14.

28 2 2
                                    

Byłam zdecydowana co do odpowiedzi jaką podam Aaronowi. Nie mogłam całe życie uciekać od uczuć, zresztą i tak było już za późno. Wiedziałam, że Aaron Black ma już zagrzane miejsce w moim sercu. Nie mówię, że go kocham,  jednak zdawałam sobie sprawę, iż jest to w przyszłości całkiem możliwe. Wprowadził do mojego życia niebezpieczeństwo i nadmierną dawkę adrenaliny ale z nim obok siebie to wcale nie było coś złego, wydawało się nawet niezbyt istotne. 

Dlatego, gdy tylko wkroczyłam na teren szkoły, szukałam wzrokiem ciemnowłosego. Nie umiałam go zlokalizować, więc ruszyłam, jak zwykle miałam w zwyczaju, w stronę palarni. Od razu dostrzegłam, że tam stał. Czarne rurki, czarna koszulka opinająca się na jego mięśniach i jeansowa kurtka - cholera ten człowiek był zbyt perfekcyjny, by być prawdziwy. O dziwo stał sam co mnie nieco zdziwiło. 

- Gdzie jest reszta? - Rzuciłam do niego w momencie, gdy byłam na tyle blisko by mógł mnie usłyszeć. 

- Mają odwołane pierwsze zajęcia. Bower jest chora. - Ich nauczycielka z biologii nie chorowałam praktycznie wcale, więc musieli być niezmiernie szczęśliwi, że ten raz im się udało. 

- Zgadzam się. - Powiedziałam, pewnie patrząc w jego oczy. 

- Zgadasz się na co? - Wiedziałam, że od razu domyślił się co miałam na myśli ale to był Black. Zawsze musiał utrudniać. Przewróciłam na niego oczami. 

- Zgadzam się pójść z tobą na bal. - Na jego twarzy zagościł ten cwaniacki uśmieszek. Od niedawna, uwielbiałam ten uśmiech. 

- Byłem pewien, że tak będzie. - Kończąc zdanie szybko mnie przyciągnął za biodra bliżej siebie i wcisnął w moje usta, mocnego buziaka. Puścił mi oczko i zaczął iść w stronę wejścia do szkoły. 

- Przecież mamy razem lekcje debilu! - Krzyknęłam za nim. Ten zidiociały frajer obrócił się w moją stronę ze śmiechem ale dalej twardo szedł przed siebie. 

- Złap mnie! - Zawołałam i z rozbiegu wskoczyłam na jego plecy. Lekko się zachwiał ale chwycił mnie mocno za tył ud i dzielnie szedł pod klasę.  Ludzie patrzyli na nas z zaskoczeniem, a większa część dziewczyn zabijała mnie wzrokiem. Chuj wam w pysk szmaty! 

- Mój kręgosłup... - Jęknął dramatycznie, kiedy zajęliśmy swoje miejsca w sali. 

- Wymasuje ci go. - Szepnęłam mu uwodzicielsko na ucho i zastanawiałam się skąd we mnie nagle takie pokłady pewności siebie.

- Trzymam cię za słowo, kotku. - Wymruczał i położył dłoń na moim udzie. Kreślił jakieś wzory na skórze co, muszę przyznać, było dosyć przyjemne. Zaśmiałam się pod nosem bo jeszcze nie dawno sama jego obecność mnie irytowała. Teraz nie wyobrażałam sobie, że miałabym funkcjonować bez jego głupich komentarzy czy już nigdy nie czuć jego dotyku. 

Lekcje minęły mi cholernie szybko. Co prawda na żadnej nie byłam zbytnio skupiona bo moje myśli wędrowały do pewnego ciemnookiego chłopca. Co się kurwa ze mną stało? Wysiadłam z samochodu Alissy i ruszyłam do domu. Byłam zaskoczona i trochę wystraszona, kiedy okazało się że drzwi są otwarte. Byłam pewna, że je zamykałam. Weszłam po cichu do domu i ruszyłam w stronę salonu z którego docierały dźwięki telewizora. Kiedy zobaczyłam kto siedzi na kanapie nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. 

***

- Co wy tutaj robicie? - Spojrzałam na jej twarz i nie mogłam uwierzyć, że tutaj jest. 

- Z tego co wiem to mieszkamy córeczko. - Zachichotała moja mama. Mi wcale nie było do śmiechu. 

- Mieszkacie? Przez ostatnie lata to raczej tu bywacie. - Starałam się być spokojna ale czułam jak gniew buzował w moich żyłach. - I co kupiliście mi znowu jakiś drogi prezent, żeby wynagrodzić waszą ponad miesięczną nieobecność?! - Puściły mi nerwy i już nie panowałam nad podniesionym głosem. - Totalnie zapomnieliście, że macie córkę! Od momentu, kiedy umarł Liam prawie wcale was ma, ale kurwa ja żyje! Ja nie umarłam! - Łzy płynęły po moich policzkach ale miałam to centralnie w dupie. Nie mogłam ciągle udawać, że nie boli mnie ich porzucenie.

- Lilith to nie jest tak... - Widziałam w jej oczach łzy ale nie byłam w stanie czuć współczucia. Ona nie wiedziała ile ja nocy przepłakałam przez ich nieobecność.  Do salonu wszedł tata, a ja jeszcze mocniej zaczęłam płakać. Od zawsze byłam przysłowiową "córeczką tatusia". 

- Uspokój się promyczku. Zawaliliśmy, masz rację ale mamy na prawdę dużo pracy. Firma jeszcze nigdy nie miała tyle zleceń. To dla nas na prawdę ważne.  - Te słowa były jak sztylet wbity prosto w serce. 

- Więc praca jest ważniejsza ode mnie. W porządku, rozumiem. - Powiedziałam spokojnym już głosem. Chwyciłam kurtkę, założyłam buty i opuściłam dom. Nawet nie próbowali mnie zatrzymać. 

Usiadłam na ławce w parku i odpaliłam papierosa. Teraz dotarło do mnie, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Nie będę już miała szczęśliwej i kochającej się rodziny. William i Elizabeth Price byli, jeszcze nie tak dawno, najlepszymi rodzicami na świecie. Pamiętam jak co tydzień zabierali mnie i Liama na pizzę, a potem wspólnie chodziliśmy na długie spacery. Kochali nas i pokazywali nam to na każdym kroku. Potem on odszedł, a oni razem z nim. 

Musiałam przestać o tym myśleć. To już niczego nie zmieni. Nawet nie wiem, kiedy wyjęłam telefon i wybrałam jego numer. 

- Już się stęskniłaś kotku? - Jego głos od razy wywołał delikatny uśmiech na mojej twarzy. 

- Nie chcesz się może spotkać? - Miałam lekką chrypkę spowodowaną płaczem. 

- Co się stało? - Słyszałam jak zaczął się zbierać. 

- Nic takiego. Po prostu potrzebuje towarzystwa. - Nie miałam siły na zwierzanie się, chciałam tylko czuć, że nie jestem sama.

- Będę za dziesięć minut w parku ok? - Rzuciłam szybkie "w porządku" i się rozłączyłam.

Zastanawiało mnie dlaczego nie pomyślałam nawet przez moment, aby zadzwonić do którejś z moich przyjaciółek. Może to dlatego, że Aaron Black potrafił sprawić, że zapominałam o wszystkich problemach? Może to to, że lubiłam jego towarzystwo, chociaż nie powiem tego głośno? Moje serce znało odpowiedź ale nie byłam na nią gotowa.

- Jestem. - Usłyszałam tuż przy uchu i prawie zeszłam na zawał. 

- Nie strasz mnie. - Sapnęłam, trzymając się za serce.

- Wiem, że coś się wydarzyło Lilith ale wiem też, że nie chcesz teraz o tym gadać. - Po jego wypowiedzi wiedziałam, że telefon do niego był strzałem w dziesiątkę. - Mam coś co trochę nas wyluzuje. Chyba oboje tego potrzebujemy. - Wyjął z kieszeni blanta, a ja się uśmiechnęłam. To było to. 

- Jesteś cudowny. 

- Wiem to. - Puścił do mnie oczko. 

Kilkanaście minut później było po sprawie, a ja czułam się świetnie. Wiedziałam, że całe to gówno nie zniknęło, ale w tym momencie zeszło ono na dalszy plan. 

Nagle coś mnie tknęło i usiadłam Aaronowi na kolanach, twarzą do niego. Patrzyliśmy sobie w oczy, aż musnęłam lekko jego usta. Chłopak pogłębił pocałunek ale utrzymywaliśmy go w wolnym tempie. Smakował kawą i papierosami, co dla mnie było mieszanką idealną. Oderwaliśmy się od siebie, dysząc. Przyłożyłam swoje czoło do jego i będą pewną swoich słów, wyszeptałam. 

- Muszę znać całą prawdę Aaron. Jeśli nie chcesz mnie stracić, musisz mi zaufać.  

Moja decyzja  mogła zmienić moje spojrzenie na niego. Mogła nas do siebie przybliżyć. Mogła również sprawić, że już więcej go nie zobaczę. 

Teraz jego ruch.

***

Bardzo ale to bardzo długo nie było rozdziału. Ja wiem i przepraszam za to. Mam nadzieję, że od teraz się wszystko zmieni i wena nie opuści mnie już, a bynajmniej nie na tak długi okres czasu. Piszcie jak wam się podoba :) 

Do następnego :) 


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 26, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Dark TimesWhere stories live. Discover now