-Dziękuję za lot, życzę miłego dnia.- Wysoki brunet uśmiecha się do mnie lekko, zaraz po tym, gdy pomaga mi zdjąć moją torbę podręczną. Odwzajemniam jego gest i schodzę metalowymi schodkami na beton. Wyciągam rączkę walizki i zaczynam ją za sobą ciągnąć, jednocześnie starając się nie zgubić. Mimo iż tyle razy latałam sama, wciąż mam to dziwne przeczucie, że coś zrobię nie tak.
Po paru minutach, kiedy bagaż główny stoi już przy mnie, zaczynam rozglądać się za czarną czupryną mojego brata, Charliego. Marszczę brwi, kiedy moje oczy nie napotykają jego chuderlawej sylwetki. Spoglądam w dół, na własny telefon, aby jeszcze raz wybrać jego numer i postarać się dokładniej określić swoje położenie.
-Halo, Charlie? Gdzie jesteś?- Pytam, powracając do przeszukiwania zatłoczonego lotniska.
-Widzę cię.- Mówi jedynie i rozłącza się. Wzdycham cicho i chowam urządzenie do kieszeni spodenek. Londyn jak zwykle przywitał mnie kiepską pogodą, a ja, spędziwszy kilka lat w słonecznym Palm Springs, odzwyczaiłam się od zachmurzonego, angielskiego nieba. Notuję sobie w głowie, aby po dotarciu do domu zadzwonić do przyjaciółki ze szkoły i poinformować ją o dotarciu.
-Cześć, kurduplu!- Słyszę głęboki głos bruneta, więc patrzę w stronę, skąd on dochodzi. Chłopak idzie w moim kierunku z otwartymi ramionami i szerokim uśmiechem. Bez wahania wtulam się w jego klatkę piersiową, zawsze dającą otuchę i pocieszenie.
-Charlie, stęskniłam się za tobą.- Odzywam się, a mój ton jest całkiem poważny i bardzo szczęśliwy. W całym swoim wspólnym życiu szczędzimy sobie pochlebstw i miłych słów, ale tą sytuację można uznać za wyjątek. W końcu nie widziałam go od dwóch lat.
Charlie zabiera moje bagaże, oczywiście dodając kąśliwą uwagę o ich wadze i cenie, którą musieliśmy zapłacić. Wywracam oczami i idę tuż obok niego, prosto do nowego nabytku brata. Czarne, opływowe auto lśni w poświacie blasku lamp ulicznych, które oświetlają część parkingu. Nie mogę powstrzymać się od sarkazmu, który zostaje przyjęty głośnym śmiechem. Siedząc już w samochodzie, wiążę długie włosy w kucyka i zapinam pas. Charlie zajmuje miejsce kierowcy i rusza. W tym samym momencie uruchamia się radio, z którego wydobywają się miękkie dźwięki piosenek Coldplay. Chcę zacząć temat, który nie jest poruszany zbyt często, zwłaszcza między nami i boję się, że to będzie kiepskie rozpoczęcie tego lata.
-Co u mamy?- Pytam niewinnie, mając nadzieję, że zrozumie o co mi chodzi.
-Wszystko w porządku.- Zgrabnie omija temat, a ja zaciskam usta w wąską linię.
-Reeva dobrze się czuje?
-Gage, do czego zmierzasz?
-Dobrze wiesz, a robisz co możesz, żeby to opóźnić.
-Co mam ci powiedzieć? Że mama i babcia kłócą się codziennie? Że Reeva płacze po nocach i modli się o twój powrót? Restauracja to totalna klęska i trzeba ją sprzedać, ale mama jest do niej zbyt przywiązana i nie chce nawet o tym słyszeć.- Wzdycham cicho, a Charlie przeczesuje włosy dłonią. Dowiedziałam się tego, czego chciałam i, o dziwo, wcale nie czuję się lepiej. Spodziewałam się awantur, z których najbardziej szkoda mi mojej młodszej siostry, ale coś czuję, że nawet mój powrót niczego między nimi nie zmieni.
Gdy dojeżdżamy na miejsce, brat parkuje przed garażem.
-Nie poruszaj tego tematu, przynajmniej nie dzisiaj, dobrze?- W połowie jest to prośba, w połowie rozkaz i chyba to drugie przeważa. Kiwam potakująco głową, a w oknie na pierwszym piętrze widzę cień małej dziewczynki.
-Wybierasz się jeszcze gdzieś?- Unoszę brwi.
-Taa, Kendall robi imprezę. Zaprosiłem na nią Rachel i nie mam jak tego odkręcić, więc muszę się pojawić chociaż na chwilę.- Chichoczę z jego totalnego braku umiejętności doboru dziewczyny i wychodzę. Zabieram z tylnego siedzenia torbę, a Charlie wyciąga z bagażnika trzy razy większą walizkę. Jego oczy wychodzą z orbit, kiedy stara się ją utrzymasz choć przez chwilę, a z ust wydobywa się głośne sapnięcie.
-Nie noś jej, żyłka ci pęknie.- Mruczę, zerkając na wypukłość na jego zaczerwienionym czole. Zdecydowanie powinien zacząć ćwiczyć i już mam to na końcu języka, kiedy drzwi frontowe otwierają się, a zza nich wyłania się Reeva. Uprzedza ją krzyk połączony z piskiem, po czym wpada na mnie, przytulając się do mojego brzucha. Łapię ją pod pachy i ciągnę w górę, ignorując ból w plecach i pieczenie w ramionach. Nabrała wagi, odkąd widziałam ją ostatni raz, ale jeśli już ją podniosłam, nie chcę zrobić jej zawodu i odstawić na ziemię pod kiepskim pretekstem złej kondycji.
-Gage, wróciłaś!- Moje bębenki pękają, jednak cieszę się, że w końcu widzę tą roztrzepaną dziewięciolatkę i mogę ją przytulić. Owija swoje nogi wokół mojego pasa i trzyma się tak mocno, że chyba nie muszę jej pomagać.
-Tęskniłam za tobą! Charlie nie chciał się bawić moimi lalkami, a mama nigdy nie miała czasu.- Marudzi, po czym wystawia brunetowi język. Śmiejemy się krótko, a ja przyznaję Reevie rację, że Charlie to straszny leń.
-Gage, kochanie.- Słysząc uwielbiany głos mamy, moje ciało mimowolnie się rozluźnia. Muszę pamiętać o Reevie, inaczej będzie leżeć pod moimi stopami. Na szczęście dziecko szybko opuszcza moje ciało, aby mogła spokojnie przytulić do siebie niziutką, krępą postać rodzicielki. Jej czarne włosy związane są w idealnego kucyka, gumką taką samą jak kolor długich pasm. Uśmiech rozświetla jej zoraną zmarszczkami twarz, mimo nielicznych niedoskonałości wciąż piękną. Tak się cieszę, że w końcu wróciłam do domu. Nie dostrzegam nigdzie babci i skrycie jestem dość zadowolona z tego faktu. Dopiero gdy wchodzę do środka naszego mieszkania, starsza kobieta schodzi z trzech ostatnich schodów i podchodzi do mnie, aby uścisnąć lekko moje ramiona i złożyć na czole pocałunek.
-Witaj, dziecko.- Uśmiecha się, a dołeczek na brodzie staje się bardziej okazały. Poprawia szarą chustę na głowie i wyciąga rękę w stronę Reevy. Dziewczynka chwyta ją i posyła babci uśmiech.
-Reeva, kochanie, jadłaś coś dzisiaj? Wyglądasz na bardzo wychudzoną.- Widzę, że jej koncert już się zaczyna i szczerze, jestem pełna podziwu, że wytrzymała bez krzyku całe dwie minuty.
-Jadłam śniadanie i obiad, nie jestem głodna.- Nie patrzy w stronę siwowłosej, jej wzrok utkwiony jest w mamie, stojącej w progu drzwi z założonymi rękami. Jej twarz wygląda na zirytowaną i zmęczoną ciągłymi kłótniami.
-Twoja matka na pewno nie dała ci nic porządnego, w końcu całe swoje życie przesiaduje w tej nic niewartej restauracji...
-Babciu, skończ.- Przerywam jej, przez co zostaję obdarowana wściekłym spojrzeniem. Kobieta puszcza dłoń Reevy, która natychmiast wtula się w mamę. Charlie jak dotąd nie odzywa się, stoi i przygląda się całej sytuacji. Słyszę jego głęboki oddech i wiem, że stara się uspokoić nerwy. Świadomość tego, że babcia nawet w tej chwili nie potrafi się powstrzymać sprawia, że chłopaka ogarnia złość.
-Wybacz, że powiedziałam prawdę.- Podjudza mnie, jednak niech nie sądzi, że dam się tak łatwo.
-Przynajmniej raz mogłaś się postarać. Nie wytrzymasz nawet teraz, kiedy dopiero co przyjechałam i jedynie o czym marzę, to spokój w domu?- Pytam retorycznie, ponieważ zaraz po tym chwytam walizkę i wychodzę po schodach. W połowie stopni słyszę zagniewany głos babci.
-Szkoda, że w tej szkole nie nauczyli cię, że to starsza osoba kończy rozmowę.
_______________
witam w nowym opowiadaniu:) trochę się rozszalałam, wiem:D na sam początek chciałam napisać, że nie ma dokładnej daty pojawiania się rozdziałów, tak jak to było w Other i Asleep. rozdziały piszę wtedy, kiedy mam wenę i mam nadzieję, że będziecie na tyle cierpliwe:)
Harry powinien pojawić się w kolejnym rozdziale, tak mi się wydaje:D
wy też nie lubicie babci Gage? :| jest dziwna :| a co sądzicie o jej rodzinie? liczę na wasze komentarze pod 1 rozdziałem nowego opowiadania i mam nadzieję, że pokochacie je równie mocno jak ja:)
kocham was ♥

YOU ARE READING
Last Breath || h.s.
Fiksi PenggemarKiedy twoje życie przebiega stałym, niczym niezakłóconym rytmem, nie zastanawiasz się nad jutrem. Żyjesz chwilą, cieszysz się wolnością. Kiedy twoje życie z góry skazane jest na szybki finał, chcesz jego ostatnie momenty przeżyć jak najlepiej. Chces...