Poprzedniego dnia byłam zbyt zmęczona lotem i kłótnią z babcią, aby zaprzątać sobie głowę wypakowaniem się. Postanowiłam zostawić to na kolejny, ale kiedy otworzyłam oczy, przeraził mnie widok mojej sypialni. Jednak nie na tyle, abym mogła się ruszyć zaraz po wybudzeniu się. Leżę niemal nieruchomo przez piętnaście minut i patrzę w biały sufit. Przypomina mi się, że mama wczoraj mówiła coś o nowych sąsiadach, ale nie udało nam się rozwinąć tego tematu.
-Gage, wstawaj, zrobiłem ci śniadanie.- Mówi głos mojego brata, jednak zastanawiam się, czy aby na pewno to mój brat,
-Chory jesteś?
-Jak zejdziesz to ci wszystko opowiem.- Wzdycham cicho i kierowana czystą ciekawością, zrzucam z siebie cienką, białą kołdrę. Przechodzę boso do łazienki, jednak z rozczarowaniem odkrywam, że jest ona zajęta. Wracam do pokoju i ubieram się w ciemne jeansy i zwykłą, szarą bluzkę z długim rękawem. Włosy rozczesuję wygrzebaną z kosmetyczki szczotką i spinam je w niedbałego koka. Moje oczy są lekko podkrążone i podkreślone ciemnymi śladami po niedokładnie zmytym makijażu, więc opieram się o ścianę i zakładam ręce, z coraz większą niecierpliwością czekając, aż babcia opuści pomieszczenie. Gdy to robi, muszę przetrzeć ze zdziwienia oczy.
-Malowałaś się?- Nie mogę uwierzyć własnym oczom. Co takiego się stało, że babcia zaufała przedmiotom stworzonym przez szatana, jak to kiedyś ujęła?
-Postanowiłam sprawdzić, co takiego widzicie w tych kosmetykach.- Jej ton, jak zwykle, jest opanowany i wyniosły i zasadniczo już się do niego przyzwyczaiłam.
-I jak podoba ci się efekt?- Unoszę brwi. Staram się nie brzmieć ironicznie.
-Nie mnie ma się podobać, tylko naszemu nowemu sąsiadowi.- Zaciskam usta w wąską linię, aby nie wybuchnąć śmiechem, a babcia obrzuca mnie gniewnym spojrzeniem.
-Nigdy nie jest za późno na miłość.- Poprawia chusteczkę i odchodzi z podniesioną głową. Unoszę dłonie na znak, że jestem niewinna i wchodzę do łazienki. Wykonuję poranną toaletę, po czym kieruję się do pomieszczenia, w którym znajduje się mój brat.
-No, to co chciałeś mi powiedzieć?- Pytam, siadając na krześle w jadalni połączonej z kuchnią. Opieram brodę o dłoń zwiniętą w pięść i patrzę, jak Charlie krząta się pomiędzy szafkami.
-Na wczorajszej imprezie u Kendall była jej nowa koleżanka, Gemma. Przyprowadziła ze sobą młodszego brata, Harry'ego. Trochę z nim pogadałem i dowiedziałem się, że wynajmują dom naprzeciwko nas.
-Do rzeczy, Charlie.- Doskonale wiem, że to, co teraz mówi to jedynie owijanie w bawełnę i tak naprawdę wstydzi się wypowiedzieć na głos tego, co tak naprawdę go dręczy. Zaczynam jeść swoją porcję płatków z mlekiem, jednocześnie starając się słuchać swojego brata. Jeśli w grę wchodzi jakikolwiek posiłek, mój mózg koncentruje się tylko na nim.
-Emm... Spodobała mi się Gemma.- Uśmiecham się lekko, a w tym samym momencie z moich ust wylewa się odrobina mleka. Charlie marszczy nos z obrzydzeniem, a ja zaczynam się śmiać.
-Daj mi chusteczkę.- Mówię, próbując opanować drżenie całego ciała. W moich oczach zbierają się łzy i muszę szybko przełknąć to, co mam w buzi, zanim się zakrztuszę. Wpadam na to za późno, ponieważ już po chwili Charlie musi klepać mnie po plecach, abym zaczerpnęła trochę świeżego powietrza. W takiej pozycji zastaje nas mama, której mina jest całkowicie różna od naszych. Wydaje się zawiedziona tym, co wyprawiają jej dzieci, a zwłaszcza to ulubione, czyli naturalnie ja.
-Co wy wyprawiacie?- Podpiera się pod boki, kiedy my próbujemy dojść do ładu. Wycieram twarz ręcznikiem papierowym, a Charlie ściera łzy z policzków, powstałe na wskutek śmiechu.
-Charlie, wyrzuć śmieci. Gage, idź do sklepu z Reevą.- Kiwam potakująco głową i zanim wychodzę, rzucam w brata zwitkiem chusteczki. Obraca się, jednak zbyt późno, aby jakkolwiek zareagować. W oddali słyszy jedynie mój gromki śmiech.
Siostra czeka na mnie, siedząc na chodniku przed naszym domem. W ręku trzyma szmacianą lalkę, niegdyś moją najukochańszą, której nie oddałabym za nic w świecie. Gdy mnie widzi, uśmiecha się i wstaje, otrzepując spodenki z ciemnej ziemi. Poprawiam okulary, które co rusz zmieniają swoje położenie i klepię siostrę po głowie. Rzuca mi gniewne spojrzenie, ponieważ nie lubi, kiedy ktoś dotyka jej włosów bez sensownego wytłumaczenia dlaczego to robi. Poprawia je i zwiększa tempo, aby znaleźć się dwa kroki przede mną.
-Co chciałaś kupić?- Pytam, kiedy znajdujemy się niemal na końcu naszej dzielnicy.
-Sok pomarańczowy.
-Jest cały karton z lodówce.- Uświadamiam ją. Wewnątrz mnie budzi się drobna irytacja, że wyciągnęła mnie z domu bez powodu.
-Ale to jest karton Charliego.- Mówi spokojnie, jakby musiała tłumaczyć to samo setny raz z rzędu nadpobudliwemu dziecku. Wzdycham cicho i chcę z powrotem wyjść na chodnik, z którego zmuszona byłam zejść kilka chwil temu ze względu na bawiące się dzieci, jednak moje palce zahaczają o wysoki krawężnik. Jedyne, co słyszę to pisk Reevy i głuchy łomot, jak się okazuje, mojego ciała.
-Brawo, okularnico.- Mówi ktoś, którego ochrypły głos jest przyjemny dla ucha. Unoszę głowę tak, aby rozejrzeć się wokół, a moje oczy dostrzegają wysokiego bruneta, stojącego obok mojej siostry. Mój brzuch boli, a żebra błagają o litość, zapewne najbardziej poszkodowane.
-Może byś pomógł, zamiast stać i patrzeć?- Syczę, na co chłopak śmieje się krótko i odwraca bokiem do mnie.
-Jestem Harry, maleńka.- Podaje rękę Reevie, a we mnie natychmiast budzi się instynkt samozachowawczy. Zrywam się na równe nogi i szybko podchodzę do siostry, kładąc jej dłonie na ramionach. Dziewczynka wydaje się być oczarowana nowo poznanym młodym mężczyzną.
-Reeva.- Ściska jego dużą dłoń i uśmiecha się promiennie. Krzywię się na wskutek cierpiących kości, jednak moja mimika zostaje zupełnie odwrotnie zinterpretowana. Brunet unosi brwi i prostuje się, a jego głowa zawisa wysoko nade mną. Musi mieć co najmniej metr dziewięćdziesiąt.
-Czyżbyś była niezadowolona z tego, że twoja siostra poznaje przystojnych chłopaków, a ty nie?- Cwaniacki uśmieszek ląduje na jego pełnych, malinowych ustach. Marszczę brwi i przykładam dłoń do żeber, aby lekko je rozmasować.
-Przystojnych? Nikogo takiego tu nie widzę.- Mój zirytowany głos dodatkowo pogarsza moją sytuację.
-Nie bądź taka nadęta, każdemu zdarzają się gorsze dni.- Harry nie traci dobrego humoru, a mój stopniowo się pogarsza. A dzień zapowiadał się tak wspaniale.
-Wybacz, musimy już iść.- Mówię, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Chlopak prycha, po czym pochyla się w lewą stronę, aby z trawnika sąsiadów zerwać pojedynczego kwiatka. Serce podskakuje mi do gardła, jednak mojego emocje szybko opadają, kiedy brunet kuca, aby wręczyć go mojej siostrze.
-Miłego dnia, skarbie.- Mruga i podnosi się tylko po to, aby rzucić mi aroganckie spojrzenie. Mrużę oczy i popycham Reevę, aby jak najszybciej stąd odejść.
-Po drodze musimy wstąpić do apteki.- Mruczę, ciągnąc dziewczynkę za sobą.
-Harry jest bardzo miły.
-Nie zauważyłaś, że nie pomógł mi się podnieść, kiedy leżałam jaka długa na betonie?
-Był zbyt zainteresowany mną.- Wywracam oczami i oglądam się, sama nie wiem dlaczego. Harry stoi na swoim miejscu i wpatruje się we mnie. Kiedy dostrzega mój zdziwiony wzrok, salutuje, a jego twarz ponownie rozświetla uśmiech.
______________________
nie miałam weny, wybaczcie:(((( kocham was bardzo ♥
YOU ARE READING
Last Breath || h.s.
Fiksi PenggemarKiedy twoje życie przebiega stałym, niczym niezakłóconym rytmem, nie zastanawiasz się nad jutrem. Żyjesz chwilą, cieszysz się wolnością. Kiedy twoje życie z góry skazane jest na szybki finał, chcesz jego ostatnie momenty przeżyć jak najlepiej. Chces...