VIII. "Zabawa bez planu"

224 29 1
                                    

Cassidy

Kiedy po śniadaniu zebraliśmy się jedną grupą, wiedziałam już co Cecil miał na myśli. Nasz sojusz był tak bardzo zdezorganizowany, że każdy był świadomy szykującej się porażki. Okazało się, iż domek Hermesa nic nie ustalił, oprócz miejsca zamieszczenia sztandaru. Nie mieli nawet zarysu strategii. Było nas łącznie dwadzieścia osób i prawie każdy miał coś do powiedzenia. Zebraliśmy się w teatrze, jednak teraz tak o tym myśląc, był to zły pomysł. Głos każdego niósł się tak bardzo, że nie potrzeba było się specjalnie wysilać, aby podsłuchać naszą naradę.
Gdzieś z tyłu przysypiało dwóch synów Hypnosa, koło nich siedział obrażony chłopak z tęczą na ramieniu, co kompletnie do niego nie pasowało przez jego osiłkowatą budowę ciała. Reszta z nas siedziała przed nimi, co chwilę wtrącając jakieś sugestie do strategii, o którą kłóciły się dzieci Hermesa.

– A ty nie powinnaś planować z nimi? – zapytała mnie Kayla, córka Apolla.

– Nie mam pojęcia – przyznałam. – Wolę się chyba teraz nie wtrącać.

– Ja czekam tylko na to jak odezwie się któryś z chłopaków z wielkiej trójki – przyznała dziewczyna, kiwając głową w stronę dwóch chłopaków, siedzących po dwóch stronach zgromadzonych. – Szczerze powiedziawszy dziwię się, że Percy jeszcze się nie odezwał. Albo może ty masz jakiś pomysł? Słyszałam, że też masz niezłe umiejętności.

– Serio? – parsknęłam, bo dotarło już do mnie parę plotek na mój temat, które były całkowicie wyssane z palca.

– No wiesz... – speszyła się. – Nie każdy dałby radę w labiryncie. Wiele osób oszalało, chcąc odkryć tajemnicę podróżowania nim.

Spięłam się na jej słowa. Byłam pewna, że nie było jej na naradzie grupowych, więc musiała usłyszeć to od kogoś innego. Annabeth nie przesadzała z opisem szybkości rozpowszechniania informacji w obozie.

– Może moglibyśmy wykorzystać jakoś twoją orientację? – podekscytowała się.

– Nie jest to chyba dobry pomysł – powiedziałam, krzywiąc się.

– Dobra musimy coś w końcu ustalić – odezwał się w końcu Percy, który nie miał chyba humoru na dzisiejszą zabawę. – Macie cokolwiek?

– Jesteśmy pewni, że wy od Hefajstosa –Travis wskazał na trójkę półbogów, siedzących najbliżej kłócącego się rodzeństwa – macie w zanadrzu jakieś niespodzianki na wroga.

– Głupie pytanie Hood – zaśmiał się Leo.

– To będzie pogrom – jęknął chłopak chyba syn Apolla. – Czuję się jakbyśmy mieli zmierzyć się z Amazonkami.

– Zawsze z nimi przegrywamy – wyjaśniła mi Kayla.

– Nie będzie, aż tak źle – zaśmiał się Cecil. – A poza tym moglibyście jakoś pomóc nie mamy dzisiaj weny na wielkie plany.

– Hoodowie będziecie głównymi osobami prowadzącymi szturm – zadecydował w końcu syn Posejdona. – Od Apollazajmujecie się obroną. Jeśli mamy ustawić nasz sztandar na tym wzniesieniu, o którym wspominaliście to będzie to chyba najlepsza opcja. Jest ono mało osłonięte więc od razu zlokalizujecie innych. Myślę, że Nico też powinien zostać w pobliżu flagi. Leo daję ci wolną rękę. Sami zdecydujcie co chcecie zrobić i tak nie mamy nic do stracenia. Reszta z jedenastki przyczai się gdzieś przy granicy. Spróbujcie przynajmniej ich jakoś spowolnić. Reszta dołączy do Connora i Travisa. Jakieś pytania?

– Dobrze radzę sobie z łukiem, więc bardziej przydam się chyba gdzieś przy sztandarze – zaproponowałam.

– Niech będzie – westchnął. – Annabeth będzie mi to wypominać do końca życia – wymamrotał.

"It's too late..." |Nico di Angelo|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz