II. "Klify z pięknymi widokami"

631 50 2
                                    

Cassidy

Dam sobie radę – zakpiłam z Cecila, gdy tylko wyłapałam jego wzrok po skończonej walce z cyklopami.

– Skąd miałem wiedzieć, że jest ich aż tylu? – zapytał chłopak, żywo gestykulując.

– Przecież dobrze widziałeś, że to ich kryjówka! – powiedziałam podnosząc głos. – Mówiłam ci o broni, której potrzebujemy do walki z nimi!

– Nie, powiedziałaś, że musisz znaleźć swój sztylet - wypomniał mi chłopak. – Nie wspominałaś nic o uzbrojeniu dla pozostałych.

– To też miałam na myśli! - krzyknęłam. -

– Przestańcie! – przerwała nam brązowo włosa. – Możliwe, że nie zauważyliście, ale nadal tkwimy w budynku pełnym potworów, dlatego odłóżmy tą rozmowę na później i chodźmy stąd.

Dziewczyna, odwróciła się i podeszła miejsca, gdzie wcześniej były drzwi. Jej postawa mówiła sama za siebie, że ma już dosyć całej tej sytuacji. Jej ciało było spięte, a wzrok skakał nerwowo po całym pomieszczeniu. W dłoni dalej trzymała mój sztylet, będąc cały czas w gotowości, aby odeprzeć atak. Przeniosłam wzrok na Cecila, który także obserwował brązowo włosom.

– Co teraz? – zapytał chłopak i zwrócił się w kierunku Nica. – Ty tu dowodzisz kapitanie, więc pewnie masz jakiś plan.

Nico potrząsnął głową i spojrzał się na nas, jakby dopiero zorientował się, że ktoś w ogóle z nim jest.
Odchrząknął, ale nie odezwał się. Spojrzał na mnie i wydawało mi się, że nad czymś się zastanawia. Jakakolwiek to była myśl odpuścił ją sobie i przeniósł wzrok na dziewczynę, która oceniała sytuację.

– Masz coś Piper? – zapytał, podchodząc do niej.

– Nie – zaprzeczyła. – Nie mam nawet z czego oceniać, bo korytarz jest zmasakrowany, ale pusty - odpowiedziała i zwróciła się w moją stronę. – Ty to zrobiłaś?

– W pewnym sensie - odpowiedziałam i spróbowałam się podnieść, jednak z marnym skutkiem. – Zrobiły to potwory rzucając mną o ściany i chyba nie dam rady sama iść dalej.

Dziewczyna spojrzała się na mnie. Przyglądała mi się bardzo uważnie, przez co miałam wrażenie, że prześwietla mnie wzrokiem. Wrażenie to potęgował kolor jej oczu, którego nie mogłam określić. Raz były brązowe, ale gdy tylko przeniosła swoje spojrzenie kilka centymetrów dalej, były one już granatowe. W ogóle dziewczyna była piękna, a jej dość nietypowa uroda tylko to podkreślała. Gdybym miała zgadywać obstawiłabym, że jest córką Afrodyty albo Ateny, bo jej spojrzenie wyglądało się bardzo inteligentne. Miałam wrażenie, że zastanawia się czy mi pomóc, czy może związać i zostawić na pożarcie potworom.

– Pomogę ci – zaoferował się nagle Nico i podszedł do mnie.

Pomógł mi wstać na nogi i pozwolił podeprzeć mi się na swoim ramieniu.
Pozostała dwójka spojrzała się na niego zdziwiona, ale nie skomentowali tego. Z pomocą czarnowłosego stanęłam koło Piper. Zaczęła pytać mnie o drogę jaką się tu dostałam. Nie potrafiłam jej opisać dokładnie jak się tu znalazłam, ale starałam się nie pominąć, żadnego szczegółu, który zapamiętałam. W pewnym momencie wykonałam zbyt gwałtowny ruch i syknęłam z bólu. Gdyby nie Nico pewnie przewróciłabym się, bo moje nogi instynktownie się zgięły.

– Usiądź – poleciła mi Piper i zaczęła oglądać moje obrażenia. – Nie widać żebyś miała jakieś poważne uszkodzenia. No oprócz tego kolana – stwierdziła i nagle przez przypadek dotknęła mój lewy bok na co prawie krzyknęłam z bólu. – Przepraszam! To było nie chcący – pisnęła, ale ja tylko machnęłam ręką, aby się nie przejmowała. – Chyba masz złamane żebra albo tylko obite. Nie znam się na tym. Nie jestem córką Apolla.

"It's too late..." |Nico di Angelo|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz