~ 1 ~ TAJEMNICA POCZĄTKIEM WSZYSTKIEGO

2.5K 59 6
                                    

Okropna szopa, która była zjedzona przez przemijający czas. Na zewnątrz momentalnie nastąpiła straszna ciemność. Wystawiając rękę ,mogłam dostrzec jedynie zamglone palce. Przeraźliwy dreszcz, przewidujący coś niedobrego, który opanował moje ciało. Mnóstwo  ciemnych i dużych postaci, przypominających te z horrorów, które przemieszczały się przez okolice. Miałam wybór. Albo biec do szopy, albo zaryzykować i udać się do wielkiego zamku na wzgórzu. Wybrałam tą drugą opcję, ponieważ wydała mi się bardziej racjonalna. Tam na pewno był ktoś, kto mógłby mi pomóc i odstraszyć zmory.  Biegłam z całych sił, ile energii miałam w nogach, lecz... Coś złapało mnie za duszę, kazało odkręcić się do siebie. Ujrzałam ogromną, ciemną i niezwykle zimną zmorę. Zbliżyła się do mnie tak, że moje oczy mogły spokojnie dostrzec nawet najmniejsze niedoskonałości twarzy...

— Stop! — wykrzyczałam, podnosząc się do postawy siedzącej. Nienawidziłam koszmarów, a te w ostatnim czasie coraz częściej mnie odwiedzały. Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze spokojnie parę godzin, aby dostać się na peron, a z niego do Hogwartu. Był wczesny ranek, przeciągnęłam się w łóżku, aby po chwili wstać i udać się do kuchni, aby posilić się na ten dzień. Koszmar na sam początek dnia nie napawał mnie ogromnym optymizmem, ale jednak - przecież jakiś zły sen nie może zniechęcić mnie do rozpoczęcia kolejnego roku nauki, ale w nowej szkole. Podchodząc do lodówki, zauważyłam, że wisi na niej karteczka, o  treści :

Dzień Dobry Alice,

Wraz z tatą musieliśmy jechać do Twojej dawnej szkoły, aby załatwić kilka spraw. Planujemy wrócić przed Twoim odjazdem na peron, Kochamy Cię.

Mama i Tata.

Westchnęłam na przyjęcie kolejnej informacji, że akurat tak wcześnie musieli gdzieś wyjść, by coś załatwić. Zdjęłam ją, zgniotłam w palcach i wrzyciłam do kosza. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam owoce i mleko. Podczas nieobecności rodziców, zdążyłam zjeść proste śniadanie oraz w miarę zadbać o siebie. Resztę czasu spędziłam głownie na leżeniu, patrząc się w sufit i rozmyślaniu, jak będzie w Hogwarcie. Nagle usłyszałam otwierające się drzwi, co oznaczało, że moi rodzice właśnie wrócili. Zerwałam się z kanapy i stanęłam w korytarzu, żądając wyjaśnień.

— Co musieliście załatwić? 

— Stresujesz się? — zapytała mama, odwieszając swój płaszcz na wieszaku.

Czyli teraz będziemy przerzucać się pytaniami, wspaniale.

—  Dlaczego mnie przenosicie? — ponownie nie usłyszałam konkretnej odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie. Tato usiadł przy stole w jadalni i  wymownie spojrzał na swoją żonę. Ta zaś, zaczęła szykować śniadanie.

—  Wilczyco... Zobaczysz, tam będzie zdecydowanie lepiej. — nagle, na odpowiedź zdołał się odważyć tato.

Odkąd pamiętam tak mnie nazywa. Jeszcze nie miałam okazji, by zapytać się czemu akurat "Wilczyca", przecież to przezwisko nie było ani dziewczęce, ani z dobrym wydźwiękiem.

 — Sama twierdzisz, że nie pasujesz tam. — wtrąciła kobieta, nawet nie odwracając się w naszym kierunku.

— Bo wizja mnie w niebieskim mundurku i z grzecznie ułożonymi włosami kompletnie do mnie nie pasuje. —  odpowiedziałam. —  Ale to nie oto w tym chodzi. I w trójkę to wiemy, więc może zaczniecie mnie traktować poważnie?! 

Na to, jedynie odpowiedziała mi cisza. Bardzo ciężka cisza, która oznaczała, że jednak nie dowiem się tego, czego oczekiwałam. Dało mi to do zrozumienia, że sprawa jest dużo poważniejsza, niż mogło mi się wydawać, skoro oboje nie byli skorzy nawet odpowiedzieć mi na jedno pytanie. Choć wiedziałam, że rodzice zawsze chcą chronić swoje dzieci to jednak nie rozumiałam, dlaczego traktują mnie jak bardzo kruchą kulkę ze szkła.

...

— Więc, różdżka jesion, 11 3/4', pióro feniksa, miotła, kot... Chyba wszystko. — poinformowałam mężczyznę, uważnie czytając każdy podpunkt naszej listy. Ostatnie co bym chciała to czegoś zapomnieć, a do tego miałam dużą tendencję.

— To jak? Gotowa? — zapytał z uśmiechem , chwytając za kufer.

— A mam jakiś inny wybór? — wymamrotałam.

— Ale co to jest za nastawienie? — upomniał mnie, wynosząc z salonu moje pakunki. Racja, zwykle to ja  tej rodzinie była radosną osobą, ale okoliczności nie napawały mnie szczególnym optymizmem. Jednakże, w Hogwarcie już wszystko miało swój porządek, a ja niekoniecznie chciałam  wprowadzać tam chaos.

— Tylko że dołączam tam już na czwarty rok nauki i każdy ma już swoich przyjaciół i nic taka Alice jak ja, nie zmieni. — odpowiedziałam z nutą pretensji w głosie. —  Zobaczysz, będę jeszcze bardziej samotna niż w Beauxbatons. — stwierdziłam.

— Akademia nie była dobrym wyborem, ale zaufaj mi. Co by się nie działo, w Hogwarcie jesteś bezpieczna. I na pewno kogoś tam znajdziesz.

...

Na peronie towarzyszył mi tylko ojciec. Mama musiała - nikt by się nie spodziewał - pilnie wyjść. Przechodząc do właściwego peronu, zauważyła jak w jednym miejscu stoi duża grupa niskich dzieci, które zapewne tak jak ja, zaczynały swoją edukację w Hogwarcie.


Na stację przyjechał właściwy pociąg. Zdołałam się wmieszać w tłum jedenastolatków i  w miarę możliwości, byłam mniej więcej w połowie. Chciałam jak najszybciej naleźć, gdzieś wolny przedział, aby samotnie usiąść i zrelaksować się. Jednak, znalezienie czegoś dla siebie w pociągu pełnym uczniów nie było ani trochę łatwe. Błądząc gdzieś między przedziałami,  magle poczułam jak odbijam się od czyjejś klatki piersiowej.

I co jeszcze dziś się wydarzy...

— Uważaj jak chodzisz! — powiedział chłopak, na co automatycznie uniosłam swój wzrok. Był może w moim wieku lub starszy, a na swojej głowie miał bardzo jasne włosy, które wpasowywały się w jego równie jasny odcień skóry.

Jedyne czego potrzebowałam to chwila spokoju, a ten chłopak wcale mi w tym nie pomagał. Nagle pociąg ruszył, a przeciążenie sprawiło, że bezwładnie poleciałam na chłopaka. Poczułam, jak nie pozwala mi upaść poprzez objęcie moich ramion.

Pech chciał, że ten dzień nawet nie był bliski końcowi.

Za chwilę oboje uświadomiliśmy sobie absurd i dużą niezręczność wynikające z tej sytuacji. Chłopak mnie puścił i bez słowa odszedł w dalszą część pociągu. Zaraz po tym, również i ja znalazłam swoje miejsce. Usiadłam wygodnie, rozprostowując swoje nogi i ciesząc się chwilą wytchnienia przed nowym rokiem szkolnym w Hogwarcie.


******

Witajcie, oto pierwszy poprawiony rozdział.

Pozbawiłam go zbędnych i dosyć nie pasujących rzeczy, by jakkolwiek miał sens. 

Nie powinna wydarzyć się taka sytuacja, gdzie te rozdziały znacznie się od siebie różnią, także możecie być spokojni, że nagle dowiecie się, że w tym rozdziale pojawiła się X osoba, która następnie miała ważne znaczenie w dalszych losach Alice.

Przy okazji, chciałabym Was zaprosić na moją nową książkę - Over the clouds

Jest to opowieść o tym, by ujrzeć w człowieku drugiego człowieka, który również ma swoje problemy. Główna bohaterka zmaga się z największym problemem każdego człowieka - z momentem wejścia do dorosłego świata i stawieniu czoła rozłące.
Ten zimowy romans uczy, że nie zawsze to co widzimy z perspektywy osoby trzeciej, jest takie idealne jak zdawać by się mogło. Bo zapędzi i za bardzo skupieni na funkcjonowaniu w życiu, zapominamy o najważniejszych cnotach, a to skutkuje tym, że to życie nasz przeżywa, a nie my je.

Zabawna, wzruszająca, pełna Magii Świąt, a przede wszystkim - prawdziwa, opowieść o śnieżce, która wszystko zmieniła.

Trzymajcie się!


Without You - Hogwart Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz