Siedziałam skulona w rogu łóżka. Strach spraliżował wszystkie moje mięśnie. W tle dało się słyszeć kroki i głośne rozmowy. Czarno wlosy mężczyzna spojrzał mi prosto w oczy usmiechnął się wstając z łóżka. Nagle jak mgła jego postać zniknęła. Zamarłam zaskoczona... nawet gdy do pokoju weszło kilka osób, nie mogłam oderwać wzroku od miejsca w którym stał Loki.
- Clarice. - moje imie zabrzmiało kilka razy w niewielkim pomieszczeniu. Otrząsnełam się i spojrzałam na gości.
- Wszystko w porzadu ? - zapytał Bruce
- Tak tak ... to nic takiego, zamyśliłam się. - Mężczyzna pokiwał tylko głową.
- Clarice bardzo mi przykro że spotkało cię coś takiego... nasze zabezpieczenia przed intruzami najwyrazniej nie zadziałały jak powinny. - dopiero teraz dostrzegłam Pana Starca który kryl sie za postacią Banera.
- To moja wina ... tylko moja. Strasznie przepraszam. Gdy wrócę do domu błyskawicznie złożę prośbę o usunięcie z programu.
- Niestety w najbliższym czasie nie możesz opuścić tej siedziby. A o wydaleniu z programu nie ma mowy, nie chcemy abyś zanudziła się tu na śmierć.
- Ale czuje się dobrze...
-Nie wiemy czy coś ci nie grozi i jakie teseract będzie miał wpływ na twój organizm. - Stark był śmiertelnie poważny. Rozumiałam dlaczego to robą jednak naprawdę nie chciałam tu zostawać. Przed mężczyzn wystąpiła Natasha.
- Uznaliśmy że nie warto abys tu siedziała... dlatego możesz się przemieszczać po placówce. Tylko tak abyś znowy nie wpakował się w kłopoty, i proszę przestrzegaj zakazów i nakazów. Bryce mógłbyś?- kobieta skinęła głową w stronę mych przykrytych kostek. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni klucz magnetyczny chcąc otworzyć kajdanki na mych kostkach.
Gdy jednak odsunął pościel wszyscy zamarli, kajdanki były rozpięte.
- Jak to możliwe? - zająkał sięe Stark
- Ktoś z was maczał w tym palece? - krzyknał piorunując grupe wzrokiem. Wszyscy jednak kiwali przecząco glową. Tony skierował swój ostry wzrok w moją strone.
- Ja naprawdę nie wiem jak to się stało. Same się otworzyły. - Baner szybko coś zanotował
- Tony przecież wiesz że te kajdanki same z siebie by się nie otworzyły.
- mhm.- Stark pogrążył się w rozmyślaniach przebiegając palcami przez swoją czarną brodę.
- Clarie w szfie masz ubrania a za tymi drzwiami jest łazienka. - Natasha wskazała drzwi w samamym rogu pokoju.
- Za godzine zabiorę Cię na przechadzkę żebyś troche rozprostowała nogi dobrze ? - Natasha była naprawdę miła... choć z poczatku zdawała się oschła. W dopowiedzi na jej pytanie kiwnęłam głową. Wszyscy błyskawicznie opuścili moją cele zostawiając mnie samą z myślami. Delikatnie wstałam z łóżka stopniowo przyzwyczajać się do pozycji stojacej. Z szafy przy ścianie zabrałam czarny golf i spodnie z wysokim stanem tego samego koloru. W łazience wzięłam szybki prysznic i wybrałam się w wcześniej przygotowane rzeczy. Patrzyłam w lustro na twarz która była mi tak znajoma jednak te oczy... one zmieniały wszystko. Nawet włosy kręcące się lekko od wody były inne. Wyszłam z łazienki i niepewnym krokiem udałam się na korytarz. Zatrzymałam się przed celą swojego towarzysza. Który aktualnie leżał na łóżku i wertował strony książki. Nie mogłam dostrzec wyjścia z jego celi dlatego tak zastanawiało mnie jak pojawił się w mej sali. Więźniowie raczej nie są wypuszczani.
- Dziękuję - powiedziałam cicho. Mimo że był tak niebezpieczny należało mu sie podziekowanie. Słysząc moje słowa usiadł delikatnie na łóżku krzyżują ręce na piersi.
- Za co ? - zapytał choć zdawałam sobie sprawę że doskonale wiedział o co chodzi.
- Że nie pozwolileś mi wylądować na ziemi. - powiedziałam speszona
- Przecież jak widać nie mogę opuszczać tej sali. Jest to fizycznie nie możliwe. - na jego twarzy pojawił się drwiacy uśmiech, widocznie chciał mi dopiec. Jednak iskierki w jego oczach świadczyły o jakiejś skrytej ciekawości. Tylko jego oczy zdradzały co może myśleć reszta twarzy najczęściej była przykryta tą ironiczną maską. Zauważył że się w niego wpatruje i powoli wstał z łóżka zbliżając się do szklanej ściany dzielącej nas.
- Cały czas tu byłeś ... wiesz dokładnie co się ze mną stało? - zapytałam niepewnie. Jego wzrok mnie onieśmielał. Wciąż myślałam o tym jak nie normalnie wyglądają moje oczy. Nie przerwał kontaktu wzrokowego ani na chwile. W końcu nie wytrzymałam i opuściłam wzrok zawstydzona.
- Mówiłem że masz piekne oczy, nie ma się czego wstydzić.- mówił pewnie i spokojnie. Sarkazm zniknął z jego głosu. Doskonale czytał moje emocje nie mogłam zrozumieć jak jest to możliwe skoro prawie mne nie znał. Zignorowałam peszący komplement i nie podnosząc wzroku powtórzyłam pytanie.
CZYTASZ
Somebody To Die For
FanficBędąc ambitną studentką znalazłam się w patowej sytuacji. Zawsze kierowałam sie rozumem. Jednak co mam począć gdy jest on tak subtelnie zwodzony przez zielonookiego nieznajomego ...