Rozdział 24

265 21 1
                                    

Pierwszy rok studiów skończyłyśmy z przeciętnym wynikiem. I nadeszły znów wakacje. Tak, jak w zeszłym roku przepracowałyśmy większość czasu, a później wyjechałyśmy na parę dni nad morze. Tym razem wyjazd był bardziej udany niż w zeszłym roku. Wszystko wyszło tak, jak zaplanowałyśmy.

Od października rozpoczął się nasz drugi rok studiów. Już pierwszego dnia powiedziano nam, że przez braki kadrowe będziemy mieć zajęcia z wiedzy o krajach anglojęzycznych razem ze studentami z anglistyki podyplomowej. Byłam ciekawa jak to będzie wyglądało. I tak się złożyło, że już pierwszego dnia nauki mieliśmy zajęcia łączone z inną grupą. Byłyśmy już dość znudzone. Na zewnątrz było pochmurnie, a nocą zamiast spać pisałyśmy do siebie SMS-y. Obie marzyłyśmy już tylko o powrocie do domu.

Po wejściu do dużej sali wykładowej zajęłyśmy miejsca w piątym rzędzie.
- Przepraszam - usłyszałyśmy za sobą.
Za nami siedziała nieznajoma nam czarnowłosa dziewczyna.
- Jestem Loretta - powiedziała. - Wiecie może do której są te zajęcia?
- Do szesnastej trzydzieści chyba - powiedziała Charlotte.
- Dzięki. Jesteście z drugiego roku anglistyki, tak?
- Tak. Ja jestem Charlotte, a to moja przyjaciółka Lindsay.
- Miło mi was poznać. Ja też robię anglistykę, ale jako studia podyplomowe nauczycielskie.
- Jesteś nauczycielką?
- Tak, choć na razie tylko z wykształcenia. Chcę mieć zrobionych parę kierunków, by mieć większe szanse na znalezienie potem pracy. Najpierw studiowałam polonistykę, potem historię a teraz zdecydowałam się jeszcze na język angielski. Mam nadzieję, że na tym już poprzestanę. Chcę zacząć pracować ale jednocześnie bardzo lubię się uczyć. A wy? Dlaczego studia na takim kierunku?
- Żeby jak najlepiej nauczyć się języka, po prostu. Zależy nam na tym. Potem może jeszcze pójdziemy na jakieś inne studia - powiedziałam.
- Rozumiem. To powodzenia wam życzę.
Niedługo po tym zaczęły się zajęcia.

Gdy w końcu wróciłam do domu miałam ochotę od razu iść spać. To był męczący dzień. Zjadłam coś, wzięłam szybką kąpiel i położyłam się do łóżka. Już prawie zasypiałam, kiedy nagle zadzwonił mój telefon.
- Tak, słucham... - odebrałam nie patrząc nawet kto dzwoni.
- Cześć Lindsay. Jak po powrocie na studia?
- Kto dzwoni?
- Jak to kto? To ja, Bradley.
- A, wybacz. Jestem zmęczona. Położyłam się spać a telefon zadzwonił. Nie spojrzałam nawet kto to.
- W porządku. To może ja nie przeszkadzam. Prześpij się.
- Możemy przecież chwilę pogadać. Pytałeś jak studia, nie? Nic szczególnego. No, może poza tym, że mamy jedne zajęcia łączone z inną grupą. A tak rok zapowiada się zwyczajny.
- U mnie podobnie. Pracuję w tygodniu, w sobotę i niedzielę mam zajęcia co drugi tydzień.
- Przypomnij mi na co ty teraz chodzisz?
- Roczny kurs z logistyki. Gdy go skończę będę miał później szansę na awans w pracy. A na razie jestem tylko asystentem informatyka. Po tym kursie może za jakiś czas przeniosą mnie do zarzadzania magazynem.
- Fajnie, że masz takie plany. Ja wciąż jeszcze myślę gdzie będę pracować.
- Masz jeszcze trzy lata studiów. Wymyślisz coś.
- Pewnie tak.

Następnego dnia przed wejściem na uczelnię spotkałyśmy z Charlotte tamtą dziewczynę, Lorette. Znów nas zagadała. Zaczęłyśmy coraz częściej rozmawiać i tak wyszło, że zaprzyjaźniłyśmy się mimo tego, że jest od nas starsza aż siedem lat.
- Słuchaj, Linz. Mówisz, że jeden brat cię czasem męczy. To co ja mam zrobić. Ja mam cztery starsze siostry - zaśmiała się Lora.
- Cztery? - zdziwiłam się. - To duża rodzina.
- Moi rodzice mi kiedyś powiedzieli, że też chcieli mieć wiele dzieci, ale mama miała jakieś problemy z urodzeniem mnie i przez to nie może już więcej razy zejść w ciążę. Nie wiem dokładnie co się jej stało ale na pewno było to dla niej trudne - powiedziała Charlotte.
- To przykre.
- Na szczęście mam cudowną przyjaciółkę Lindsay. Jest lepsza niż rodzeństwo - uśmiechnęła się.
- Ty też zdecydowanie jesteś lepsza niż mój brat - zachichotałam.
- Ah, dziewczyny. A długo się już przyjaźnicie?
- Całe życie. Mieszkamy obok siebie.
- Jesteśmy prawie jak siostry.
- No to fajnie. Dobrze jest mieć taką przyjaciółkę.
Dotarłyśmy do mieszkania dziewczyny. Zaprosiła nas tego dnia do siebie na obiad, a wieczorem mamy wyjść razem na dyskotekę.
- Wybaczcie za mały nieporządek.
- Nie szkodzi, Lora. To nie jest najważniejsze - uśmiechnęłam się.
- Co jemy? - spytała Charlotte.
- Gulasz z ziemniakami.
- Ale ja nie jem mięsa - powiedziała Charlotte.
- Nie? - zdziwiła się Loretta. - Oj, to nie wiedziałam. Nie wiem, czy mogę ci zaproponować coś innego - zajrzała do lodówki.
- Starczą mi gotowane ziemniaki - uśmiechnęła się.
- Na pewno?
- Jasne.
Loretta podgrzała jedzenie i podała do stołu. Zaczęłyśmy jeść. Charlotte co chwilę spoglądała na mnie.
- Co? - spytałam w końcu.
- Mogę? - spytała i zbliżyła widelec do mojego talerza.
- Tak, ale...
Nie wiedziałam o co jej dokładnie chodziło.
Dziewczyna nabiła na widelec mały kawałek wieprzowiny z mojego talerza i przyjrzała mu się.
- Podobno nie jesz mięsa - powiedziała Loretta.
- Bo nie jem, ale tak właściwie, to nie mam konkretnego powodu by go nie jeść. Po prostu mi go nikt nigdy nie podał. To moi rodzice są wegetarianami. Nigdy w domu nie było mięsa, więc i ja go nie jadłam. Nauczyłam się od nich mówić, że go nie jem no i tak cały czas powtarzam. Dopiero teraz sobie pomyślałam, że przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żebym spróbowała.
- To spróbuj - uśmiechnęłam się. - Jest bardzo dobre.
- A z jakiego to zwierzęcia? - spytała.
- Ze świni - powiedziała Loretta.
- Ok, to próbuję - zbliżyła widelec do ust. - Denerwuje się - zaśmiała się.
- No dalej - zachichotałam.
Charlotte wzięła kawałek mięsa do ust. Obie z Lorettą czekałyśmy na jej reakcję.
- Dobre, ale dziwne - powiedziała i sięgnęła widelcem do mojego talerza po trochę sosu.
Spróbowała go.
- Mięso jest takie średnie, ale sos dobry - uśmiechnęła się.
- Daj talerz, to ci trochę go naleję. Spróbujesz razem z ziemniakami - powiedziała Loretta.
- Zgoda - podsunęła jej talerz.

Po jedzeniu siedziałyśmy razem przy stole i rozmawiałyśmy.
- A ten twój facet, to gdzie dziś jest? Myślałam, że go w końcu poznamy - powiedziała szatynka.
- Mark musiał zostać dłużej w pracy. Napisał mi przed południem.
- Na pewno będziemy miały jeszcze okazję go poznać - uśmiechnęłam się. - Długo już jesteście razem?
- W sumie sześć lat z czego dwa lata jesteśmy po ślubie - uśmiechnęła się.
- Szkoda, że się wtedy nie znałyśmy. Na pewno wyglądałaś przepięknie w sukni ślubnej. Z taką figurą.
- Dziękuję. Mam gdzieś zdjęcia. Pokażę wam następnym razem, bo zaraz musimy wychodzić.

Wybrałyśmy się do naszego ulubionego lokalu. Noc zapowiadała się świetnie. Tańczyłyśmy we trzy.
- To może teraz przerwa na drinka? - spytała Charlotte.
- Lora, idziemy na drinka?
- Jasne.
Skierowałyśmy się do baru. Nagle wpadła na nas nasza przyjaciółka Calleigh.
- Lindsay? Charlotte? Cześć, co słychać? Nie spodziewałam się was - powiedziała na nasz widok.
- Cześć. Miło cię widzieć. To jest Lora, nasza nowa koleżanka ze studiów.
- Cześć. Jestem Lora.
- Calleigh. Poczekajcie tutaj. Jestem tu z moim facetem. Przyprowadzę go. Napijemy się czegoś razem.
Dziewczyna zniknęła w tłumie. Po chwili wróciła trzymając za rękę swojego przyjaciela Marka.
- Lora, poznaj Marka - powiedziała z uśmiechem.
Chłopak spojrzał na nią z przerazeniem, Loretta spoglądała raz na niego, raz na Calleigh.
- To jest twój facet, tak? - spytała.
- Tak. A co? - zdziwiła się.
- Nie wierzę...
Loretta spuściła głowę i wybiegła z dyskoteki. Mark obejrzał się za nią. My wszystkie w szoku spojrzałyśmy na chłopaka.
- Mark, ty znasz tą laskę? - spytała Calleigh.
- Tak... To była... moja żona...

/////////
Hejo ^^ Mam nadzieję, że podobał wam się rozdział. Napiszcie w komentarzach. ^^ A teraz mam dla was dobrą wiadomość. Zaczynam właśnie maraton z książką i od najbliższego poniedziałku do niedzieli codziennie ukarze się kolejna część historii. Co wy na to? ^^

Do następnego 😁

Zawsze będę cię kochaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz