Ludzie

572 64 44
                                    

Lúthien robiła bransoletkę z muliny, zaśmiewając się do łez z historii, którą właśnie usłyszała od Aredheli siedzącej z nią przy stoliku. Obie panie świetnie się dogadywały. Lúthien nauczyła Aredhelę kilku ściegów, a Aredhela pokazała jej trzy fajne seriale.

Celegorm i Curufin siedzieli z kwaśnymi minami w kącie pokoju, patrząc wilkiem na braci i kuzynów. Maedhros przyniósł wielki dzbanek herbaty poziomkowej, za nim szedł Maglor z filiżankami. Dosiedli się do dziewcząt, zaraz dołączyła do nich reszta (wyjąwszy z obrażonych Celegorma i Curufina).

Maglor ucałował Aredhelę w policzek. Lúthien uśmiechnęła się szeroko; Amrod i Amras zrobili zdegustowane miny.

- Awww, jesteście parą? - spytała Tinúviel. Aredhela uśmiechnęła się.

- Pewnie! - wykrzyknął Maglor. - Ari to mój skarb.

- To urocze! Amrod i Amras pewnie też już mają dziewczyny?

Bliźniacy wymienili uśmieszki i pokiwali głowami.

- A ty, Russo? - zwróciła się Lúthien do Maedhrosa.

- Ja? Eee, ja nie - rudzielec uśmiechnął się słabo.

- Masz kogoś na oku?

- Teoretycznie tak - podrapał się za głową i pokiwał głową dla potwierdzenia swych słów.

Lúthien spojrzała mu badawczo w oczy, ale nic nie powiedziała.

- Lúti, a co tam u twojego kochasia? - roześmiała się Aredhela.

- Świetnie! Wygrał konkurs dla tropicieli!

- A twój stary? - z przekąsem wtrącił Maglor. Lúthien spiorunowała go wzrokiem.

- A jak myślisz? On zabrania mi nawet palić, bo uważa, że jestem za młoda.

Legolas, do tej pory z zachwytem wpatrzony w dziewczynę, wydał cichy okrzyk.

- Tinúviel, ty też palisz?!

- Taaa, pali, ale marysię - zachichotał Maglor.

Nagle telefon Legolasa zadzwonił.

Adar: Jadą goście!

***

Na przedzie kolumny jeźdźców był duży koń ciemnej maści. Siedział na nim przystojny mężczyzna o brązowych włosach. Był wysoki i odziany w kawał materiału nieokreślonego koloru i kształtu, kiedyś zapewne będący ciemnozielonym płaszczem.

Ledwo zdążył zsiąść z konia, gdy w ramiona rzuciła mu się Arwena. Noldorowie cierpliwie czekali, aż dziewczyna go wypuści - no i w końcu się doczekali.

- Aragorn, syn Arathorna - przedstawił się brunet, całując w rękę kolejno Lúthien i Aredhelę, które także mu się przedstawiły.

Podszedł do stojącego z nonszalancką gracją Fëanora, ukłonił się kulturalnie i ścisnął podaną sobie dłoń.

- Aragorn, syn Arathorna, dziedzic Isildura.

- Fëanor Curufinwë, król Noldorów.

Aragorn skinął głową z uznaniem i szacunkiem, ale nie uniżenie. Fëanorowi bardzo spodobał się jego rzeczowy sposób bycia.

Elessar uścisnął także prawice Fëanorian, Fingona, Turgona i Finroda, przed każdym krótko się kłaniając. W końcu doszedł do Legolasa.

- Witaj, przyjacielu!
Podszedł, by objąć elfa na powitanie, ale Legolas go zatrzymał, patrząc mu w oczy lodowatym wzrokiem.

- Stój, stój.

Aragorn zmarszczył brwi.

- Co jest?

Legolas przez chwilę nic nie mówił. W końcu wybuchnął rozżalonym tonem.

- Nazywasz się przyjacielem... A gdzie byłeś, gdy moje memy na Instagramie miały po cztery lajki?!!!

Na chwilę zapadła cisza.

- Zakładałem cztery konta, bracie.

Legolas zmierzył go wzrokiem. Wreszcie pojednawczo skinął głową.

- Bracie.

***

- Poznajcie Berena! - z radością wykrzyknęła Lúthien, trzymając za rękę smukłego mężczyznę o kawowym odcieniu skóry i wysokich kościach policzkowych. Połowę czarnych, prostych włosów miał zaplecioną w małe warkoczyki wzdłuż głowy, resztę rozpuścił.

Beren uśmiechnął się lekko.

- Miło mi.

Curufin i Celegorm mordowali go wzrokiem. W głowie blondyna pojawiały się tysiące scenariuszy na zabicie młodego mężczyzny. Chłopak jednak, ewidentnie to zauważywszy, zignorował to zupełnie. Aredhela spoglądała na Berena, starając się, by nie zauważył tego Maglor. Pomimo, że elfowie rzadko zwracali uwagę na ludzi w sensie romantycznym, zrozumiała, czemu Lúthien była gotowa zrezygnować dla niego z nieśmiertelności. Miał w sobie jakąś świeżość, której żyjącym tysiące lat elfom brakowało.

***

Galadriela wzięła głęboki oddech.

- Nie, Fëanorze. Nie przyjechał, bo ktoś musi się zajmować Lórien.

Fëanor przybrał swój patentowy krzywy uśmiech.

- Oryginalna nazwa.

- My przynajmniej przeżyliśmy.

- Wolę zginąć w bólu i ubroczony własną krwią, ale z mieczem w ręku, niż uciekać za góry.

- Czy zarzucasz mi tchórzostwo? - Oczy Galadrieli zalśniły groźnie.

Fëanor nic nie odpowiedział, tylko rozłożył ręce, a jego uśmiech - jeśli to możliwe - stał się jeszcze bardziej szyderczy.

- Fëanorze, w przeciwieństwie do ciebie umiem odróżnić głupią brawurę od odwagi.

- Umiesz też błyskawicznie zmieniać poglądy i strony - założył nogę na nogę.

Galadriela mocno zacisnęła usta. W pamięci wciąż miała krzyk bezbronnych Telerich.

- Morderca - wysyczała i odeszła szybkim krokiem.

Przepraszam za delikatny, ale nieco nieprzyjemny angst, no ale... to Silnarillion, jeden wielki angst. Przepraszam też, że dopiero teraz.

Śródziemne DziejeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz