Rozdział 38

1.3K 121 324
                                    

W miarę jak Kuchel dorastała, zaczynała rozumieć że Keegana cechuje nie tylko dziwne niezrozumienie otaczającej go rzeczywistości, ale też niemożliwy do naruszenia żadnymi faktami optymizm. Nie była pewna dlaczego tak jest, ale Kenny tłumaczył jej to faktem, że dziewczyna "gówno wie" o warunkach w których Keegan się wychował, więc "siedział już w życiu w takim łajnie, że wszystko co nie jest ulepione ze sraki jest dla niego cudowne".

Ten optymizm ujawniał się nawet wtedy, kiedy urodził się Franz. I nie dość że wtedy na rodzinę spadła żałoba spowodowana śmiercią jego matki, to nawarstwiło się wiele innych problemów. Wujkowie przyjeżdżali częściej po pieniądze, i bili się z Kennym który, gdy tylko dorósł, najczęściej wypierdalał ich z domu na kopach albo strzelbą znad kominka. Do tego Kuchel miała swoje nastoletnie dramaty egzystencjalne, niewspółmierne do większych tragedii, ale mające taką samą ilośc uwagi od Keegana jak większe problemy, a Kenny zaczynał rwać się do Podziemi, gdzie nie mógł jeszcze chodzić sam ze względów nadopiekuńczości starszego Ackermanna.

Więc mężczyzna miał na głowie chciwą rodzinkę, rodzeństwo w mniej lub bardziej zaawansowanym okresie zbuntowanego dojrzewania, malutkiego płaczącego po nocy synka i w dodatku był w żałobie po niedoszłej żonie.

Chociaż był okres, kiedy to właśnie Franz był najbardziej wycieńczającym elementem tej układanki, jako że kompletnie nie dawał ojcu spać. Potrafił przespać niemal cały dzień, tylko po to by potem płakać i wrzeszczeć całą noc.

Jednej z takich nocy Kuchel, raz przebudzona, nie mogła dalej zasnąć, więc na palcach przekradła się do pokoju, z którego słychać było płacz dziecka. Keegan oczywiście kołysał go na rękach i mówił coś uspokajającym głosem, a w nikłym świetle świeczki widać było, że się uśmiecha.

- To normalne, że on się tak drze? Myślałam że tylko zaraz po urodzeniu tak robią. - zapytała półprzytomnie, zamykając za sobą drzwi i trąc rękawem oczy.

- Tak, jak najbardziej normalne. - odparł mężczyzna. - A wiesz, jak ty i Kenny krzyczeliście? Musiałem was uspokajać całymi godzinami, i zgadywać co takiego wam nie pasuje.

- Chyba to kiedyś opowiadałeś.

- Być może. Ale to nie wasza wina, byliście może głodni albo zmarznięci... A zresztą, trzeba się cieszyć kiedy takie małe dziecko płacze.

- Bo co, bo robi za dobrą syrenę alarmową jakoby się paliło?

- Nie. Bo to znaczy, że ciągle żyje. I że w... jakimś stopniu jest zdrowy, nawet jeśli akurat ma kolkę i troszkę go boli.

- A wiesz to bo...?

- Bo ja nie płakałem. Wcale. Więc to dobrze że mały płacze, to dobrze że na mnie patrzy i macha rączkami do karuzeli nad kołyską. Płacz to jego jedyne narzędzie, żeby powiedzieć mi, że czegoś mu potrzeba. Więc niech płacze, będę wiedział, że muszę mu w czymś pomóc.

Kuchel zagryzała usta, przypominając sobie tą rozmowę. Ani ona, ani Kenny nigdy w życiu nie powiedzieli Keeganowi, że może być na coś chory. Może nie chory, ale że coś ewidentnie było z nim nie tak. Długo myślała, że nikt w ich otoczeniu tego nie wie. Był w końcu przystojny, wyglądał na okaz zdrowia, miał ukończone dwa kierunki studiów, na każdym kroku okazywał dobre maniery, założył nawet rodzinę. A mimo to, było w nim coś takiego nieokreślonego co wołało "hej, nie do końca wszystko gra!". Coś w sposobie patrzenia na ludzi, w liczeniu wszystkiego, od guzików po frędzle dywanu, w tym każdym drobnym zachowaniu które Eliza nazywała "słodkimi dziwactwami", w nerwowym tupaniu nogą, kiedy plan dnia obsuwał się o choćby minutę.

I dopiero w tej rozmowie dziewczyna uświadomiła sobie, że on też doskonale to wiedział. Że miał tego pełną świadomość i żył z nią, przyznając się tylko ten jeden raz i tylko jej. Nie wiedziała czy chorował, czy taki się urodził, ani czy jest więcej takich osób. Ale cokolwiek mu było, znał wszystkie symptomy i najwyraźniej jednym z nich mógł być brak płaczu we wczesnym dzieciństwie.

One Smile || Levi x OC ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz