Prolog

1.3K 71 13
                                    

Blondynka usadziła pięciomiesięczną córeczkę na grubym, miękkim dywanie. Mała dziewczynka upuściła swoją grzechotkę i pełna podziwu rozglądała się dookoła.
- To twój pokoik, Lindsay - matka usiadła przy dziecku. - W końcu udało nam się razem z twoim tatusiem go wykończyć. Nie będziesz już musiała dzielić pokoju z nami.
Dziecko wbiło wzrok w oczy matki.
- Ale spokojnie. Mamusia i tak zawsze będzie przy tobie. Kto jest moją małą dziewczynką? - zaczęła delikatnie łaskotać córkę. - Lindsay. Oczywiście, że Lindsay.
Roześmiana dziewczynka przewróciła się na plecki i wymachiwała rączkami przed sobą.
- Puk-puk - powiedział ktoś i zapukał w futrynę drzwi. - Możemy wejść?
Kobieta słysząc znajomy głos odwróciła się w tamtą stronę.
- Witaj, Elizabeth - do środka weszła wysoka szatynka z nieułożonymi, długimi do pasa, mocno kręconymi włosami.
Na rękach trzymała małą dziewczynkę, która od razu zwróciła uwagę na swoją rówieśniczkę. Wyciągnęła ku niej rączki i zaczęła coś mówić po swojemu.
- No już, już, Charlotte - kobieta usadziła dziecko na ziemi.
Mała od razu stanęła na czworakach i raczkując skierowała się do drugiej dziewczynki.
- Cześć Katherine - blondynka wstała z ziemi spoglądając na córkę i podeszła do koleżanki. - Jeju, jak ta twoja Charlotte szybko się rozwija. Ma pięć miesięcy, a już raczkuje i tak dużo "mówi".
- Mądra z niej dziewczynka. Jest bardzo ruchliwa. Nie potrafi usiedzieć na miejscu i stale gaworzy. Opowiada i opowiada cały czas. Wyrośnie z niej chyba niezła gaduła - rozejrzała się po pomieszczeniu. - Piękny pokoik, kochana. Muszę ci powiedzieć, że urządziliście go idealnie. Lindsay będzie tutaj szczęśliwa.
- Już jest. Popatrz tylko jaka jest zadowolona.
W tym momencie mała Charlotte podniosła z ziemi grzechotkę i uderzyła nią koleżankę w głowę. Lindsay rozpłakała się.
- Charlotte! - Katherine popatrzyła na dziewczynkę i pokręciła głową.
Elizabeth podeszła do swojej córeczki i wzięła ją na ręce.
- Ciii, kochanie. Już dobrze. Charlotte nie chciała - pocałowała córkę w głowę i próbowała ją uspokoić.
- Ale z ciebie łobuziak - Katherine również podniosła swoją córkę. - Nie wolno tak robić - ostrożnie zabrała dziewczynce grzechotkę.
Mała Charlotte z przejęciem patrzyła na płaczącą Lindsay.
- Wybacz za nią - powiedziała Katherine.
- Oj nic nie szkodzi. Charlotte na pewno nie chciała zrobić jej krzywdy - Elizabeth uśmiechnęła się do koleżanki.
- Miejmy nadzieję, że gdy będą starsze polubią się tak, jak my. Wiesz, że ja... nie urodzę już drugiego dziecka... Wszystko przez te komplikacje... Dobrze, że chociaż Charlotte urodziła się zdrowa. Tylko niestety nie będę mogła dać jej rodzeństwa...
- Spokojnie, kochana. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale nie przejmuj się. Masz we mnie wsparcie. Zobaczysz, że nasze ukochane córeczki będą jak siostry. Mieszkasz przecież tuż obok. Będą się razem wychowywać, więc na pewno nie będą sobie obojętne. Zobaczysz. Ułoży się. Lindsay na pewno zastąpi jej siostrę.

*półtora roku później*
Elizabeth rozłożyła koc na trawie w ogrodzie. Przy jej nodze stała dwuletnia Lindsay, a w ręku trzymała ulubioną książeczkę edukacyjną ze zwierzętami.
- No chodź, kochanie. Usiądź - matka usiadła na kocu, a dziewczynka podążyła tuż za nią.
Mała blondynka rozłożyła przed sobą książeczkę i zaczęła oglądać w niej obrazki.
- Lindsay? Powiedz mamusi, co jest na obrazku? - Elizabeth pokazała córce krowę na jednej ze stron.
- Muuu! - powiedziała dziewczynka.
- Tak robi. A jak się to zwierzątko nazywa?
Dziewczynka popatrzyła jeszcze raz na rysunek.
- To jest krowa - powiedziała matka.
- Kowa - powtórzyła dziewczynka.
- Bardzo ładnie. A tutaj? - wskazała kurę.
- Ko-ko.
- A powiedz ładnie "kura".
- Kula.
- No może być - zaśmiała się.
- Elizabeth! - zawołał ktoś od strony ulicy.
Przy ogrodzeniu stała Katherine.
- Mogę wejść? - spytała z uśmiechem.
- Oczywiście.
Szatynka otworzyła furtkę, a wtedy do ogrodu wybiegła mała dziewczynka trzymająca w ręku kartonowy samolot zrobiony przez jej tatę. Wesoło biegała z zabawką w górze, naśladując dźwięki wydawane przez maszynę.
- Charlotte, proszę, patrz przed siebie, bo zaraz się przewrócisz. Nie biegaj tak szybko - matka dogoniła córkę i złapała ją.
- Juhu! - zawołała dziewczynka podnosząc obie ręce do góry cały czas się przy tym śmiejąc.
- Ty mój mały łobuzie... - przytuliła dziewczynkę i podeszła z nią na rękach do koleżanki.
- A co ty masz za piękny samolocik? - spytała ją Elizabeth.
- Tata mi dał - powiedziała zadowolona.
Katherine usadziła córkę przed Lindsay. Mała blondynka przyglądała się jej zdziwiona.
- Kochanie? A może pokażesz Charlotte swoją książeczkę? - Elizabeth spytała córkę.
Dziewczynka radośnie otworzyła znów stronę ze zwierzętami z gospodarstwa domowego.
- Ko-ko kula, kowa, ihaa! - pokazała kolejno kurę, krowę i konia.
- No bardzo ładnie, Lindsay - Katherine uśmiechnęła się do dziewczynki.
Charlotte przez chwilę wpatrywała się w obrazki po czym chwyciła swój samolot za jedno skrzydło i zaczęła uderzać zabawką w książkę.
- Bam! Bam! Bam! - powtarzała śmiejąc się.
Lindsay patrzyła na nią wystraszona.
- Charlotka! - Katherine powstrzymała córkę. - Nie wolno. Bo popsujesz książeczkę Lindsay i swój samolocik.
Dziewczynka popatrzyła smutna w dół.
- Przeproś teraz ładnie Lindsay - powiedziała do niej matka.
- Plasam Linci... - powiedziała Charlotte.
Wystraszona blondynka tylko wpatrywała się w nią swoimi dużymi, niebieskimi oczami i złapała za ubranie swojej matki.
- Grzeczna dziewczynka - Katherine pogłaskała córkę po głowie.
Charlotte uśmiechnęła się, wstała, wzięła samolot i znów zaczęła biegać z nim w górze naśladując jego dźwięki.
- Przepraszam cię za nią, Elizabeth. Tego żywiołu nie da się uspokoić - zaśmiała się Katherine kątem oka spoglądając na córkę.
- Nie ma sprawy - uśmiechnęła się. - Wyrośnie z tego.
- Aż ci zazdroszczę, że Lindsay jest taka grzeczna i spokojna - popatrzyła na małą blondynkę, która dalej zaczęła przeglądać swoją książkę.
- Kochane z niej dziecko, ale twoja Charlotte przecież też jest cudowną dziewczynką.
- Rośnie mi z niej chłopczyca. Wszystkie córki moich znajomych są takie grzeczne, a moja taki łobuz. Dziewczynki w jej wieku chętnie chcą nosić spinki do włosów, naśladują swoje mamy, a Charlotte nie chce ani spinek, ani żeby jej wiązać włosy, ani nie chce nosić różowej sukienki, którą jej kupiłam. Nie chce się bawić lalkami, woli samochodziki i samoloty. A wczoraj na placu zabaw jeszcze pobiła się z jakimś chłopcem. Ona dopiero co skończyła dwa latka, a ten chłopiec miał ponad trzy. I moja Charlotka tłukła go patykiem. Jak ja to zobaczyłam, to byłam naprawdę przerażona. Nie mam pojęcia od kogo ona się tego nauczyła i za kim taka jest. Za to twoja Lindsay to po prostu mały aniołek. Taka kochana i grzeczna...
- Katherine...? - blondynka przerwała jej spoglądając koleżance przez ramię. - Czy Charlotte właśnie...?
Szatynka szybko odwróciła się za siebie i wstała. Jej córka wkładała do buzi jednego z tulipanów z ogrodu Elizabeth.
- Charlotte! Fe! Zostaw kwiatki... - matka szybko podbiegła do córki. - Wypluj to, kochanie.
Dziewczynka zaczęła gryźć to, co miała w buzi, ale gdy poczuła gorzki smak natychmiast wszystko wypluła.
- Charlotte... Nie wolno jeść tulipanów. Fe! To są kwiatki cioci Elizabeth. Kwiatków się nie je. Kwiatki się wącha - kucnęła przed córką. - Zobacz, kochanie.
Katherine delikatnie chwyciła pąk jednego kwiata i powąchała go. Mała dziewczynka patrzyła na nią zdziwiona.
- Teraz ty. Powąchaj kwiatek.
Charlotte podeszła bliżej do kwiata i tak samo go powąchała. Czując miły zapach uśmiechnęła się.
- Widzisz? - matka pogłaskała córkę po policzku. - Kwiatki się wącha. Nie wolno ich jeść. Jeśli jesteś głodna, to mama zrobi ci twoją ulubioną kaszkę, tak?
- Fiatki - powiedziała radośnie patrząc na tulipany.
- Tak. To są kwiatki.
- Linci! Fiatki! - zawołała chwytając jeden z kwiatów za łodygę.
Zaczęła biec w stronę swojej koleżanki wyrywając kwiat z ziemi. Matka obejrzała się za nią w szoku.

*pięć lat później*
Elizabeth zawiązała siedmioletniej córce kokardę we włosach.
- Pięknie wyglądasz - uśmiechnęła się do córki. - Popatrz - podała jej lusterko.
- Pięknie - Lindsay uśmiechnęła się. - Dziękuję, mamusiu.
- No to idziemy, tak?
Dziewczynka popatrzyła w dół.
- Boję się... - powiedziała cicho.
- Oj, spokojnie. Pierwszy dzień szkoły nie jest wcale taki straszny. Poznasz nowe koleżanki i kolegów. Będziesz się uczyć ładnie czytać i pisać. Zobaczysz, że ci się tam spodoba.
- A Charlotte tam będzie?
- No jasne. Na pewno już czeka na ciebie przed domem. Pójdziecie do szkoły razem, co ty na to?
- Fajnie - uśmiechnęła się.
- No, to idź pożegnaj się z tatą i Jarredem.
Dziewczynka poszła do kuchni, gdzie jej tata i o trzy lata młodszy brat jedli razem śniadanie.
- Papa! Idę do szkoły - powiedziała do nich Lindsay.
- A co to szkoła? - spytał chłopiec.
- To jest takie miejsce, jak przedszkole, tylko dla starszych dzieci. Lindsay będzie się tam bawić i uczyć - odpowiedział mu tata.
- A ja też tam pójdę?
- Pójdziesz, ale najpierw musisz mieć tyle lat, co Lindsay.
Dziewczynka opuściła pomieszczenie i razem z mamą wyszły z domu.
- Lindsay, szybko! Pospiesz się! - wołała Charlotte skacząc pod bramą przed domem koleżanki.
- Cześć Charlotte - Lindsay uśmiechnęła się na jej widok.
W tym samym czasie z domu obok wyszła Katherine. Trzymała w ręku dziecięcy plecak szkolny. Podeszła do swojej córki.
- Proszę, Charlotte. Twój plecak. Spakowałam ci kanapki na drugie śniadanie.
- Po co plecak? Wczoraj mi nie był potrzebny.
- Wczoraj było rozpoczęcie roku, a dzisiaj będziesz miała pierwsze lekcje. W plecaku masz książkę i zeszyt, i drugie śniadanie.
- On jest brzydki.
- Charlotte... Zobacz. Lindsay ma podobny. Nie narzekaj. To tylko plecak. Załóż.
Pomogła założyć go córce na plecy.
Całą czwórką ruszyły w stronę szkoły. Charlotte na początku rozglądała się tylko dookoła. Nagle zaczęła się śmiać i podbiegła do Lindsay.
- Berek! Gonisz! - klepnęła ją w ramię i zaczęła uciekać.
Blondynka uśmiechnęła się i zaczęła biec za koleżanką.
- Tylko nie odbiegajcie za daleko! - krzyknęła Katherine.
Całą drogę do szkoły dziewczynki goniły się nawzajem. W końcu jednak doszły do budynku szkoły. Obie matki odprowadziły córki pod drzwi klasy.
- Papa, mamo - Lindsay przytuliła się do Elizabeth.
- Do zobaczenia. Po południu mama po ciebie przyjdzie, tak?
Przytaknęła.
- Cześć, Charlotte. Bądź tylko grzeczna, tak? - Katherine też pożegnała się z córką.
- Dobrze.
- Słuchaj pani nauczycielki i ucz się pilnie.
- Dobrze - powtórzyła znowu.
Matka pocałowała szatynkę w czoło.
- Moja kochana córeczka.
Obie kobiety cofnęły się o krok do tyłu. Charlotte podeszła do Lindsay.
- Chodź, idziemy - uśmiechnęła się do niej.
- Boję się...
- Spokojnie. Będzie super, zobaczysz.
Chwyciła blondynkę za rękę i razem weszły do klasy.

Bardzo się od siebie różniły. Lindsay była delikatna, spokojna, wrażliwa, Charlotte nieco nadpobudliwa, odważna i przebojowa. Mimo to nie mogły bez siebie żyć. Od maleńkości wychowywane były razem, jak siostry. Najpierw tak też się czuły. Jednak któregoś dnia popatrzyły na siebie inaczej...

Zawsze będę cię kochaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz