- Dwieście, dwieście dziesięć, dwieście dwadzieścia, dwieście trzydzieści, dwieście czterdzieści i... - Franz zmarszczył czoło, i poprawił jedną ręką zwisającą mu z prawego ramienia torbę. Potem wrócił do trzymanych w drugiej dłoni banknotów, i ponownie skoncentrował na nich swój nadzwyczaj pojętny jak na siedmiolatka umysł.
- Dwieście pięćdziesiąt. - mruknął w końcu. - Nieźle.
Zwinął pieniądze, osłaniając dłoń rękawem i czujnie rozglądając się dookoła. Nie widział nikogo podejrzanego. Ani dzieciaków, ani Żandarmerii, ani dyrektora albo nauczycieli ze szkoły, z której właśnie wracał. Czasami, dla rozrywki, kupował za pieniądze ojca papierosy albo ćwiartki wódki, po czym opychał uczniom kilka razy drożej. Dzisiaj był właśnie jeden z takich dni. Dla pewności, że zgubi ewentualnego prześladowcę, Franz skręcił na bazar. Pomiędzy setkami drewnianych stanowisk i sklepików, na których dało się zdobyć wszystko, co legalne, od zegarków po wielgachne marmurowe rzeźby, nie było możliwości że ktoś zdołał go odnaleźć.
Dopiero gdy trochę pokluczył po bazarze, z pewnością, że kolejny dzień handlu ujdzie mu na sucho, spojrzał na Paula spod przymrużonych powiek. Jedenastolatek, jak na swój wiek bardzo wyrośnięty i tępy, był jednym ze zwykłych dzieci pijaków, jakich sporo chodziło po slumsach. Niewiele czasu minęło, zanim Franz, śledząc ojca, natknął się na paczkę blondyna. Już wtedy wiedział, że kiedyś ludzie tego pokroju mu się przydadzą, więc mimo drobnej postury i naprawdę młodego wieku, teraz rządził grupą dwunastu krzepkich i starszych chłopaków.
Jednak zwykle pomagał mu tylko Paulo, ten wiecznie nieumyty i tępy jak gumowa piłka dryblas. Dostawał marne ochłapy tego, co zarabiał Franz, i nadal mieszkał na ulicy slumsów (brunet za cenę życia nie wpuściłby takiego obdartusa do domu) ale był wierny jak pies.
- Kupiłem towary, sto dla mnie. - powiedział obojętnie, pokazując towarzyszowi pieniądze, biorąc stówkę, i chowając ja do kieszeni. - Uzgodniłem ceny, dwadzieścia dla mnie. Sprzedawałem, trzydzieści dla mnie. - chował kolejne nominały, aż w dłoni zostały mu trzy banknoty, każda o dumnym nominale dziesięciu koron. ( Dop. Aut. Nie znam waluty jaka panowała w obrębie Murów, ale korony ładnie brzmią, więc niech będą :) )
- To zostaje tobie. - zwinął pieniądze w rulon i podał Paulowi, który w odpowiedzi wyszczerzył żółte zęby i przyjął banknoty, byle jak wpychając je do kieszeni wytartych, przykrótkich spodni.
- Dzięki, szefo. - powiedział z niekłamaną radością. Zwykle dostawał dyszkę, nie więcej. Ale ostatnio zaczął coś tam gadać na Franza, zrobił się podejrzliwy i chłodniejszy w obyciu. Więc młody "szef" musiał teraz okazać mu nieco więcej hojności.
Franz obrzucił towarzysza chłodnym spojrzeniem, dokładnie w momencie, kiedy rozbrzmiały ciężkie dzwony pobliskiego kościoła. Chłopak momentalnie przeniósł wzrok na tarczę zegara znajdującego się na wieży, po czym jego twarz rozjaśnił cwany uśmiech. Jego rekordem dotychczas było tysiąc czterdzieści osiem koron jednego dnia. Może dziś dałoby się wycisnąć więcej...
- Idziemy, ty obłudny kawale drania. Jeszcze zdążymy okosić murystów na tej ich przerwie madytacyjnej.- zaśmiał się, biegiem ruszając z miejsca, i powodując serię niechętnych spojrzeń ze strony tłumu dorosłych kupców. Nie przejmował się tym. Te nowe leki, które załatwił mu ojciec, naprawdę działały. Nie pamiętał, kiedy ostatnio bieg wywołał u niego atak. Czerpał radość z pokonywania odległości wielkimi susami, robiąc przy tym ostre zakręty i wymijając ludzi.
- Co znaczy... obłudny... - wydyszał Paulo, ciężko biegnąc za swoim małoletnim szefem. Ten z kolei przewrócił oczami. Obłudny, to było za ładne słowo. Franz wolałby nazwać go bardziej dosadnie, ale ojciec kazał mu nie przeklinać, póki trochę nie podrośnie. Mimo to chłopiec z lubością układał w głowie najwymyślniejsze obelgi, zapisując co lepsze i nie mogąc się doczekać, kiedy będzie dane mu ich użyć.
CZYTASZ
One Smile || Levi x OC ||
FanfictionCiężko jest żyć ciągle wmawiając sobie że twój rodzony brat nie jest zaburzonym socjopatą który wepchnąłby cię w paszczę Tytana gdybyś okazała się niepotrzebna. Równie ciężko funkcjonować od dziecka patrząc na śmierć każdego kto kiedykolwiek był ci...