Nadszedł czas mojej przeprowadzki do Harry'ego. Od naszej kolacji minęły trzy dni. Po naszym pocałunku oboje zachowywaliśmy się, jakby go nie było. Udawaliśmy, że nic się nie zdarzyło. Tamten wieczór spędziliśmy na przytulaniu i na kilku piosenkach granych i śpiewanych przez Harry'ego. Był to najwspanialszy widok, widzieć jego szczęśliwego z gitarą i uśmiechającego się do mnie.
W międzyczasie wymieniliśmy kilka SMS-ów na temat przeprowadzki i tyle. Żadnych spotkań, żadnej rozmowy.
Harry miał przyjechać o godzinie szesnastej, aby zabrać mnie i mój bagaż do siebie, więc miałam jeszcze trzy godziny. Postanowiłam posprzatac mieszkanie i dopiero wtedy wziąć się za pakowanie.
Gdy skończyłam, zabrałam z szafy jedną dużą i jedną małą walizkę, do której włożyłam rzeczy, które mi się przydadzą, ponieważ nie chciałam wracać do siebie w międzyczasie, ponieważ:
Po pierwsze, Harry mieszka na drugim końcu miasta.
Po drugie, nie wyglądałoby to naturalnie w oczach rodziców bruneta, gdybym wracała z torbą ubrań.Po skończeniu pakowania miałam jeszcze chwilę, więc szybko poszłam się przebrać i odświeżyć, a po tym zostało mi juz tylko czekanie na Harry'ego.
Punkt szesnasta zadzwonił dzwonek do drzwi. Brunet był bardzo, ale to bardzo punktualny. W pośpiechu otworzyłam drzwi, o mało się nie wywracając. Och, jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, że loki Harry'ego zniknęły. Wyglądał dobrze, jednak trudno jest przyzwyczaić się do tego, że jeszcze niedawno jego włosy były dlugie i wiecznie w nieładzie.
- Hej, zrób zdjęcie, zostanie na dłużej.
Styles zaśmiał się i wyminął mnie w drzwiach, po czym zabrał moje dwie walizki i wyszedł, zostawiając mnie w zdezorientowaniu. Szybko chwyciłam torbę i założyłam buty. Upewniłam się, że wszystko odłączyłam i że wszystko jest bezpieczne, a następnie wyszłam z domu, uprzenio go zamykając kluczem.
Przy samochodzie, jak zwykle oparty o maskę, stał brunet patrzący gdzieś na drugą stronę ulicy. Podeszłam do niego i chcialam już coś powiedzieć, ale ten uprzedził mnie, mówiąc, żebym usiadła do samochodu, po czym zrobił to samo.
Jazda mijała w ciszy, ale tej nieprzyjemnej. Dłużyła się przez korki, dosłownie na każdym odcinku drogi. Taki urok wielkiego miasta i godzin szczytu. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, wyjęłam telefon i zaczęłam przeglądać wszelkie social media. Ja i Margo w dalszym ciągu się nie pogodziłyśmy i mimo że prosiłam Nialla, aby z nią pogadał, nic do niej nie docierało. Dowiedziałam się tylko, że blondyn już wie, że Margo jest w ciąży i że jej się oświadczył. Było mi przykro, że nawet nie powiedziała mi o tak ważnym wydarzeniu, a przecież do niedawna mówiłyśmy sobie wszystko. Nie czekając na nic, napisałam do niej, aby zadzwonila do mnie jak najszybciej, ponieważ gdy dzwonię, włącza się poczta głosowa.
Stojąc dalej w korku, znudzona patrzyłam w szybe i przyglądałam się temu, co się dzieje na zewnątrz. Nagle mój telefon zaczął wibrować, a ja podskoczyłam. Harry zaśmiał się na ten widok. Rzuciłam mu tylko mordercze spojrzenie i odebrałam telefon.
- Halo? Margo? Margo, to ty?
- Święty Mikołaj, idiotko. Tak, to ja. Co jest?
- Margo, nie powinnyśmy się kłócić. Nie teraz, kiedy ty jestes w ciąży, nie powinnaś się denerwować.
Harry na moje słowa spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem, ale dalej kontynuował jazdę.
- Och, no tak. Nie wiem, po co była ta kłótnia. Bez sensu. Okej. Myślę. Dobra, nieważne, brakowało mi ciebie, po prostu.
- Taaa, przepraszam cię za tamtą kłótnię. Dlaczego nie powiedziałaś, że jesteście zaręczeni?
Harry kolejny raz spojrzał na mnie zdziwiony, na co zaśmiałam się w duchu.
- Skąd ty... Ach, no tak, Niall... Okej, słuchaj Kendall, muszę lecieć, mam badania za chwilę.
Blondynka naprawdę musiała sie spieszyć, ponieważ nie dała mi dojść do słowa, tylko się rozłączyła. Ta rozmowa była dziwna i dla osoby trzeciej mogła być sztuczna, ale taka jest Margo - szybko zapomina i szybko wybacza.
Brunet w dalszym ciągu nie odezwał się do mnie słowem. Po kolejnych dwudziestu minutach wjeżdżaliśmy już do podziemnego garażu, w którym Harry zaparkował i zabrał moje bagaże, prowadząc nas do mieszkania.
Walizki postawił w swojej sypialni, mówiąc, żebym się rozpakowała, a on pojedzie do redakcji i wróci.
Po upływie półtorej godziny byłam już rozpakowana, a walizki były schowane w garderobie bruneta, którego swoją drogą dalej nie było.
Z nudów zaczęłam sie szwędać po domu, sprawdzając każdą szafkę i każda szuflada, żeby wiedzieć, co gdzie jest. Harry'ego w dalszym ciągu nie było.
Nie wiedząc, co robić, po prostu usiadłam na kanapie. W moje oczy rzucił sie czarny, gruby notes leżący na fotelu obok. Otworzyłam go i przewertowałam kartki. Były tam teksty piosenek. Dwa z nich szczególnie rzuciły mi się w oczy. Były takie prawdziwe. Pełne żalu, bólu, ale także miłości i delikatności.
W dalszym ciągu przeglądałam notes i czytałam każdą napisaną piosenkę, ale słysząc dźwięk otwieranych drzwi rzuciłam go na fotel tam, gdzie był. Spojrzałam na zegarek.Trzy minuty po północy.
- Kendall, kochanie, wróciłem.
Spojrzalam w stronę źródła głosu, który wszędzie poznam. Styles podpierał się półki z książkami i patrzył na mnie uśmiechnięty. Widać było, że był pijany albo pod wpływem używek.
- Czy ty jesteś normalny? Piłeś?
- Piłem - odparł z wyraźnym śmiechem w głosie, jakby się nabijał.
- Dlaczego? - zapytalam już lekko zdenerwowana. Wstałam i pociągnęłam go do sypialni, żeby położył się spać, w końcu jutro jego rodzice przyjeżdżają.
- Żeby zapomnieć.
- O czym do cholery chcesz zapomnieć? Jutro przyjeżdżają twoi rodzice, a ty się pokazujesz w takim stanie?
- O tym, że cię kocham, kwiatuszku. Dobranoc.
Jak na zawołanie, po słowie dobranoc położył się do łóżka i zasnął, a ja próbowałam przetworzyć to, co właśnie miało miejsce.
CZYTASZ
Christmas Charity |Harry Styles|
FanfictionGrudzień. Czas, gdy dzieci robią wszystko, aby nie dostać rózgi pod choinkę, a rodzice stają na głowach, żeby dopiąć wszystko na ostatni guzik przed Wigilią. Mówią, że grudzień to magiczny czas pokoju i miłości na świecie, lecz nie dla Kendall. Dla...