niemożliwego do zrealizowania marzenia.

One Smile || Levi x OC ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz