Mężczyzna bezmyślnie wpatrywał się w stalówkę od pióra, dociśniętą do czystej kartki papieru. Nie wiedział jak długo już tak siedział, ale spływający tusz zdążył już przebić papier na wylot, i ubrudzić mu biurko. Chciał coś napisać. Ale nie wiedział jak zacząć, a poza tym jego ręka i tak uparcie odmawiała odsunięcia się od kartki. Więc nie ruszał się, i wsłuchiwał w oddalone, przytłumione dźwięki dochodzące zza grubych drzwi. Jakieś wrzaski, dwa czy trzy wystrzały, dźwięk tłuczonej butelki i najbardziej wulgarne piosenki jakie w życiu słyszał. Te odgłosy już kompletnie mu nie przeszkadzały. Zżył się z nimi, stanowiły część każdego dnia, każdej nocy. Z początku nie mieszkał razem z tą całą szarańczą, ale szybko zrozumiał, że będą pilnowali się tylko wtedy, kiedy on będzie w budynku. Gdyby był nieobecny, tak jak przez te trzy tygodnie objazdowe w Stolicy, zgromadzonemu tałatajstwu puściłyby wszelakie hamulce. Zaczęliby się wyżynać na potęgę, kradliby to, czego nie można, zrujnowaliby jego budowane latami imperium.
Dzielił swoich ludzi na trzy grupy. Tacy, którzy żyli na parterze, w tym starym, niemal walącym się budynku, i nie mieli hamulców ani zdolności do myślenia. Silni, nieznający strachu ani litości. Byli durni, najczęściej uzależnieni, ale jednocześnie wierni mu jak psy. Niestety, nadawali się tylko do prostych zadań, takich jak robienie za ochronę, postraszenie kogoś, odebranie długu, albo robili za mięso armatnie. Było ich dużo, ciągle umierali starzy albo przychodzili nowi, więc większości z nich mężczyzna nawet nie znał z imienia. Banda zapijaczonych meneli którzy spędzili lata bijąc się pod pubami.
Następną grupą byli zwykli obywatele, z którymi trzymał chłodne neutralne stosunki. Byli jego oczami w całym mieście. Piekarz, który obserwował w zamian za niegdysiejsze sprowadzenie lekarstw dla jego umierającej żony. Nauczyciel, próbujący wmusić niektórym z pierwszej grupy nieco wiedzy do pustych łbów. Pielęgniarki i lekarze, leczący resztę tałatajstwa przez dług wdzięczności. Barmani, zbierający informacje. Zwykli ludzie. Nie robili tego za pieniądze, zazwyczaj szantażował lub wyświadczał przysługi. Zrobisz to i to, a ja w zamian nie powiem rządowi że przez takie a takie zachowanie mógłbyś otrzymać karę śmierci. Twoje dziecko umiera? Znajdę miejsce w szpitalu, ale to będzie kosztować...
Trzecią, jego ulubioną grupą, byli jak to ich nazywał, Nieśmiertelni. Im nawet płacił. Kilku z nich nawet lubił. Mogli pozwolić sobie na odejście, ale już posmakowali tego życia, i spodobało im się. Mieszkali na wyższych piętrach tego samego budynku co pierwsza grupa, tuż pod poddaszem mężczyzny, albo w budynku po przeciwnej stronie ulicy, kamiennym i nieco cieplejszym. Piekielnie inteligentni ludzie, którzy przez jeden błąd w życiu zostawali wykluczeni ze społeczeństwa, kobiety które wolały kraść niż zarabiać w burdelach, młodzi chłopcy wyrzuceni z domu za homoseksualizm.
Tamta dziewczyna po studiach z chemii, która opracowywała mu warte dziesiątki tysięcy narkotyki. Rudy facet o pseudonimie Kuglarz, który potrafił otworzyć absolutnie każdy sejf i zamek. Grupa piętnastu osób z takimi zdolnościami posługiwania się bronią palną, że czasami bawili się odstrzeliwując muchom skrzydła. Dwóch braci bliźniaków, kradnących tak, że przy nich pilnować musiał nawet swoich złotych zębów. Dziewczyna której z niewytłumaczalnych powodów każdy ufał, o zdolności pertraktacji tak niesamowitej, że potrafiłaby wymigać się z wyroku śmierci, przekonując szubienicę do zerwania liny. Kilku kowali i hutników umiejących stworzyć każdą broń. Rozdawacze kart w jego klubach. I do niedawna także Lara.
Jego mały demon. Złodziej jak złoto, potrafiła wleźć dosłownie wszędzie. Zawsze była gdzieś wysoko, łaziła po dachach, krokwiach, gzymsach albo parapetach.
Miała jakieś taki nieosiągalne poczucie równowagi, wyczucie czasu, zdolności do walki i kartografii, że przechodziło to ludzkie pojęcie. Prawda że lata zajęło jej żeby się tego nauczyć, ale budziła autentyczny podziw. Obliczała którą drogą i kiedy dokładnie przejdzie straż. Robiła plan banku po ledwie kilku minutach przebywania w nim. A także, po wielu latach jego pomocy, potrafiła rzucać i walczyć nożami z trudną do osiągnięcia precyzją. W dodatku była niemal niewidzialna. Schowana w cieniu, cicha, nie budziła podejrzeń. Siedziała na tych parapetach, podsłuchując i zbierając dla niego informacje. I zabijając tych, przy których nie można było zostawić śladów.
CZYTASZ
One Smile || Levi x OC ||
FanfictionCiężko jest żyć ciągle wmawiając sobie że twój rodzony brat nie jest zaburzonym socjopatą który wepchnąłby cię w paszczę Tytana gdybyś okazała się niepotrzebna. Równie ciężko funkcjonować od dziecka patrząc na śmierć każdego kto kiedykolwiek był ci...